piątek, 27 listopada 2015

Dola człowiecza.

Zasadniczo życie nie rozpieszcza. Już na samym początku jesteśmy wypchnięci, coś jak wyrzucenie z domu, z ciepłych wnętrzności, i odcięci od macierzy, a później tłumaczy się nam, że droga która prowadzi z powrotem, jest dla nas zamknięta i co najwyżej za kilkanaście lat możemy się tylko smakiem obejść. Powrotu nie ma. A życie na nas czeka. Pełne nagości, przekleństw, alkoholu, narkotyków, brutalne i ponure...Coś jak klimat z filmów Noir. Nie będę ukrywał, są też miłe chwile, które umila wypłata, ale są to krótkie chwile jak wypłata. Chwile ulotne jak ulotka. Dlatego tylko wspominam...Wypłatę, bo chwile pamiętam.

Życie jak malowane.

 Przy tym wszystkim mając 40 lat, można lekkiego doła złapać, a zasadniczo to dół jak dwa na dwa, bez dna. Nie mając przyjaciół, rodziny, o awansie i poprawie swojego bytu nie marząc nawet, a jak już to przez samobója...Do tego dodając stratę dziecka i wyjście na spacer drugiej połówki, bez jej powrotu do domu. Opiekowanie się gromadą kotów może zmienić sytuację, ale na jak długo? Na pewno zmieni ją pojawienie się w życiu dalszej lub bliższej osoby, albo paru czubków czy innych psychopatów, co to ganiają z gnatami i maczetami po mieście, dla rozrywki, że tak powiem. Swojej i innych. Coś w końcu się będzie działo.

Dobrze sobie coś na ścianie powiesić...

Cały czas jesteśmy zmuszani do podejmowania wyborów, nie zawsze łatwych. Cierpienie, depresja, samotność, to chleb powszedni. Poruszanie się w tym mrocznym, o stonowanych barwach, bo nikt i nic nam ich nie rozjaśnia, ponurym świecie, pełnym fantasmagorycznych pejzaży, do najłatwiejszych nie należy. W dodatku inni polują na nas, w myśl zasady: po trupach do celu albo dla zabawy. Wspaniała muzyka, to jest to, co trzyma przy życiu, a jeśli nie, to przynajmniej bardzo pomaga. Nie wchodzę tu na gusta, ale pisząc muzyka, mam na myśli coś, czego da się słuchać. Słabość fizyczna też może odbić się czkawką, także pamiętajmy o chadzaniu do sklepu.

Susan i Teacup, The Cat Lady.

Tak mniej więcej wyglądało życie czterdziestoletniej Susan Ashworth. I miała spokój, ale wróciła do życia i znów ma przerąbane. Widzi światełko w tunelu. Ma załatwić w imieniu pewnej staruszki paru potworów co się zwalili do miasta. Obie panie na tą okoliczność zawrą umowę. A potworowie to nie jakieś zombi, tylko demony, które odzwierciedlają duszę Susan, żeby było zabawniej. Będzie to dość tajemnicza, niepokojąca i surrealistyczna podróż, krwawa i brutalna, ale dostanie nagrodę...Spokój umarlaka. Choć w sumie jako doszła samobójczyni...Właśnie. I można się zastanowić, w między czasie, że nasze życie nie jest takie złe. Jej jest trochę łatwiej, bo dostała jeszcze dziewięć żyć, jakby coś nie ten teges. Kilka razy dość brutalnie umiera, w czym aktywnie możemy jej pomóc. Przyznam, że świetna depresyjna gra, jak nie jestem grający na kompie, bo lubię karty z łiski bardziej, na ten przykład, to ten psychologiczny horror jest naprawdę wciągający, bardzo.

Teacup.


The Cat Lady, trailer, Remigiusz Michalski, 2012


A tu żeby się rozochocić: The Cat Lady, pooglądać jeszcze więcej można.



Kury, Jesienna deprecha, P.O.L.O.V.I.R.U.S., 1998.

Mam znowu doła
Znów pragnę śmierci
Wracają stare lęki
I nie mogę w nocy spać

Ból przemijania
Choroby, wojny, rozpacz
Wszystkie ciemne strony życia
Dręczą mnie ach kurwa mać

Brazylijski serial już nie cieszy jak kiedyś
Nawet seks jest banalny i nie kręci mnie
Może jestem nienormalny, za krótko byłem w wojsku
Może w lecie jakiś komar adidasa sprzedał mi...

Mam znowu doła
Znów pragnę śmierci
Wszystkie formy samobója
Przed oczyma stają mi

Sam już nie wiem co robić mam
Nie chcę dłużej smażyć tłuczonego szkła
Mam już dość leżenia pod kałużą
Ratuj mnie jesienny mały boże.



środa, 25 listopada 2015

Zoo praktyki.

Eadweard "Helios" Muybridge.

Historia przypadku, w której wypadek okazał się być znamienny dla poszkodowanego i całego świata. Edward James Muggeridge urodził się w Londynie, w 1830 roku. Po ukończeniu szkoły podjął pracę, która to wysłała go, jako agenta od sprzedaży książek, do USA. Na miejscu pracował także dla amerykańskiego wydawnictwa, co zmuszało go do częstych wycieczek. W połowie lat pięćdziesiątych otworzył własną księgarnię w San Francisco. W 1860 miał wracać do NY i Londynu,  ponoć coś nie tak z interesem. Nadszedł dzień 2 lipca. W drogę. Jedziemy na wycieczkę bierzemy kota w teczkę.

Stagecoach, John Ford, 1939 (gifdaygif).

"Aby się tam dostać, należy dojechać powozem do oberży we wsi u podnóża góry, gdzie czekają tragarze z lektykami. Byłyśmy cztery kobiety, wzięłyśmy więc tragarzy, mężczyźni zaś poszli z przewodnikiem pieszo. Olbrzymie skały, porośnięte drzewami, których korzenie czepiają się niepożytych masywów lub wiją się wśród szczelin i mchu pokrywającego głazy, sprawiały wrażenie dziwaczne i zdumiewające zarazem. Na każdym zakręcie otwierały się wspaniałe widoki.[...] Lud tutaj dobry, a uprzejmość zdaje się być jego cechą wrodzoną.[...]" [Dyliżansem przez Śląsk : dziennik podróży do Cieplic w roku 1816. Izabela Czartoryska, 2006, tłum. Jadwiga Bujańska]

Contemplation Rock, Glacier Point. Yosemite Park.

Nie wiadomo jak wyglądała droga powrotna Edwarda. Jedno jest pewne. Jazda była ostra. W wyniku tej drogi doznał poważnych uszkodzeń ciała, głównie głowy. Stracił na kilka miesięcy smak, słuch i węch. Po dotarciu do Londynu trafił pod skrzydła nadwornego lekarza samej królowej Wiktorii. Pod tymi skrzydłami trwał około roku, do pełnego powrotu do zdrowia. Też nie wiadomo czy mu się to udało, ponoć doznał trwałych zmian osobowości, w wyniku uszkodzeń mózgu, albo od tych skrzydeł. Ten wątek chyba nie był badany jak i to, ża zaczęło się od konia. Zniknął na parę lat. A jak się odnalazł, w 1867, to już był się zajmował fotografią, znowu w San Francisco, gdzie rok później otworzył nawet studio fotograficzne. W tym czasie głównie zajmował się fotografią krajobrazową. Zachodnie wybrzeże USA, Kalifornia, Alaska, dolina Yosemite, Vancouver, Frisco, koleje, latarnie morskie i gejzery. A później, jakoś w latach '70, Edward James, zniknął na zawsze. Eadweard tłumaczył to powrotem do historycznej ortografii, nazwisko już wcześniej zapisywał w formie Muybridge.

Dolina Yosemite, Wild Cat Fall, 1872.

Gdy on się zajmował krajobrazem i architekturą a po drodze wojną Modoków, jego 21-letnia żona Flora Stone, zajmowała się kochankiem, majorem Larkynsem. Jak się  o tym dowiedział to sprawę rozwiązał. Na tyle skuteczne to rozwiązanie było, że urodził mu się syn, Flored. Podejrzeń nabrał dopiero gdy znalazł fotografię syna z dopiskiem "Mały Harry", tylko że to był dopisek majora. Tym razem reakcja była zdecydowana. Poszedł do majora, a gdy ten otworzył drzwi miał rzec: "Dobry wieczór, majorze. Oto moja odpowiedź na wiadomość, którą wysłałeś mojej żonie" i strzelił mu w serce. Major padł trupem. Muybridge posiedział trochę w areszcie, ale sąd go uniewinnił, bo jak stwierdził, działał w obronie rodziny i w zasadzie to sprawa honorowa. O to, to. Dziś pewnie poszedłby siedzieć, za zabójstwo ojca dziecka...I prawie głowy rodziny.

Dolina Yosemite z Rocky Ford, 1872.

Też mu się trafiła wyjątkowa wojna. Ta Modoków. Padł w niej generał Edward Canby, który był jedynym generałem poległym w wojnach z Indianami.
 
Modok na pozycji.

Po zwolnieniu z aresztu wyskoczył sobie na trochę do Ameryki Południowej, porobić krajobrazy Gwatemali i Panamy. Jeszcze zdążył wsadzić syna do sierocińca przed wyjazdem. Bo to majora. Ta miłosna przygoda stała się tematem dla libretta opery „Fotograf” z 1982, Philipa Glassa, której słowa pochodzą z akt procesu i jego listów do wiarołomnej żony. Po powrocie do San Francisco zajął się porzuconym wcześniej projektem, studium ruchu. Od początku lat '70 XIX wieku pracował nad fotografowaniem obiektów w ruchomych. Było to nie lada wyzwanie w tym okresie, uwzględniając możliwości techniczne posiadanego sprzętu, a tak po prawdzie to ich brak. Podjął się realizacji zlecenia Lelanda Stanforda. Ten sam Stanford, od późniejszego uniwersytetu. Chodziło o zrobienie serii zdjęć i sprawdzenie czy koń w galopie odrywa wszystkie cztery kopyta od ziemi i w jakiej kolejności. Według legendy miał to być efekt zakładu Stanforda na 25 kilko dolków. Z tych prób nie zachował się żaden materiał. 

Most, Porto Bello, Panama, 1875.
 Department of Special Collections, UCLA
.


Ruiny kościoła, Antigua, Guatemala, 1875.
  Collection Centre Canadien d’Architecture, Montreal.

Po powrocie z krajobrazów południowoamerykańskich w 1877, wziął się ponownie za zlecenie którego nie zrealizował poprzednio. Podkręcił chemię, żeby skrócić czasy naświetlania, wysypał tor wapnem i zamontował białe ekrany. Wzdłuż toru ustawił aparaty fotograficzne w których zamontowano nowy typ migawki, pozwalający uzyskać czas naświetlania 1/1000s., było ich dwanaście, a w jego poprzek rozciągnął linki które uruchamiały je kolejno. Kopytami w sensie.

Tor fotograficzny.

Tym razem się udało. Zdjęcia wywołały sensację, co znowu doprowadziło do sporów przy podziale łupu. Muybridge i Stanford zerwali współpracę. Eadweard kontynuował dalej swoją pracę fotografując różne obiekty na przykład kota, kamela, słonia, bizona, jak i inne zwierzęta świnie, ludzi, i wiele innych domowych. Kobiety też. A tych modelów to miał wypożyczonych z filadelfijskiego zoo. Wykorzystywał dwadzieścia cztery aparaty, ustawione co 15 centymetrów, a kilka dodatkowych rejestrowało tę samą akcję z przodu, z tyłu i w zbliżeniu.


Kot, a koń jest w sieci.

Frogman.

W roku 1882 Stanford wydał książkę, The Horse in Motion as Shown by Instantaneous Photography with a Study on Animal Mechanicsz litografiami wykonanymi za zdjęć Muybridge'a, opatrzonymi dodatkowo komentarzem lekarza. O autorze zdjęć było niewiele. Nie trudno się domyślić co się stało.  Muybridge wytoczył Stanfordowi proces, ale...Przegrał. Sąd uznał, że nie może sobie przypisać autorstwa zdjęć, bo nie zrobiłby ich bez mechanizmu, który zaprojektował Stanford. No to ładnie. Jest precedens. Ciekawe czy wygram sprawę z producentami prezerwatyw? Bo przecież gdyby nie ich wynalazek, to bym nie miał dzieci.

Mój ulubiony.

Po tym wyjechał do Europy, gdzie prezentował swoje osiągnięcia. Po powrocie do USA odbył serię wykładów, demonstrując efekty swojej pracy na zoopraksiskopie, projektorze dyskowym umożliwiającym uzyskanie efektu ruchu, który sam skonstruował. To taki udoskonalony fenakistiskop, gdzie na tarczy umieszczało się rysunki postaci w kolejnych fazach ruchu. Chciał się dogadać z Edisonem, żeby połączyć zoo z fonografem, ale pomysł padł. Skończył na Uniwersytecie Pensylwanii, który dał mu sprzęt i miejsce do pracy.  Wykonał około 100 tysięcy zdjęć, z czego Uniwersytet Pensylwanii wybrał i wydał 781 plansz w studium "Animal Locomotion".
Jego fotografie zatrzymujące w kolejnych fazach ruchu, inspirowały nie tylko naukowców i badaczy anatomii, ale również malarzy  jak Marcela Duchampa i Francisa Bacona. Bekon też sfotografował.


Osiołek z 1893.

Osiołek na talerzu.

Zoopraksiskop, Kingston Museum.


Animal locomotion. Nie ma tu wszystkiego, ale jak napisali, mają do końca roku podołać.



piątek, 20 listopada 2015

Życie z żabcią: kolorowe, trujące i intrygujące.

Żabcię w domu mieć jest bardzo przyjemnie. Można sobie na nią popatrzeć, połasić się, czy spędzać czas w jakikolwiek inny sposób, w zależności od fantazji. Żabć jest wiele. Są duże, bardzo duże jaki i maleńkie, takie na paznokieć. Piękne i te piękniejsze, a te najpiękniejsze są najbardziej jadowite. Oczywiście, każdą żabcią trzeba się opiekować, najlepiej jak najlepiej.

 Amazońska żaba mleczna (Trachycephalus resinifictrix)
(unirank).

To o paniach skarbie...(reptilesgardens).

Żaby mleczne to są amazonki, z takiego lasu znaczy się, średniego kalibru, 6 do 10 cm. Lubią wilgoć, las i okolice zbiorników z leniwie płynącą wodą. Mleczarki znaleziono nad rzeką Maracanã w Brazylii. W plamy, brązowe lub czarne, na jasnoszarym lub błękitnawym tle. Młode mają większy kontrast i jak na młodzież przystało skóra jest gruzołkowata. Nazywane są także "blue milk frog". Mleczne bo...W chwili stresu wydalają z siebie mleko. Cudownie. Są  urocze, nie za duże i dosyć proste w obsłudze, kiedy mówimy o trzymaniu w domu. Jeśli  mieć żabcię w domu, to ta wydaje się być odpowiednia.

Purple harlequin Atelopus. 
(?)

LSD? Psytrance? Hmm...
(?)

Miłośników żabinych uroków, wizualnych, dotykowych jak i smakowych jest wielu. To czasem często doprowadza do sytuacji, kiedy te najbardziej pożądane, bywają zagrożone. Są też inne przyczyny. Przedstawicielką, chyba najbardziej zagrożonych żabć na świecie jest Harlequin Purpurowy, z rodziny Atelopus. W tym przypadku, na taki stan rzeczy wpływają pestycydy, grzyby - Batrachochytrium dendrobatidis, choć nie wszystkie okazy umierają po nich, niektóre sobie żyją dalej i nic, oraz utrata środowiska. Tak. Nie każdemu na zdrowie wychodzi chemia i grzybki. Ale co począć jak się mieszka w Ameryce Środkowej i Południowej? Sympatyczne toksyczne maleństwa,  2.5-6 cm. Ubarwienie bardzo kontrastowe, głównie: żółty, zielony, pomarańczowy, fioletowy na czarnym. Zagrożone, ale za 90$ do domu można ściągnąć.

Drzewołaz niebieski (Dendrobatidae azureus
photo: George Grall (aqua).

Teraz wiesz czemu mamy takie duże okna?
photo: Ken Stanek (aqua).

Jaskrawe kolory ma się po to by kusić i przyciągać. A na końcu zjeść;) W przypadku drzewołazów, jednych z najbardziej toksycznych żab, kolor ma raczej ostrzegać. Im jaskrawszy, tym toksyczniejsza żabcia. Żyją sobie one w dzień, pewnie po to żeby te kolory było widać. Były przypadki wykorzystania ich przez Indian, do zatruwania strzałek do dmuchawek, stąd pewnie angielska nazwa Poison Dart Frog, ale to margines. Trucizna takiego maleństwa może położyć małpę w 40 sekund. Te są niewielkie, średnio 1,5 cm. Lubią wilgoć, las i ciepło, a to mają w Ameryce Środkowej i Południowej. Te które urodzą się w niewoli, nie trują jak ich dzicy kuzyni. Ogólnie żyją 10-15 lat, w warunkach domowych możemy jej przedłużyć życie do 23. Ładnie i dobry uczynek.

Chwytnica kolorowa, Agalychnis callidryas (Mfield).

To zwijam się... (photo).

Dla odmiany żaba czerwonooka, mimo swoich kolorów, nie jest jadowita. Żyje w koronach drzew Ameryki Środkowej. Cały dzień spędza siedząc na spodniej stronie liścia, czekając na noc, pomagają jej w tym przylgi. Podwija sobie nogi i zamyka oczy. I nikt jej nie widzi, w sensie drapieżnik. Też tak robię. Nie otwieram mejla, nie widzę niechcianej poczty z banku, znaczy się jej nie ma. Potrafi zmienić swoją barwę w zależności od pory dnia i otoczenia. Rusza się powoli i ostrożnie, trochę jak kameleon, ale jak przychodzi co do czego, reaguje szybko i skacze na duże odległości. Widziałem podobne skoki, co prawda z łóżka, ale też dalekie, bo do samej kuchni w której się coś przypalało. Średnia wielkość, 5-8 cm. Lubią żyć w parach, niestety kiepsko sobie radzą ze stresem. Najlepiej się nią zajmie, już ktoś z doświadczeniem.

Ach...!
photo: Meinhard Niederstätter
Film na stronie i reszta...

I chyba najtrudniejsza w utrzymaniu żabcia...Tu potrzeba bliskości, zaufania i poczucia więzi. I pewnie wielu innych rzeczy o których nie mam bladego pojęcia. Samiec w tym związku  przeważnie potrzebuje tylko miejsca do przedłużenia gatunku. Związki często bywają bardzo toksyczne. Wychowanie potomstwa też może o ból głowy przyprawić. Ciężko nadążyć z codziennymi zapotrzebowaniami. Ale, jak to powiedział Marcus Vipsanius Agrippa: Kobieta jest kresem i królową wszelkiego stworzenia; jest jego ozdobą, doskonałością i sławą, czyli bez żabci jeszcze gorzej i klops. A jak samiec mało operatywny, to i bez klopsa.

No co? Teściowa też była kiedyś żabcią...
Czarna żaba deszczowa, Breviceps fuscus.
(?)

Też bym płakał jako żaba i miał taką kwaśną minę, gdybym nie umiał skakać, pływać i nie miał fazy kijanki, najlepsza faza, jak żaby z rodziny Podeszczownik (Brevicipitidae). Jak wskazuje nazwa, żaby deszczowe, zamieszkują jałowe wyschnięte półpustynie, w Afryce wschodniej i południowej. Na powierzchni pokazują się tylko podczas gwałtownych tropikalnych ulew. Krótka głowa i krępy tułów urody nie dodają. Podobnie z wyrzutami na skórze. Czarę goryczy może dopełnić fakt, że samce są mniejsze od samic, co nie jest jeszcze najgorsze, ale przy bardzo krótkich kończynach w stosunku do swojej wielkości, nie są w stanie trzymać samicy w pozycji amplekus. Radzą sobie za pomocą kleju, który pozwala im się utrzymać na samicy podczas kopulacji. A co jak się klej skończy...? Nie wspominając o sytuacji, kiedy nie chce puścić a tu właściciel wraca...Do tego wszystkiego głośno beczy, żeby przywołać samicę.


Tak. Mała żabcia w domu nie jest zła. Większa też. No, kilka też można przygarnąć. Tajemnica sukcesu tkwi w wielkości, jak zawsze. Akwarium.






Zielone Żabki, Numerek w krzaczkach, Lekcja historii, 2003.

Najpierw kilka piw w knajpie,
pełnej goryczy i dymu,
wśród spoconych i pijanych twarzy,
wśród zgnojonych złudzeń,
potem kupimy wino
dzisiaj dziesiąty, zaczyna się życie.
Pójdziemy do parku,
będziemy się kochać.
Miłość jak życie, miłość jak picie.

Numerek w krzaczkach,
jak dwa zwierzaczki,
numerek w krzaczkach z Tobą, z Tobą,
numerek w krzaczkach, jak pieski dwa,
numerek w krzaczkach ty, ty i ja.

Potem ja zejdę z ciebie,
a ty poprawisz zmiętą sukienkę,
krzyknę chce więcej,
Ty znów zapytasz,
czy jeszcze wierzę, że to takie piękne.
Kolejny raz rozrzucisz nogi,
kolejny raz wzniesiesz w niebo oczy,
kolejny raz poczujesz ból,
w miejscu co wieszcz pisze o rozkoszy.
Kolejny raz rozrzucisz nogi,
kolejny raz wzniesiesz w niebo oczy
kolejny raz poczujesz ból
w miejscu, co wieszcz pisze o rozkoszy


sobota, 14 listopada 2015

Roosevolverine: Source.

Yeah, so, I lost my toothbrush...
Roosevelt, Harvard, between 1876-80
(?).


Wolverine: Wasting time? It makes no sense to worry about time passing, you deprive yourself all the pleasures life.

czwartek, 12 listopada 2015

Lekcja historii klasycznej.

1 Gallia est omnis divisa in partes tres, quarum unam incolunt Belgae, aliam Aquitani, tertiam qui ipsorum lingua Celtae, nostra Galli appellantur. 2 Hi omnes lingua, institutis, legibus inter se differunt. Gallos ab Aquitanis Garumna flumen, a Belgis Matrona et Sequana dividit.

Takie to proste, że zrobili z tego czytanki w podręcznikach do łaciny. Piękny język. Prawdę mówiąc chciałem się go nauczyć, a do tego była obowiązkowa i trzeba było zaliczyć egzaminy. Przyznam, że łatwo nie było, mimo najszczerszych moich chęci. Słówka, koniugacje, deklinacje, i tak w kółko. I tłumaczenia. Hmmm...Klasyka. Był to kolejny typowy egzamin, czyli wiem ale nie umiem. I miał to być przełomowy egzamin, bo jednak wydawało mi, że umiem. Teksty rozdane. To był fragment z pamiętników Cezara, Commentarii de bello Gallico. Sic. Zadanie polegało na przetłumaczeniu tekstu, wyłapaniu np czasowników, określeniu ich formy, znalezieniu innych dziadostw i jeszcze poodmieniać to, przez co tylko się da.

Kapitulacja Wercyngetoryksa przed Cezarem, Alezja 52 rok p.n.e., Lionel-Noël Royera, 1899.

O wojnie galijskiej, Julka, czytałem wcześniej, wystarczyło sobie przypomnieć i po kłopocie. Można nawet było się na pamięć wyuczyć. To jednak nie rozwiązywało problemu, bo co tłumacz to jego wersja, a tu miała być wersja dla prowadzącego. No i później miały być inne teksty...Utożsamiając niebo z Cezarem, powoli zaczynałem się obawiać jak Gallowie jednego, żeby niebo nie zwaliło mi się na głowę. Zaś z drugiej strony patrząc na ich odwagę w walce z Tymże, wypadało łyknąć eliksiru co się zowie, w ilości potrzebnej, i do boju. Trzymając się tematu należało sobie powtarzać i ćwiczyć: clava curva pie vinco in speluncae. Przy okazji dodam, że przyczyną mojej pierwszej wpadki była pulchra amica. Po co się było zamartwiać gdy...Et iam sugit, Ver Estatis ubera. Illi mens est misera, qui nec vivit, nec lascivit (I już ssie, Wiosna piersi Lata. Ten się smuci, kto nie żyje, nie swawoli. Carmina Burana, Ecce gratum.)

Eliksir z dystrybutorem.

Tymczasem na egzaminie. Przeczytałem tekst, raz i drugi. Tłumaczę. Była wielka równina, z wielkim kopcem ziemnym po środku, między dwoma obozami. Przybyli pod niego jak uzgodniono. Po obu jego stronach ustawiła się jazda, w takiej samej odległości. No i, że mieli jednego, To znaczy Ariowista, pochować z honorami i koniem, i w ogóle było uroczyście. Tam jeszcze były jakieś szczegóły. Chcąc się upewnić czy idzie mi dobrze, nie chodziło tu o żadne odpisywanie, skonsultowałem się z tłumaczem obok, dalej obok, bo były dwa teksty. Wyszło mu to samo inaczej. Czyli się udało. No prawie... Bo to Ariowist i Cezar się spotkali pod kopcem, żeby sobie pertraktować. To nie był żaden pogrzeb. A z tym koniem to było tak, że Ariowist się bał podstępu i zażądał żeby rozmawiano z koni, i żeby każdy przyprowadził ze sobą na rozmowę po dziesięciu konnych. Oczywiście później broniłem swojej wersji, że to moja interpretacja i w ogóle. W odpowiedzi usłyszałem, że mogę bronić swojej interpretacji na następnym egzaminie...

Espero i Astra. Brzmi jak tytuł dramatu Szekspira.

Per aspera ad astra.
Tłumaczenie:
Od (Daewoo) Espero do (Opla) Astry.

Tak to w przybliżeniu wyglądało, to całe potykanie się z łaciną. Pocieszające jest to, że wielu padło pod mieczem Cezara. Z czasem, po nabraniu doświadczenia, można było i Cezara rozłożyć na części pierwsze. Trochę to zajęło, ale jednak. Teraz to wciągam takiego Caesara, może nie przez nos bo grzanki, ale bez większego wysiłku, bardzo często i z przyjemnością.

Caesar (picantecooking).


I czasem sobie nucę...

Gallia est omnis divisa in partes tres, quarum unam incolunt Belgae, aliam Aquitani, tertiam qui ipsorum lingua Celtae, nostra Galli appellantur. [...]



Jacek Kaczmarski, Lekcja historii klasycznej.


Gallia est omnis divisa in partes tres
Quarum unam incolunt Belgae aliam Aquitani
 Tertiam qui ipsorum lingua Celtae nostra Galli appellantur
Ave Caesar morituri te salutant!"

Nad Europą twardy krok legionów grzmi
Nieunikniony wróży koniec republiki
Gniją wzgórza galijskie w pomieszanej krwi
A Juliusz Cezar pisze swoje pamiętniki

"Gallia est omnis divisa in partes tres
Quarum unam incolunt Belgae aliam Aquitani
Tertiam qui ipsorum lingua Celtae nostra Galli appellantur
Ave Caesar morituri te salutant!"

Pozwól Cezarze gdy zdobędziemy cały świat
Gwałcić rabować sycić wszelkie pożądania
Proste prośby żołnierzy te same są od lat
A Juliusz Cezar milcząc zabaw nie zabrania

"Gallia est omnis divisa in partes tres
Quarum unam incolunt Belgae aliam Aquitani
Tertiam qui ipsorum lingua Celtae nostra Galli appellantur
Ave Caesar morituri te salutant!"

Cywilizuje podbite narody nowy ład
Rosną krzyże przy drogach od Renu do Nilu
Skargą krzykiem i płaczem rozbrzmiewa cały świat
A Juliusz Cezar ćwiczy lapidarność stylu!

"Gallia est omnis divisa in partes tres
Quarum unam incolunt Belgae aliam Aquitani
Tertiam qui ipsorum lingua Celtae nostra Galli appellantur
Ave Caesar morituri te salutant!"




Mniej klasycznie, ale też po łacinie i historycznie. Carmina Burana. Jest to zbór pieśni różnych, do tańca, biesiadnych, moralizatorskich, wierszy i pieśni wędrujących mnichów i żaków, napisanych przed XIII wiekiem. Ta brzmi jeszcze lepiej jak można sobie śpiewać, i wie się o czym śpiewa.

Carl Orff , O Fortuna, Carmina Burana, 

1. O Fortuna
O Fortuna   O Fortuno
velut Luna   niby Księżyc
statu variabilis,   zmienna,
semper crescis   zawsze rośniesz
aut decrescis;   albo nikniesz;
vita detestabilis   życie nienawistne
nunc obdurat   raz przetrzyma
et tunc curat   a raz pokrzepia
ludo mentis aciem,   ducha w zabawie,
egestatem,   biedę,
potestatem   władzę
dissolvit ut glaciem.   rozpuszcza jak lód.
Sors immanis   Losie straszliwy
et inanis,   i czczy,
rota tu volubilis,   ty kołem się toczysz,
status malus,   jesteś złośliwy,
vana salus   daremne zdrowie
semper dissolubilis,   tyś zawsze nietrwałe,
obumbrata   nieznany
et velata
michi quoque niteris;   stawiasz mi opór;
nunc per ludum   teraz w zabawie
dorsum nudum   nagi grzbiet
fero tui sceleris.   nadstawiam na twój cios.
Sors salutis   Los mi teraz jest przeciwny
et virtutis   w zdrowiu
michi nunc contraria,   i cnocie,
est affectus   dotknął
et defectus   i zawiódł
semper in angaria.   w niewolę.
Hac in hora   W tej godzinie
sine mora   bez zwłoki
corde pulsum tangite;   uderzcie w serce;
quod per sortem   ponieważ los
sternit fortem,   powalił odważnego,
mecum omnes plangite.   wszyscy ze mną zapłaczcie!

2. Fortune plango vulnera
Fortune plango vulnera   Oblewam rzewnymi łzami
stillantibus ocellis   rany od losu,
quod sua michi munera   bo mi swe dary
subtrahit rebellis.   buńczucznie odebrała.
Verum est, quod legitur,   Prawdą jest, co czytają,
fronte capillata,   z bujną ona grzywą na czole
sed plerumque sequitur   lecz gdy się okazja nadarza -
Occasio calvata.   łysa.
In Fortune solio   Na tronie Fortuny
sederam elatus,   zasiadłem dumnie
prosperitatis vario   różnobarwnym kwieciem
flore coronatus;   pomyślności uwieńczony;
quicquid enim florui   czymkolwiek bowiem zakwitłem
felix et beatus,   szczęśliwy i błogosławiony,
nunc a summo corrui   teraz ze szczytu runąłem
gloria privatus.   chwały pozbawiony.
Fortune rota volvitur:   Koło Fortuny się toczy:
descendo minoratus;   schodzę w poniżeniu
alter in altum tollitur;   kolejny na górę się wspina;
nimis exaltatus   zanadto hardy
rex sedet in vertice   król siedzi na szczycie
caveat ruinam!   niech się strzeże upadku!
nam sub axe legimus   albowiem pod osią wozu czytamy:
Hecubam reginam.   "Królowa Hekuba"



Już w podstawówce uczyłem się łaciny...Z winyla.

Sepultura, Morbid Visions, 1986.

piątek, 6 listopada 2015

"Na żabę" i "na jeźdźca".

Kopiec Kwacała, ponad 2,5 metra wysoki, o podstawie owalnej 12 na 16 metrów. Położony między Złotą i Milczanami. Z kopcem Kwacała lub Chwacała, związane są różne tradycje i legendy sięgające średniowiecza i czasów pogańskich. Według jednej z nich, kopiec został usypany nad mogiłą Kwacały, dowódcy rycerstwa polskiego, zabitego przez Tatarów w czasie najazdu na Sandomierz w 1260, inna zaś głosi, że kopiec jest mogiłą najeźdźców poległych właśnie z ręki Kwacały. Zaliczany bywa do kopców wiciowych, na których palono ognie wzywające na wiece, bądź ostrzegające o najeździe. Jako, że mogiła, to i musi mieś magiczne właściwości. A stara mogiła. Wierzono kiedyś, że kto w poście ,o północy, sam wejdzie nago na szczyt kurhanu, wróci odziany. Za to gdy w noc świętojańską, pod kurhanem zjawią się narzeczeni, to dostaną w darze obrączki ślubne lub pierścienie zaręczynowe. Ciężej mieli mężczyźni, na wiosnę, przed pierwszymi siewami. Zbierali się oni z okolicznych wiosek pod kurhanem. Dzielili na dwie grupy. Jedna miała bronić kurhanu, druga zdobywać go. W ten oto sposób dochodziło do bójki. Krew która się polała, bo nie wolno było oszukiwać, miała użyźnić ziemię i zapewnić lepsze plony. Starożytny ten obrządek jest kultywowany z całą pieczołowitością do dziś.

Żywiciele...  (?)

Jak wspomniałem kopiec jest stary. Prawdopodobnie jest pozostałością neolitycznego grobowca kultury pucharów lejkowatych. W pobliżu kopca i pod samym kopcem odkryto kilkadziesiąt obiektów. Pozostałości osad należące do kultur ceramiki wstęgowej rytej, malickiej i mierzanowickiej, oraz cmentarzyska kultury ceramiki sznurowej, mierzanowickiej i kultury złockiej. Ze znalezisk to tak wygląda. Sznury reprezentowane były przez grociki i wiór czekoladowy, toporek kamienny, dwie siekiery czworościenne z krzemienia świeciechowskiego, palenisko zagłębione w ziemi, bez jakichkolwiek konstrukcji kamiennych, groby wyorane jak i zachowane w dobrym stanie. W jednym były dwa młode szkielety kobiece, jedna leżała na plecach, druga na lewym boku, obie miały silnie podkurczone nogi. K. złocka to jamy zasobowe, w których na dnie znaleziono skupisko kości zwierzęcych,  i dwa groby, to znaczy oddzielnie, nie w piwnicy. Pierwszy ze szkieletem rozczłonkowanym, ułożonym na bruczku kamiennym z dwoma wiórami i  miedzianym retuszerem. Drugi, rzadki w Polsce, grób szybowy. Szkielet był skurczony, na lewym boku, na kamieniach przysypanych lessem, w ponad 2-metrowej jamie, z pionowymi ścianami na planie koła, Dno i ściany były wypalone. Efekt rytualnego oczyszczania ogniem. Ten miał ze sobą dwa naczynia, misę i pucharek, które były zdobione ornamentem z linii falistych i  poziomych, wykonanych za pomocą odcisków sznurka i stempelków. Wstęgowa ryta i malicka to fragmenty ceramiki i nieliczne wyroby krzemienne z czekolady.

Żabi pan (fot. M. Florek).



Trochę szczegółów (rys. M. Florek).

Najciekawszy obiekt należy do kultury mierzanowickiej. Jest to grób ze szkieletem mężczyzny ułożonym "na żabę", na plecach, z rękoma zgiętymi w łokciach i dłońmi złożonymi na piersi, z podkurczonymi nogami i kolanami skierowanymi na zewnątrz. Taka pozycja kończyn dolnych może być wynikiem złożenia w pozycji z wysoko podkurczonymi nogami, kolanami do góry, po czym w trakcie rozkładu, kości się rozeszły na boki lub intencjonalnego złożenia zmarłego w tej pozycji podczas pochówku. Jest jeszcze możliwość taka, że wykopano za mały grób albo to nie był jego dołek. Do tego dochodzi bogate wyposażenie i mamy szyszkę jakiegoś, może przywódcę plemienia albo naczelnika rodu. Rozmieszczenie zabytków w grobie wskazuje, że został pochowany w stroju paradnym. Trzy miedziane tarczki, znalezione koło głowy, na piersi i w zgięciu prawego kolana, spinały całun, w który był zawinięty. Ubranie zmarłego było spięte na piersi szpilą kościaną, poniżej której znaleziono 27 paciorków z rogu jelenia. Głowę zdobiły zausznice miedziane w kształcie wierzbowego liścia, umieszczone parami na skroniach. Pod czaszką na wysokości karku, znajdował się miedziany pierścień w kształcie liścia miłorzębu, zapewne spinający kiedyś włosy.  


Szable dzika (źródło).

O wysokiej pozycji zmarłego świadczył napierśnik składający się z trzech par ponad 20-centymetrowej długości szabli dzika, które były spięte sznurami z nanizanymi paciorkami z muszli małży, wiązanymi na plecach. Pod czaszką, w okolicach ramion, szyi i na piersiach znaleziono 1700 paciorków, których układ wskazuje, że tworzyły przynajmniej trzy sznury. Między prawym łokciem a talerzem miednicy znajdował się kubek z taśmowym uchem zdobiony odciskiem sznura. Przy lewej kości udowej znajduje się skupisko 40 zawieszek z zębów zwierzęcych, psich lub wilczych, w śród nich była krótka szpila kościana z profilowaną główką i drapacz krzemienny. To był worek co mu się dyndał do kolan. Do tego przy mostku znajdowały się cztery paciorki segmentowe z fajansu i cztery grociki o wciętej podstawie z czekolady, na wysokości czaszki po lewo, po niżej prawego talerza miednicy i dwa przy lewym udzie.


Pierścień w kształcie liścia miłorzębu spinający włosy zmarłego.

Groby "na żabę" występują bardzo rzadko w schyłkowym neolicie i wczesnym brązie na ziemiach polskich. Dotychczas odkryto sześć, z czego dwa związane są z kulturą ceramiki sznurowej (Żuków), jeden z kulturą złocką (Złota, "Nad Wawrem"), jeden z kulturą pucharów dzwonowatych (Samborzec), dwa z kulturą mierzanowicką (Złota, Szarbia).  Ale ten z Szarbii został opisany przez panią (B. Baczyńska) i ona go wsadziła na konia, grób mężczyzny złożonego na plecach ze zgiętymi i rozrzuconymi nogami w pozycji "na jeźdźca".

Szpile kościane, z ukośnym otworem i profilowaną główką.

Grociki sercowate, z wciętą podstawą, krzemień czekoladowy.

Paciorki z muszli małży i naczynie gliniane.

Tarczki miedziane z otworkami, dwie są zdobione wytłaczanymi guzkami.

Zausznice miedziane w kształcie wierzbowego liścia.








niedziela, 1 listopada 2015

Helloween Party.

Bezpieczeństwo gości spoczywało w fachowych rękach.
Muszę się przyznać, że poważnie myślę... o zjedzeniu pańskiej żony.
(Dr H. Lecter)

Wieszaki szybko się skończyły. Trzeba było improwizować.
Kochanie...Opuść już mamusię.

 Przybyli różni dziwacy.
Ja jestem pierdolonym eksperymentem! Słyszysz?
(Dystrykt 9)

Jak i części dziwaków.
Reszta jest milczeniem.
(Hamlet)

 Jak to często bywa, łazienka szybko przestała spełniać swoją funkcję.
Raz Dwa – Freddie już Cię ma
Trzy Cztery – Lepiej zamknij drzwi,
Pięć Sześć – Krzyż ze sobą nieś
Siedem Osiem – Wytrzymaj długo
 Dziewięć Dziesięć – nie dla Ciebie sen
(Freddy Krueger)


A i w ryja można było dostać, jak się stało za blisko Kapturka.
Smaczny to dla mnie kąsek z tej małej, lepszy jeszcze, niż stara babka.
Muszę się wziąć mądrze do rzeczy, by mi obydwie wpadły w zęby.
(Wilk)

O muzykę troszczyła się pani M.
Jestem swoim własnym dziełem sztuki.
(Madonna)

Goście bawili się dobrze.
Wykurwim dęsa? 

Fot. Brykiet Noga.