(Nowy Kurjer, 25 września 1935, strona 8)
Tyle, że coś było nie tak. Albo lekarstwo niepewne, albo dawka nie taka. Robactwo mnie oblazło jakie paskudne, które bywa rozsadnikiem chorób różnych. Tu już nie ma co gdybać. Robota leży. Ja też. Antybiotyk potrzebny.
(Kurier Poznański ?)
Tak pokrzepiony, po jakimś czasie zabrałem się do czytania prasy. Niedziela prawie spokojna. Raptem parę kujnięć przechodniów.
(Ilustrowany Kuryier Codzienny, 27 kwietnia 1926, strona 6)
Młodzież też się bawi, i to na całego. Niejaki Feliks Fonda, piętnastoletni uczeń, całkiem ładnie zabalował.
(Nowy Kurjer)
Przy niedzieli czasem dobrze ślub wziąć. A podług tradycji, ślub bez mordobicia to się nie liczy. Na szczęście dla zapominalskich, są ludzie dobrej woli, co to podtrzymują najlepsze nasze tradycje.
(Nowy Kurjer, 25 września 1935, strona 4)
Po tak intensywnie spędzonym dniu, dobrze udać się do domu, swojego lub innego, jak kto lubi i może. Środek lokomocji najlepszy w takim wypadku cudzy, na ten przykład tramwaj albo dorożka. Gorzej jak się nie ma wyboru w portfelu, do dom daleko, a rower własny pod ręką. O czym się przekonał pewien rzeźnik.
(Nowy Kurjer, 25 września 1935, strona 6)
Choć z dorożkarzami to też trzeba ostrożnie. Nigdy nie wiadomo na kogo się trafi. A już najgorszy to zakochany mistrz bata.
(Nowy Kurjer, 18 września 1935, strona 6)
"Nie mogąc zapanować we wtorek 16 bm. nad dzielnością swego serca, pewien 'mistrz bata', dobył podczas gorącej przymówki z kolegą po fachu "majchra" i wypisał nim na ciele swego antagonisty kilka przekonań, które silnie krwawiły.[...]"
Cudownie!
Jednakowoż los ciężki nadużywających "jasnowidzącej", którzy z buta postanowią wracać do domu. Żeby uniknąć spotkania z wozem, co zagraża ich życiu, lub z nożownikiem dorożkarzem, wybierają tacy drogę boczną. Może też nie chcą siać zgorszenia swoim widokiem. I tak Józef M. po wypiciu spirytusu ze swoją przyjaciółką postanowił do siebie wrócić. W sensie miejsca zamieszkania. A że, w tym dniu drogi nie uznawał, tak skończył podróż nieopodal mieszkania, które właśnie był opuścił, w dole na ziemniaki. I to był początek jego przygód...
(Nowy Kurjer, 18 września 1935, strona 4)
W Lublinie za to nieboszczyki mogą wybierać, pochówek albo łóżko. Wybór taki miał trup pana Liszkowskiego. Trup zanim trupem został, miał operację, po której miał stracić przytomność. Uznano go za zmarłego i zapakowano do kostnicy...
(Nowy Kurjer, 4 czerwiec 1935)
Chorą djabeł opuścił i wstąpił w kota...Czyli w szpitalu źle, a znachor Świątczak musiał egzorcyzmy czynić Michalinie Klimek.
(Nowy Kurjer)
I tak ci co szczęśliwie dotrą do miejsca spoczynku, mogą sobie poczytać o sobótkach Kucowałachów...
(Nowy Kurjer, 4 lipca 1935, strona 4)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz