poniedziałek, 25 lipca 2016

Gościnność (Hospitality).

Fot. Brykiet Noga.


"Witajcie! Czym chata bogata.", powiedział gospodarz. "Jedzcie i pijcie, a jak skończycie, będzie wam dane". I tak uczynili. A gospodarz często zawijać do piwniczki musiał. Nad ranem skończyli wieczerzać, i do domów swych się rozeszli, szczęśliwi i nasyceni. Chata już nie tak bogata, i gospodarz nie rad już tak bardzo, patrząc na spustoszoną spiżarnię, powiedział: "Na Swaroga! Następnym razem przywitam chlebem i solą."


PS Pod taką szamkę, to krowę, z kapslem można wciągnąć.

Na młodych rószczka brzozowa, na starych korbacz, albo wić dębowa.

Wychowanie dzieci, to nie to tamto. Metod jest tyle ilu metodystów, baranków i szkół przetrwania razem wziętych, albo jeszcze więcej. Pewien tato i lekarz, Heinrich Hoffmann, no i psychiatra, chciał swojemu 3-letniemu synkowi, w prezencie gwiazdkowym kupić książeczkę. Zdegustowany ubogą ofertą księgarska, a nawet jej brakiem, w konkretnym przedziale wiekowym, postanowił sam napisać odpowiednią pozycję, wraz z ilustracjami. No i napisał, no i narysował. Książeczka tak się spodobała jego znajomym, że zdecydował się ją upublicznić, w czym pomógł mu znajomy wydawca. I tak, w 1845 pojawiło się pierwsze wydanie książeczki pod tytułem Lustige Geschichten und drollige Bilder für Kinder von 3-6 Jahren (Drollige Geschichten und lustige Bilder), wznowiona w roku 1847 pod tytułem Der Struwwelpeter oder lustige Geschichten und drollige Bilder fü Kinder von 3 bis 6 Jahren, później ukazywała się jako Der Struwwelpeter, tudzież pod innymi lokalnymi tytułami.

Der Struwwelpeter oder lustige Geschichten und drollige Bilder:
für Kinder von 3 - 6 Jahren, Frankfurt a. M, 1846.


Co za grzywa!
Strach porywa!
I paznokcie
Na dwa łokcie!
Coś pół konia - coś pół kota.
Jak się zowie ta brzydota.


Staś Straszydło.
Złota rószczka, Petersburg, 1892.

Jest to osiem opowiastek napisanych prostym, rytmicznym wierszem, łatwo wpadającym w ucho, z towarzyszącą im ilustrowaną historyjką. Dodatkową ich zaletą jest to, że "zwracają" się bezpośrednio do dziecka, odnosząc się do ich pędu do zabawy, pouczają jednocześnie ukazując naturalny związek między przyczyną i skutkiem, oraz winą i karą. Efekt wzmacniają cechy okrucieństwa zawarte w niektórych historyjkach, co nie przypadło do gustu części ówczesnego mieszczaństwa, i było raczej sprzeczne z ówczesnymi metodami wychowawczymi. A dzisiaj? Dzisiaj, to nawet kolor krwi, w filmach / animacjach się zmienia, bo wtedy to nie krew, i nie śmierć. Potem dziwią się, że dzieci się zabijają, przez przypadek. Co prawda śmierć czy makabra towarzyszą literaturze dziecięcej, praktycznie od samych jej początków, ale były sprytnie ukrywane przez szczęśliwe zakończenia, a tu mali bohaterowie, źli ale jednak mali, zostają okaleczeni fizycznie, kąpią się we własnej krwi, płacą za figle swoim życiem. I to wszystko wzbogacone bardzo sugestywnymi, znakomitymi ilustracjami. Tak powstał bestseller, który był wielokrotnie wznawiany, przedrukowywany, naśladowany, tłumaczony na wiele obcych języków, zbrajlowany, sfilmowany, parodiowany jak: Struwwelhitler - A Nazi Story Book by Doktor Schrecklichkeit Roberta i Philipa Spence’a, a nawet doczekał się wersji dziewczęcej.

Der Struwwelpeter oder lustige Geschichten und drollige Bilder:
für Kinder von 3 - 6 Jahren, Frankfurt a. M, 1846.


Staś Straszydło. Złota rószczka, czytajcie dzieci, uczcie się, 
jak to niegrzecznym bywa źle , Petersburg, 1892.

Do Polski też zawitała, i to już w 1849 roku, Staś Straszydło. Złota rószczka, czyli bajki dla niegrzecznych dzieci. Czytajcie dzieci, uczcie się, jak to niegrzecznym bywa źle. A to było za sprawą pewnego księgarza działającego w Warszawie i Petersburgu, Bolesława Maurycego Wolffa aka Moryc Osipowicz Wolff. Jest on też odpowiedzialny za rosyjskiego Stepkę Rastrepkę. Sprawa tłumacza jest niejasna, mógł to być Wacław Szymanowski, co do rysunków, to pada podejrzenie, że wykonał je Franciszek Kostrzewski. Zasadniczo polskie i rosyjskie wydanie się nie różnią. W jednej historyjce tylko nasi występują w wąsach i rogatywkach, a Rosjanie to rumiani brodacze. W obu wydaniach zabrakło też jednej historyjki, o tym jak zajączek ukradł myśliwemu flintę, i go był odstrzelił. No jasne, no bo jak wychowywanie dzieci, to nie tresowanie zwierząt. I to tak, żeby zabijały tresera. Chyba...

Der Struwwelpeter oder lustige Geschichten und drollige Bilder:
für Kinder von 3 - 6 Jahren, Frankfurt a. M, 1846.


"Masz za moje, teraz skacz."
Krew trysnęła! Józio w płacz.


Zły Józio.
Złota rószczka, Petersburg, 1892.

Józio (Friedrich) jest małym, sadystycznym miłośnikiem zwierząt i bliźnich. Morduje ptaszki, wyrywa muchom skrzydełka, kota ubił kamieniem. Nianię co go wykarmiła, pewnie miała małe cycki, pociągnął batem, i służącego też, cóż jeśli ten też chciał go karmić...Książki niszczy, meble łamie dla igraszki. Było tak do chwili, aż trafił  na kogoś kto się odgryzł... Nie dość, że ucierpiał, że musiał zażywać niedobrego lekarstwa, to podczas leczenia spotkało go jeszcze upokorzenie.

Der Struwwelpeter oder lustige Geschichten und drollige Bilder:
für Kinder von 3 - 6 Jahren, Frankfurt a. M, 1846.


Wtem na suknię iskra pada,
Z iskry płomień wnet wybucha.
I podskoczy do warkoczy;
Pali rączki, nózki, włosy.
Pali buzię, nosek, oczy.
Kotki wrzeszczą w niebogłosy [...]


Gorąca Kasia w Okropnej historii o zapałkach.
Złota rószczka, Petersburg, 1892.


Kasia (Paulinchen) zostaje sama wieczorową porą, kiedy wszyscy wyjechali z dworu, jedynie w towarzystwie kotów, Miauczka i Mruczka (Minz und Maunz). Hasa, bryka, podskakuje, aż pudełko zapałek znajduje. W domu pusto, i tylko koty próbują odwieść ją od pokusy zabawy zapałkami. Na darmo. Z dziewczynki zostaje popiół i kapcie. Kasine prochy i obuwie rzewnie opłakują koty z ogonami przewiązanymi kirem, ale w wersji niemieckiej nie mają, przynajmniej w tej. No, kotki, to mogły wcześniej tak podlać Kasię, toby się nie sfajczyła.



Przykładowe, skuteczne metody prostowania:



Der Struwwelpeter oder lustige Geschichten und drollige Bilder:
für Kinder von 3 - 6 Jahren, Frankfurt a. M, 1846


W tem ktoś z trzaskiem drzwi otwiera,
Wpada krawiec jak pantera,
I do Julka skoczy żywo,
Nożycami,w lewo, w prawo,
Aż krew prysła we dwie strugi [...]


Julek, co lubił paluszki...
Złota rószczka, Petersburg, 1892.





Der Struwwelpeter oder lustige Geschichten und drollige Bilder:
für Kinder von 3 - 6 Jahren, Frankfurt a. M, 1846


Kto nie je zupy, ten umrzeć musi,
Tak też z Michasiem, był zdrów i tłusty,
Pięć dni grymasił, umarł na szósty.



A teraz to i starzy głupieja hurtowo, skóra i kości, taka moda.
Złota rószczka, Petersburg, 1892.





Bo kara Boża,
Tam gdzie samowola:
Niema Grzegorza,
Ni parasola. 

;)




Wydanie warszawskie, z 1933 roku. To już jest naprawdę mocne, wersja raczej dla starszych, rysunki Nowakowskiego, są bardzoo dynamiczne, krwawsze i bardzo realistyczne w bólu ;). I też nie ma historii o zajączku, i kotki nie mają wstążek żałobnych. A jak ktoś lubi, to może sobie różnic między wydaniami niemieckimi, z roku 1845 i 46 poszukać.



I co by rószczki nie żałować, jak dobre wróżki:

Elementarz polski.
Sposób czytania pisma polskiego dla małych dziatek,
wydany w Warszawie, w Drukarni XX. Missyonarzy, R.P. 1830.









Sposób czytania pisma polskiego dla małych dziatek, wydany w Warszawie, w Drukarni XX. Missyonarzy, R.P. 1830.

Heinrich Hofmann, Staś Straszydło. Złota rószczka, czytajcie dzieci, uczcie się, jak to niegrzecznym bywa źle, Petersburg, 1892, tł. Wacław Szymanowski (?), il. Franciszek Kostrzewski.
Heinrich Hoffmann, Złota różdżka : czytajcie dzieci, uczcie się jak to niegrzecznym bywa źle ; Staś Straszydło, Warszawa, 1933, il. Bogdan Nowakowski.
Heinrich Hoffmann, Der Struwwelpeter oder lustige Geschichten und drollige Bilder : für Kinder von 3 - 6 Jahren, Frankfurt a. M 1846.
Heinrich Hoffmann, Lustige Geschichten und drollige Bilder : mit 15 schön colorirten Tafeln ; für Kinder von 3 - 6 Jahren, Frankfurt a. M 1845.


niedziela, 17 lipca 2016

Diamenty nocy.

Na ulicy.

Pokochał Paryż, i kiedy już mógł, wcześniej miał zakaz jako były żołnierz CK, to się przeniósł. Robił różne rzeczy rzeźba, rysunek, malarstwo, w końcu wziął się za fotografię. Przełom lat 20 i 30. Zwykle o zmroku wychodził na łowy, z nieodłącznym aparatem. Włóczył się nocą bulwarami i ciemnymi uliczkami, odwiedzał podejrzane lokale Montmartre'u, Belleville'u, Ménilmontantu. Fotografował. Z humorem i czułością potrafił przedstawić surowe prostytutki, w sensie świeże chyba, prostaków, namiętnie całujących się zakochanych pod latarnią, typków spod ciemnej gwiazdy. Zakradał się za kulisy Folies Bergeres, żeby pokazać nagą prawdę, o ciężkiej pracy zatrudnionych tam dziewcząt. Odwiedzał spelunki i kafejki, gdzie przy dźwiękach bal-musette, wygrywanych na akordeonie, bawiło się pospólstwo i półświatek, a młode dziewczyny śniły o sławie, kończąc na ulicy.

Kobieta z kotem, w palarni opium, Paris, 1931.

W swoich wędrówkach nie gardził towarzystwem kloszarda, pana nadsekwańskich bulwarów, czyścicieli wybierających szamba, drażniących śpiących paryżan odgłosami pracy, czy towarzystwem nieznanej osoby, przy stoliku, w knajpce. Fotografował ludzi w ich naturalnym otoczeniu, w kawiarni, ciemnym zaułku albo w parku czy na ulicy, skąpanych w świetle latarni, zatopionych w deszczu, albo okrytych mgłą. Koty są częścią tego przedstawia, ukazane jako tajemnicze zwierzęta nocne symbolizujące, kobiecość, pożądanie, macierzyństwo. Zaprzyjaźnił się z innymi nocnymi markami jak Pablo Picasso, Henry Miller, André Breton i Salvador Dali,  Henri Matisse czy Alberto Giacometti. Surrealistyczne echa tych znajomości są widoczne, w serii zdjęć prymitywnego i tajemniczego paryskiego graffiti, wydrapywanego na murach kamienic, jak i w innych późniejszych jego pracach. Utrwalał nocne życie na gorąco. Świat skazany na zagładę. Odchodzącą powoli belle epoque, luksusowych maisons d'illusion, kabaretów, małych spelunek, jarmarków, i innych kulturalnych występków.

Ach...!
Le chat, Paris de Jour, 1945.

Był fotografem "dreptaczem", pejzażystą miejskim, ale popełniał też poetyckie portrety swojej artystycznej świty. Jego zdjęcia są enigmatyczne, pełne surrealistycznej zadumy, posiadające coś z nocnej atmosfery. W czasie jednej z takich wędrówek, spotkał najsławniejszą damę do towarzystwa, Môme Bijoux. Brassaï był tak zafascynowany Diamentową Damą, Dama z klejnotami mi nie pasuje, choć zapewne jest poprawniejsza politycznie, że zapytał się, czy może zrobić jej zdjęcie, i poprosił, by wydobyła z siebie cały swój blask, i całą swoją biżuterię. Jak widać udało mu się, a biżuterii było niemało. Była dobrze znana barmanowi i stałym bywalcom, którzy już nie zwracali na nią uwagi, a chętni do wysłuchania jej opowieści, musieli zaoferować szamkę i kielicha. A miała wiele do opowiedzenia. Z tych opowieści ciężko było wywnioskować, co właściwie robiła w sowim życiu.  Mogła być prostytutką, albo wielką damą. Nie dowiedział się tego. Naiwnym mogła coś wyczytać z dłoni, też za fanty lub parę drobnych.

Skarbeńku...
Le Môme Bijoux, w kabarecie na Montmartre, 
"Bar de la lune", znany również jako "Leahanne", 1932.


Madame Bijou.

Siedzę w pustym barze na rogu mej ulicy,
W pół drogi między jawą i snem,
Ten barman do mej szklanki leje złotą whisky,
Ciepło tak uśmiecha się.
Bezpiecznie otulona dymem z papierosa
Z kolejnym się rozstaje dniem.
Przede mną znów noc tak długa i samotna,
Usłana gdzieś na szklanki dnie.

Lecz jest jeszcze coś, co się we mnie tli,
Co sprawia, że wciąż tę wiarę mam,
Że w czyichś ramionach znów rozpalę swoje dni,
Gdy nadejdzie czas...

Z wolna się zapełnia bar, zegar bije północ,
A ja coraz głębiej zatopiona w swoich myślach tkwię,
O ludziach, których znałam i których kiedyś spotkam
W pół drogi między jawą i snem.
[...]
E. Bartosiewicz, 2013.
Wykonanie kiepskie, to nie daję.

Za to ona się dowiedziała, że umieścił jej zdjęcie, w swojej książce, i napisał o niej. Bo on też dużo pisał, głównie o paryskiej bohemie, a książi opatrywał własnymi zdjęciami. Czuła się upokorzona i była obrażona. Kilkadziesiąt lat później, podczas wystawy swoich zdjęć, w 1963 roku, do zdjęcia Môme Bijoux podszedł starszy pan, przedstawił się jako Monsier Dumont-Charteret, i powiedział, że był kochankiem damy ze zdjęcia. Brassaï chciał się wszystkiego dowiedzieć, o Diamentowej Damie, ale na spokojnie, nie na wystawie. Umówili się na spotkanie. Kiedy przybył do willi Dumonta, okazało się, że jest za późno. Monsier Dumont-Charteret umarł tego samego ranka.

Może głowa rozboleć.
1938.


Brassaï, właściwie Gyula Halász (1899-1984), urodzony w Brasso, Transylwania.

Brassaï, 1973, Ansel Adams.




Paris, 1932.

L'Arc-en-Ciel, Folies-Bergères, Paris, 1932.

 La prostituée, rue de Lappe, Paris, 1932

La bande du Grand Albert, Paris, 1931-1932.

 Like a snake, Paris, 1932-1933. 



Graffiti.






Fragment serii Transmutations, 1934-35 wykonanie, publikacja 1967.

Transmutations. I: femme-fruit (Transmutations. I: Woman-Fruit).

Transmutations. III: odalisque (Transmutations. III: Odalisque).

Transmutations. X: offrande (Transmutations. X: Offering).



Babeczki ;)

Nude, 1920.

Nude, 1934.

Nude, 1948.

Nude, 1949.


To tylko ułamek jego działalności. Więcej trzeba sobie samemu zorganizować. A warto.



PS  Historia Mome Bijoux i zdjęcia Brassaïa, ma też swój epizod w "Titanicu", gdy Jack Dawson pokazuje Rose, szkic pewnej damy, i mówi, że spotkał ją w Paryżu, w knajpce do której przychodziła codziennie, przyozdobiona wszystkimi swoimi klejnotami, i czekała, na dawno utraconą miłość. Nazywali ją Madame Biju. A później dodał, że mole zeżarły jej ciuchy, czy soś w tym stylu.


czwartek, 14 lipca 2016

Liliput w krainie guliwerów.


...ale mam za to największego kota.
(Fot. Harry Kerr)

Henry Behrens, najmniejszy człowiek świata, w swoich czasach, był zarazem posiadaczem największego kota na świecie. Gdyby to był Maine Coon, to by pewnie na nim galopował. Jak ma się 76.2 cm wzrostu to można tańczyć ze swoim ulubieńcem, jak to zaprezentował Henry, 26 października 1956 roku, przed swoim mieszkaniem, w Worthing, jakieś południowe wybrzeże Anglii. Kot prezentuje się wspaniale, w swoim grubym i lśniącym futrze. Wygląda na bardzo przywiązanego i ostrożnego, przypominając wyglądem melanistycznego lamparta, co lubi przekąski. Henry nie zapominał o tym kim jest i jak wygląda, ale było to dla niego pancerzem.

Nierozumiem. Czemu ludzie chcą mieć większe kuchnie...
(Fot. Harry Kerr)

Nie unikał ludzi i był przyzwyczajony do tego, że patrząc w dół zastanawiali się, co też tam widać. Pracował w szoł biznesie, sporo podróżował z trupą cyrkową Burton Lester’s Midget Troupe, pewne zdolności i wesoły charakter tylko mu ułatwiały bycie klownem. Jak na powojenną Anglię, to całkiem niezła kuchnia, sprawia wrażenie dużej. I te trzy krany! Pewnie miał ciepłą wodę, zimną i letnią.. Czego chcieć więcej. Pani małżonka, choć z pewnej wyższości, była mu wsparciem, mimo że mniej była kontaktowa z guliwerami i kot też wygląda raczej na zadowolonego, z warunków w jakich przyszło mu żyć, i miejsca może nie na zapiecku, ale zawsze eksponowanego. Nie rozmiar, a ciepło rodzinne się liczy.



środa, 13 lipca 2016

Pożeracz dinozaurów.

Golonka w dół i trzeba przedstawić pewnego kontrowersyjnego osobnika.  Tak. Jest to żaba, a raczej była, 70-65 milionów lat temu. Była na pewno na Madagaskarze. Stąd pochodzą jej skamieniałości. Bliskie pokrewieństwo z Ceratophrys, sugerowałoby istnienie pomostu łączącego Madagaskar z Gondwaną, w późnej kredzie, ale to śliski temat, i w sumie nie na temat. Poskładano go z wielu kawałków, najlepiej wyszła na tym głowa. Większość fragmentów należała do osobników, które miały czaszkę szerokości 8-12 cm, i długości od czubka pyska do kloaki 16-27 cm. Ale żeby dostać miano Belzebub, to za mało. Są fragmenty które pasują do czaszki, o szerokości 20 cm, i długości 40. To już coś. Do tego czaszka była silnie skostniała, stąd epitet ampinga - tarcza, a bufo, to ropucha. Beelzebufo ampinga, inaczej Żaba z piekła, Żaba diabeł, Ropucha diabeł. Oczywiście zdobywa koronę za rozmiar wśród płazów bez ogona. Silne skostnienie, stabilizujące połączenie między żuchwą a czaszką, ogromne usta, ostre zęby. To wszystko sugeruje, że była carnivorusem. A przy tych rozmiarach, pewnie łupała sobie szamkę z zasadzki, i to nie byle jaką, bo małe kręgowce. A jakie były wtedy małe kręgowce? Dzieci dinożarłów. Czyli żaba żrąca dinożarły...No, po prostu diabeł pełną gębą.

Beelzebufo ampinga (Susan Evans, 2014). 
Paszcza na łapach.

Jeszcze więcej kości. To pozwoliło na trochę szersze spojrzenie na Beelzebufo. Po wyglądzie kości łuskowej można było stwierdzić, że nie zachodziło dużo zmian wewnątrz gatunkowych. Różnica w wielkości między osobnikami sięgająca 20% może wynikać z różnej szybkości wzrostu kości czy jego standardu. Najprostszym wyjaśnieniem może być dymorfizm płciowy, gdzie u współczesnych ich krewnych Ceratophrys, 90% kobiet jest większych od mężczyzn. Na te różnice mogły mieć też wpływ, jak pokazały współczesne badania na żabach, sezonowa dieta, dostępność wody, i temperatura. To jest najlepsza teoria, bo wszak przy niskiej temperaturze, wszystko się kurczy. Tu się pojawia następna zagadka, bo o ile stwierdzono wtedy ciepło na Madagaskarze, bardzo ciepło, a z tym ciepłem wystąpił brak wody. Była to pora sucha, czyli pustynia prawie. Klops. Badając dalej materiał, można się pokusić o rozwiązanie i tej zagadki. Wysokie unerwione kolce, silna osteoma czaszkowa i kręgosłupa (korzystny porost istniejącej kości), pozorny zanik błony bębenkowej, wszystkie te cechy dają do myślenia. Wymyślono, że Beelzebufo rył nory, w których się zagrzebywał podczas ekstremalnie suchych okresów, unikając wyschnięcia. Wychodził z nory jak było przyjemnie i rozpoczynał sianie terroru wśród smacznych dzieci Mażungazaurów.

Mażungazaur na zimno.
(?)




Actus Dei, Dinosaur Revolution, 2011.
Muzyka do posiłku. Brdzo fajna seria. 
1.03 - coś skacze na ptaka ;)




Susan E. Evans, Joseph R. Groenke, Marc E. H. Jones, Alan H. Turner, David W. Krause, New Material of Beelzebufo, a Hyperossified Frog (Amphibia: Anura) from the Late Cretaceous of Madagascar, January 28, 2014.

poniedziałek, 11 lipca 2016

Śmierć "degenerata".

Franz Marc, 1880-1916.

2 marca 1916 rok. Franz Marc, kawalerzysta, tak pisze w liście do swojej żony Marii:

Od bardzo dawna nic nie widziałem, oprócz tak okropnych scen, że umysł ludzki nie potrafi ich sobie wyobrazić. Bądź spokojna i nie martw się. Wrócę do ciebie, wojna skończy się w ym roku. Muszę kończyć, transport z rannymi, którym zabierze się list, właśnie odchodzi.

Dwa dni później napisał:


Nie martw się, wyjdę z tego cało. Mam się świetnie, na ile pozwala mi zdrowie. Czuję się dobrze i uważam na siebie.

Tego samego dnia, po południu, około godziny 16, już nie żył. Dostał szrapnelem w głowę. To był też ostatni dzień pierwszej fazy w bitwie pod Verdun, za dwa dni inni mieli się męczyć znowu. A przecież władze po ogłoszeniu mobilizacji kazały zidentyfikować, co znaczniejszych artystów, żeby ich wycofać z linii, dla ich bezpieczeństwa. Franz był na liście. Nie dość, że ważniak, to opracował jeszcze, w lutym 1916, wzór kamuflażu przeciwlotniczego dla artylerii, były to plandeki malowane w szerokie plamy, coś w stylu pointillism. Stworzył serię dziewięciu takich plandek "od Maneta do Kandinskyego", twierdząc przy tym, że ten ostatni będzie najskuteczniejszy przeciw samolotom latającym na wysokości 2000 metrów. Naziści też nie byli dla niego łaskawi, nazywając jego sztukę "zdegenerowaną", a jego samego degeneratem.

"Groszek" (Erbsenmuster), Waffen-SS, 1944.
Mogło to być podobne, uwzględniając skalę dla samolotów.

Franz Marc zanim umarł, oczywiście się urodził, był uważany za największego miłośnika niemieckiego ekspresjonizmu, i jednego z prekursorów. Prawdopodobnie pod wpływem ojca-malarza podjął studia na Akademii Sztuk Pięknych, w Monachium. W 1911 roku Marc założył czasopismo Der Blaue Rieter wraz, z Macke i Kandinskym. Zasadniczo ekspresjonizm jest kanciasty i dość niepokojący w odbiorze, szczególnie gdy chodzi o niemiecki. Franz był typowo ;) odmiennym jego przedstawicielem. Jego prace tchnęły spokojem, radością, sielankowością, zmysłowością. Wyróżniały się użyciem śmiałych kolorów, bogatej ekspresyjnej czerwieni, błękitu, żółci czy fioletu, umiejscowieniem tematu w płynnym i abstrakcyjnym pejzażu.  Od samego początku był animalistą, jego ojciec byz pejzażystą. Mimo, że był naturalistą w formie, to kolorystyka jego prac raczej się realizmu nie trzymała, było jej bliżej do impresjonistów. Później to już wariacje i abstrakcja. 

Zwei Katzen, blau und gelb, Two Cats, Blue and Yellow, 1912.
Dobra, dwa koty, ale czyja to "buba",
w prawym dolnym rogu jest?

Tematy, to głównie zwierzęta; koty, konie i psy, jak też lisy, krowy, dziki, małpy, jelenie, ludzie, babeczki też, i inne, w naturalnym otoczeniu. Koty ukzuje w ich ulubionym, naturalnym stanie, czyli śnie, i podczas pielęgnacji. Stosując prostotę przedstawienia i wykorzystanie podstawowych barw, wywołuje mocniejsze emocje. Koty czy inne zwierzaki, w takich barwach mają głębsze znaczenie, gdzie niebieski oznacza męskość i duchowość, żółty reprezentuje kobiece szczęście, a czerwony symbolizuje przemoc. I jeszcze jakieś pejzaże do tego, trochę nagości i kształty. Malował całą tę menażerię, razem lub pojedynczo, abstrakcyjnie. Dużo zawdzięczał dobrej znajomości sztuki europejskiej, między innymi prac van Gogha, czy znajomości dość młodego kierunku w sztukach, znanego jako kubizm. Na kierunek rozwoju wpłynęła także jego znajomość, z awangardowymi malarzami takimi jak Wassily Kandinsky czy August Macke. To wszystko sprawiło, że dość szybko osiągnął swój "dojrzały styl".

Liegendes Kätzchen, Lying Kitten.

Prace przez odpowiednie ustawienie zwierząt są dynamiczne, mimo ich centralnego umiejscowienia, wygięte kanciaste linie są widocznym wpływem kubizmu, odpowiednie wykorzystanie szczegółów, na przykład oczy, nadaje im cech intymnych, reszty dopełniają stylizowane abstrakcyjne elementy i odpowiednia kolorystyka. Poprzez uogólnienie i uproszczenie nasza uwaga zostaje odciągnięta od danej, materialnej rzeczy tego świata. Widzimy obraz bardziej uniwersalny, starający się wyrazić istotę rzeczy. Ukazany Kot jest w przyjemnej pozie, kolorach i formie. To taka metafora lepszego, bardziej duchowego zestrojenia się ze światem. Czuć emocjonalny ciężar i niewinność, co daje nam poczucie zadowolenia i relaksu. Jak to przy kotce...

Zwei Kataen, Two Cats, 8 November 1913.
Do swoich przyjaciół malował sobie pocztówki.
Franz Marc z Sinseldorf do Lily Klee w Monachium.

Przez wyobrażenia zwierząt, Marc starał się wyobrazić sferę duchową, której poszukiwał. Nie mógł wykorzystać człowieka, bo ten dla niego był "brzydki", zwierzęta jak mówił były "piękniejsze i niewinne". Powiązał zwierzęta z duchowym i rzeczywistym przemijaniem. Były dla niego nie skażone codziennymi troskami i zawiłościami ludzkiego życia.

Two Wild Cats.

W ostatnich latach poprzedzających wybuch I Wojny Światowej, w jego stylu zaszła zmiana. Motyw zwierzęcy malał, coraz bardziej ulegał załamaniom, stawał się skłębiony, i coraz bardziej oderwany. Elementy abstrakcyjne zostały zastąpione pełną formą abstrakcji, w jeszcze odważniejszej kolorystyce i kształcie. Zwierzęta nie są już "większością" obrazu, jak wcześniej, są małe, są jego częścią, a nie tematem. Nie przekazują radości i spokoju. W skręconych pozach, są przytłoczone abstrakcyjną kompozycją, eksplodującą ostrymi elementami i przenikliwymi, kontrastowymi barwami, na podobieństwo wybuchu pocisku. Brązowe zabarwienie, uszkodzenie od ognia, może sugerować krew, a patrząc z perspektywy czasu, obraz może być wizją śmierci autora w walce, zaś patrząc na datę prorokowało nadejście kataklizmu wojny.

Tierschicksale, Fate of the Animals, 1913.

Jego przyjaciel, August Macke, też się zaciągnął i zginął w pierwszych dniach wojny, w Szampanii, a przed swoją śmiercią namalował ostatni obraz utrzymany w ponurym nastroju, Pożegnanie. Mieli do tego zdolność. Do wybuchu wojny zwierzęta całkowicie zniknęły z obrazów Marca. Dalszych duchowych poszukiwań dokonywał tylko przy pomocy koloru i formy, oczywiście abstrakcyjnej. W planach na przyszłość miał utrwalenie czystej abstrakcji w swojej sztuce. W jednym z listów do żony,  pisał o poszukiwaniu czystej ekspresji, czy istnieje coś takiego, i czy można to osiągnąć w malarstwie, odpowiadając sobie samemu: "Masz rację. Odnaleziono w muzyce...".

Two Lying Black Cats, c. 1913, Franz Marc do Ericha Heckela.

Zwei Katzen, Two Cats, 1909.


Zwei Katzen, Two Cats, 1912-14.

Zdecydowanie za mało było, jest i będzie, takich "degeneratów". I jeszcze śmierć im. Ech...

Wybór prac bardzo subiektywny. Powyżej jak i poniżej.


Der Turm der blauen Pferde, The Tower of Blue Horses, 1913.

The Tower of Blue Horses, Franz Marc z Berlina do Else Lasker-Schüler w Berlinie,
koniec Grudnia 1912 / początek Stycznia 1913.

Die gelbe Kuh, The Yellow Cow, 1911.

Tirol, 1914.

1914.

Füchse, The Foxes, 1913.

Die Wölfe (Balkankrieg), The Wolves (Balkan War), 1913.


Lying Hyena (Lying Wolf).
Owszem leżąca, ale bardziej ranna.

Two Sheep, 1913, Franz Marc z Sindelsdorf do Kandinskyego w Murnau, 1 May 1913.

Black Cow Behind a Tree, Maria Marc (jego żona) z Sindelsdorf  do Elisabeth Macke (żona Mackego) w Bonn,
21 May 1913.

Two Foxes, Franz Marc do Alberta Blocha w Munich, 4 February 1913.

Four Foxes, Franz Marc z Sindelsdorf  do Kandinskyego w Monachium,
4 February 1913.

Three Horses in Landscape with Houses, Franz Marc z Sinseldorf do Paula Klee w Monachium,
8 November 1913.

Pferd und Haus mit Regenbogen,  Franz. Marc do Paula Klee, 15.10.1913. 






The Complete Works of Franz Marc, vol I-III.