piątek, 31 lipca 2015

a Cat Called FRITZ.



a Cat Called FRITZ, Nature Humaine.

Duff Beer.

The Simpsons, Scream (merlin).
 



 
[...] A kiedy ćmy wieczorem o szyby łopocą,
A serce pierś rozrywa niespokojnym biciem -
Czy wiesz, co mały świerszczyk gra w kominie nocą?
 Czy wiesz, że to bez ciebie życie nie jest życiem?


Słowa: Bronisława Ostrowska
 Muzyka: Andrzej Zarycki
Śpiewa: Ewa Demarczyk.



środa, 29 lipca 2015

Dla Mamy.

* Tekst zmieniony, bo tak. Nie mam nastroju i już.

Dla ciebie śpiewam piosnkę tę
Moja Matko, za to, że
Gdy zimno było w życiu mym
Ty miłość swą, dawałaś mi

I ty dałaś ogień wtedy, gdy
Obywatele godni czci
I bliźni nasi wszyscy w krąg
Zamknęli przede mną swe drzwi

To przecież nic, to parę drew
Lecz starczy, żeby ogrzać się
A w duszy mej płonęły tak
Jak płonąłby cały las

Więc kiedy umrzesz, Matko już
Gdy wieźć cię będzie czarny wóz
Niech przez niebiański cię wiezie szlak
Aż do nieba bram

Dla ciebie śpiewam piosnkę tę
Dobra Matko, za to, że
Gdy głodno było w życiu mym
Ty chleb swój oddałaś mi

Ty otworzyłaś mi swój dom
Gdy bliźni nasi wszyscy w krąg
Obywatele godni czci
Zamknęli przede mną swe drzwi

To przecież nic, to tylko chleb
Lecz starczy, żeby najeść się
A ja do dzisiaj w sercu mam
Ten zapach chleba i smak

Więc jeśli umrzesz kiedyś już...

Dla ciebie śpiewam piosnkę tę
Matko moja, bowiem jedynie
Ty współczułaś mi, gdy
Żandarmi złapali mnie

Ty jedna smutny miałaś wzrok
Gdy bliźni nasi wszyscy w krąg
Obywatele godni czci
Klaskali w swe dłonie co sił

To przecież nic, spojrzenie twe
Lecz taka dziwna moc w nim jest
Że blask twych oczu jeszcze dziś
Otuchy dodaje mi

Więc jeśli umrzesz kiedyś już... 


 Zespół reprezentacyjny, Piosenka dla starego wieśniaka...





piątek, 24 lipca 2015

Rocznicowa podróż w czasie.

 Fot. Brykiet Noga.

22 lipca. Miałem okazję w tym dniu odwiedzić Muzeum Techniki i Muzeum Ewolucji w PKiN-ie, oraz parę miejsc gastronomicznych. Tak, wiem. Rocznica. Choć termin bardzo przypadkowy. Akuratnio wolną chwilę miałem i sobie spacerowałem. Były pajomki ;) i skorpiony, dinożarły też, ale o tych trochę wiem to się tylko gapiłem. Było gorąco, ładnie i leniwie. Pewnie gdybym siedział w akwarium, o podwyższonej znacznie temperaturze, też byłbym leniwy, albo martwy. Odniosłem wrażenie, że część eksponatów nie udaje. Zaskoczony zostałem całkowicie, gdy przechodząc z wystawy o kościach, musiałem wykupić, będąc w tym samym pomieszczeniu, bilet na drugą wystawę. Pajomk nie człowiek, też jest żydem. Wędrowałem sobie w tych miłych okolicznościach przyrodniczo-technicznych, zdążyłem byłem się przemieścić do Muzeum Techniki, i czułem się jak bohater książki Herberta Wellsa, "Wehikuł czasu". Co sala przenosiłem się w inną epokę, czy to początek motoryzacji, czy hutnictwa, tu zaznaczę, że ta część mogłaby się spodobać gdyby fragment o dymarkach był interaktywny, czy zdobywanie kosmosu. Była też jedna kobieta z włosami na piersiach, o bardzo ciemnej karnacji, dużych oczach, masywnej budowie szczęki, i była przystosowana do poruszania w pionie, wiek, min 1 milion lat...Ach Lucy! Nie wspominając o lądowaniu jako skwarka w wodach oceanu. Ale to wszystko nic. Byłem w miejscu które ostatni raz widziałem kilkadziesiąt lat temu...I nic się nie zmieniło.Nawet kurz. Panie na krzesełkach też wyglądały znajomo, co o tyle jest dziwne, że jak byłem mały to wyglądały tak samo. Muzeum...

 Fot. Brykiet Noga.

Z datą tą jeszcze kojarzy mi się czekolada...Ale mi tu nie pasuje. Doprowadziwszy się do stanu angielskiego, który to umożliwia poruszanie się w tropikach, nie zważając na powalające temperatury i wilgotność powietrza przypominającą szklankę z wodą, stwierdziłem, że czas zapoznać się z gastronomią. Pojawiły się wzorem dawnych wyszynków, miejsca z wódeczką i zakąską. Co prawda, tatar mielony bardziej kojarzy mi się z czerwoną machiną wojenna, ale lepszy taki niż żaden. Na pocieszenie pozostaje fakt, że siekanego też można dostać. Jajka na bekonie, kiełbaska i tradycyjny śledzik. To miło. Niestety nie spotkałem się z tajemniczą zakąską, która znajdowała się w gablotkach przy barze obitym blachą, zespół wespół z jajeczkiem z majonezem, którego też nie napotkałem, a było to jajeczko po japońsku. Nie od razu Rzym zbudowano. Powstaną zapewne nowe miejsca o ciekawym wystroju, nazwie czy menu. Ciekawe czy na trwałe się wpiszą w krajobraz miejski, tak na kilkadziesiąt lat. Gdzie barman czy kelner rozpoznają u klienta zapotrzebowanie na rosołek, a później wódeczkę. Gdzie zamówię porcję moskali i pół basa, i mię zrozumieją...Cóż. Pył i kurz.

czwartek, 16 lipca 2015

Ba'al Żabûb.

Ambrosius Bosschaert the Younger, Dead frog with flies, 1630.



 Raz, dwa mucha!
Wpadła mi do ucha mucha
Zapytała się ślimaka:
„czy ty słyszysz to bzykanie?”
Usiądź proszę na kolanie
I bzyk, bzyk, bzyk
Bzyczy mucha, mucha liczy
Raz, dwa trzy
Leci mucha w rytm
I bzyk, bzyk, bzyk
Bzyczy mucha, mucha liczy
Raz, dwa trzy
Leci mucha w rytm
Wpadła mi do ucha mucha
Zapytała karalucha:
„czy ty słyszysz myzykanie?”
Mamy tutaj takie granie
I bzyk, bzyk, bzyk
Bzyczy mucha, mucha liczy
Raz, dwa trzy
Leci mucha w rytm
I bzyk, bzyk, bzyk
Bzyczy mucha, mucha liczy
Raz, dwa trzy
Leci mucha w rytm




Pajujo, Mucha.
 




sobota, 11 lipca 2015

Żaba story.


Jeż i żaba (myfairygardens).

Na dużym żółtym liściu w czasie dżdżu
Siedziała żaba, czemu właśnie tu?
Nie wiedział nikt 
I żaba chyba też nie wiedziała
Siedząc żuła perz 
Kontemplowała deszcz... Przeżuwając perz
A nieopodal żaby kucnął jeż
Dla towarzystwa żabie żuł coś też
W jeżynach żaba nagle rzekła mu:
"Ja cię żetem Mój żużu 
Naprawdę żetem Chcę Cię teraz tu"
I w żabie wzięła ramiona
Kochanka-żaba, żaba-żona


(from instagram)

Spod żabich rzęs kapały żabie szczęścia łzy
I tuli żabią twarz do jeża
Jak hełm się tuli do żołnierza
I tłumiąc łzy śpiewa mu... only Ty
Czy w szczęściu nie przeszkodzi różna płeć?
Zażenowany jeż chciał żabie rzec
Nie zdążył, bo go żaba znów żetem
I pieści dłoń, mami snem,
Pasjanse stawia mu
Z samych żabich serc
I szepcze mu: "Mój mały książę
Jeżeli kiedyś zajdę w ciążę (Potomstwo mieć - to w życiu najważniejsza rzecz)
Urodzę Tobie jeżożabki

Jeżożabka (Hedgehog frog by CatbatMomomo).

Tak trochę z ojca, trochę z matki
Tak, jedno w tę, drugie w tę - Pół na pół
Tak w życiu bywa - żabę kocha jeż
Więc pomyśl ile szczęścia mógłbyś też
Przy żabie znaleźć, gdybyś jeżem był
Więc proszę Cię... z całych sił...
Mój drogi Jerzy, kochaj żabkę swą,
Byś i ty, ronić mógł szczęścia łzy.



Andrzej Rosiewicz, "Żaba story"






Związek skonsumowany.









piątek, 10 lipca 2015

środa, 8 lipca 2015

To nie był Kot(ányi).

Podczas przesłuchań w południowym Londynie, światło dzienne ujrzało niezwykłe zdarzenie. Działo się to w fabryce. W pomieszczeniu gdzie pracowało wiele młodych dziewcząt, pojawiło się nagle zwierzę. Na stole. Tym zwierzem była mysz. Oczywiście maleństwo spowodowało zamieszanie i ogólny popłoch.  Intruz został szybko schwytany, przez młodego człowieka, który zjawił się niczym kawaleria, jak Custer pod Little Big Horn. Mysz nie mając się zamiaru poddawać, walczyła. I się wymskła z jego doni. Droga ucieczki prowadziła rękawem pod górę.W dzikim swym biegu, między kamizelką i koszulą, mysz dotarła na kark, gdzie poczęła wypatrywać jakiegoś dogodnego miejsca do ukrycia. Nieszczęśnik ten, będąc mile połechtany myszą, otworzył był usta, co ta skwapliwie wykorzystała, skacząc w nie. On będąc w szoku i zapewne w zaskoczeniu sporym, połkną ją. Istnieje dość popularne przekonanie, że mysz zbyt długo bez powietrza się nie obejdzie. Może, nie wiem ile jej potrzeba. Wiem natomiast, że są takie wije, dwuparce, w dodatku przodopłciowe, które tak śmierdzą, że mogą zabić mysz. Mysz czując, że umrze tak czy siak, czy to z braku tlenu lub zaśmierdnięcia, postanowiła wyjść na zewnątrz gryząc i drapiąc w gardle i klatce piersiowej. To doprowadziło w krótkim czasie, naszego bohatera do śmierci, w straszliwych męczarniach. Kilku świadków potwierdziło powyższe zdarzenie. Orzeczenie lekarskie brzmiało, śmierć przypadkowa. Synu, nie lekceważ sobie myszy. Z nią źle, beż niej jeszcze gorzej.

The Manchester Evening News, December 31, 1875.



Running Wild, The Little Big Horn, 1991.






Czrodzicielstwo (Sourcery).

(?)

Chciałem powiedzieć – wyjaśnił z goryczą Ipslore – że na tym świecie jest chyba coś, dla czego warto żyć.
Śmierć zastanowił się przez chwilę.
KOTY, stwierdził w końcu. KOTY SĄ MIŁE.

“I meant," said Ipslore bitterly, "what is there in this world that truly makes living worthwhile?"
Death thought about it.
CATS, he said eventually. CATS ARE NICE.”


Terry Pratchett, Czarodzicielstwo (Sourcery).


PS T.P. R.I.P.

niedziela, 5 lipca 2015

Ostatnie podrygi na oczach żaby.

Danse macabre, The Dance of Death, Der Totentanz albo Pan kleks w gaciach. Nie mylić z Panem Draską. Takie balety raczej nikomu na dobre nie wyszły. O ile poganie łączyli go z obrządkiem pogrzebowym, ale też z kultem płodności i odrodzenia, o tyle w średniowieczu kościół zaczął go zwalczać. W późnym zaś, stał się bardzo popularną alegorią, na marność życia doczesnego, jego uciech, i samego przemijania.

Ogólna radość, Heinrich Knoblochzer, Heidelberger Totentanz, 1488

Wygląda to mniej więcej tak. Zanim Taniec śmierci stał się bohaterem sztuk innych, zaczynał jako widowisko kościelne lub cmentarne, które było poprzedzane kazaniem, refleksje o życiu i śmierci, na koniec kazano cnotliwie żyć i pokutować. Ludzie śmiercie zapraszali innych do tańca, tamci się wymawiali ale koniec końców dołączali.

Śmierć i mieszczanin, Heinrich Knoblochzer, Heidelberger Totentanz, 1488. 

W sztukach innych występuje śmierć jako, szkielet z kosą, ale nie nożem, lub trup w roli rozkładającego się ciała, ewentualnie mumia, ale nie taka egipska w zawiniątku tylko coś jak takie rybki suche i słone co się wciąga szeleszcząc, pod wódeczkę lub piwo w Rosji, porywa do tańca swego wybranka lub wybrankę. Wcześniej leciało całe towarzystwo w kółeczko lub korowodem, później podzieliło się na podwójne lub pojedyncze pary. 

Śmierć i dziewica, Heinrich Knoblochzer, Heidelberger Totentanz, 1488.

Stan, płeć, majątek czy wykształcenie nie miało tu znaczenia, wszak wszyscy w tej chwili równali się ze sobą. Coś jak król złamany bez rajstop i chłop bez portek za oborą, obaj wyglądają tak samo mało korzystnie. A ta śmierć to też tak się nie pęta, bo czasem sobie podjedzie na wozie, albo na oklep, na krowie.

Śmierć i kupiec, Heinrich Knoblochzer, Heidelberger Totentanz, 1488. 

A jak kosę ostrzy to z łukiem i strzałami gania. Tej nie widziałem, za to widziałem ze strzałą, taką dwuręczną z grubym trzonkiem, około 1,5 m długości, albo z kopią. Duńczycy poszli po bandzie i dali Śmierci miecz do łapy i lwa między nogi. Także nie wiem. Co kraj to obyczaj. Śmierć, jak to widać u Knoblochzera, nie jest jeszcze Śmiercią, raczej dość nieokreślonym zmarłym, z mięsem, mięśniami i różnymi fantami. Bardziej zombie. Wielki Tancerz, przybiera postać szkieletu coś ok 1500 roku, patrz Holbein.

Śmiercie i rycerze, Brickmann, 1555, Holbein 1526.

Trochę faktów ;).  Z XIII wieku zaś pochodzi przypowieść o trzech młodych szlachcicach co to spotykają trzech trupów. I tamci zaczynają wspominać dni swojej chwały, w cieniu nieuchronnej śmierci. W Pizie są figury przedstawiające motyw tej historii. Były jeszcze rzeźby na portalu kościoła Niewiniątek w Paryżu, gdzie książę Berry kazał w roku 1408 wyrzeźbić podobną scenę. Malowidła w krużgankach otaczających cmentarz przy tym samym kościele, datowane na 1424, były najbardziej znanym przedstawieniem w średniowieczu. Niestety w 1669 się zwaliły i klops. Może nie taki wielki jak go malują, bo G. Marchant w 1485, wykonał 24 drzeworyty na ich podstawie. Jeśli był dobry, to wiemy jak tam było. Wątpię w to jednak, bo nie ma tej oprawy i nie ten format i same stroje sugerują, że nie była to wierna kopia.

Śmierć i wszyscy, Heinrich Knoblochzer, Heidelberger Totentanz, 1488.

W roku 1449 książę Burgundzki kazał wystawić Taniec Śmierci w swym pałacu w Brugge. Taka zabawa. To by sugerowało, że widowisko było wcześniejsze niż obraz. Ale nie jest to pewne. Taniec śmierci i Alfabet śmierci H. Holbeina młodszego, z lat 1523–1526. Z niego wszyscy kopiowali, dlatego jest znany. A ja nie jestem znany i nie kopiowałem z niego. Bo on nie ma żaby. Knoblochzer natomiast ma.

Dalszy ciąg uciech niecielesnych, Heinrich Knoblochzer, Heidelberger Totentanz, 1488. 

(...)
Bajadero bez nosa, bez ciała drobinki,
Powiedz owym tancerzom, którzy kręcą nosem:
"Dumni pięknisie, mimo piżmo, róż i szminki
Czuć was wszystkich trupem! Bo śmierć waszym losem;
(...)
Baudelaire Charles, Taniec Śmierci, Ernestowi Christophe, 
tłum. Bohdan Wydżga.



Siódma pieczęć, reż. Ingmar Bergman, 1957.

Idea tańca śmierci znalazła swój wyraz nie tylko w literaturze, Baudelaire czy poemat Goethego, który jest zanimowany przez Lego. O Bergmanie nie wspominam. U nas wszyscy byli się zapoznani z "Rozmową mistrza Polikarpa...", gdzie Śmierci nos odpadł i w zasadzie lubiła swoją robotę. U Berenta też się pojawia w "Kamieniach żywych". Przy czym ciekawie łączy bachanalia poprzez skoczki-tancerki ze śmiercią, którą nazywa skoczką kościaną. Akcja ze zbliżeniem albo winem i kielichem co pęka w rękach płatnerza, a w ręku Śmierci zamienia się w klepsydrę.


Lego, Der Totentanz, J.W. Goethe, 1813



Dobra, chyba wstałem z krzesła. Teraz myślę nogi nie złam.
Po przyjęciu prawie litra w końcu wydaje się niezła.
Ja i ona jeden taniec, jak już poci się orkiestra
Gdy partnerka wychudzona, ma niedowład, ja mam bezwład.
Breslau tu mnie zesłał w celu rozsupłania węzła
Żegnając się przesłał oko, na zbytnio jej nie zniesław.
Ręce trzymaj bliżej bioder, bo ukręcisz stryczek sobie.
Jak wpadasz to na amen, nie w jej stylu wpaść przelotem.
Być przekotem Ci się marzy? Namiętnie liż jej brodę!
Przy zbliżeniu możesz poczuć, że partnerka bije grobem
Ponoć miewa mokre stopy, zazwyczaj gdy pije wodę
Może przeszkadzać wam kosa, lubi tańczyć z bibelotem
Zgraj się w ruchach nie patrz, słuchaj! Nie bądź samcem, choć posłucha!
Na dystans trzymaj francę, uśmiech od ucha do ucha
Nie zachowuj się jak harcerz, taniec tańcem gołąb grucha,
Żeby zardzewiałe palce nie zostały Ci na gałce, to kostucha!
Ale dziś niczego sobie.
W prawo krok za lewo krokiem z pokiereszowanym bokiem
Nie pytaj co robi ona! Nie jestem kurwa prorokiem
Jakby była opalona, byłaby królewną w trumnie
Cały parkiet tylko dla nas i tańczymy sobie wspólnie
Hulio z Julią, gdzie ona robi za Julię. Jestem Huliem
Muszę puścić kurwa rękę, bo jak szarpnę to się urwie
Chuj jej śpiewa, a ja czekam czym ta pokraka mnie ujmie.


The Sceleton Dance, 1929, Disney.


Chociaż podwójnie ją widzę, nie ma tego błysku, rytmu.
Skacze przytrzymując kości jak spieniony na pysku pitbull
Wije się rozklekotana na tych przebitych kolanach.
Ja udaję nekrofila, choć nie miałem tego w planach
Nie no, dramat, nie wygramy. Jury nam pospuszcza noty
Hello mała, nie zginamy szyi jak to struś na boki
Jak ona to kurwa robi, chyba jednak tańczę z gwiazdą.
Żebym jej nie urwał nogi, Akrobata w salcie z czaszką
Gdzieś tam chyba stało krzesło.
Chuj mnie ilu miało sex z nią.
Mamy już przegraną przez nią, blady mutant z anoreksją
Nawet jakbym ja coś umiał, no to ona umie chuja
Tak to potakuje mumia, każdy ruch jak chuj nad szuja
Niby profesjonalistka, jakbym krowę z pola ściskał
Niby trochę towarzyska, niby rutynowa misja
Ale nikt mi nie powiedział, że ten uśmiech szczękościska nie schodzi tej mątwie z pyska.
Blada miss jak z topieliska
I ta kosa mi się wrzyna! Na chuj ona ją tak trzyma?!
Stąd ten mało miły grymas. Czemu jest cała sina?!
Zaraz chyba mi tu zejdzie, jeszcze więcej wstydu będzie.
Już to widzę, cyk ujęcie, jakbym stał po PIT w urzędzie
Sępy mnie zapewne zjedzą, może ją podeprę nieco, zanim się tu hieny zlecą
Chyba że jeszcze nie wiedzą
A na razie żebra lecą, wisi szczęka, zęby lecą.
Do tej pory na parkiecie tylko one wszędzie świecą.
I słyszę ostatnie dźwięki, jak ostatni ząb z jej szczęki.
I widzę początek końca począwszy od prawej ręki
Skończywszy na stercie kości, no to potańczyłem z kukłą.
Choć stałem w samotności sobie przyjebałem ukłon.


Saint-Saëns, Danse macabre (Taniec szkieletów), Op.40, Arturo Toscanini,
NBC Symphony Orchestra, 1938.


(x4)
No bo to danse macabre, pierdolony taniec śmierci
Trzaska wiatr oknami, a ja śmiem twierdzić
Że gdy jedna z planet pędzi, ja zamieniam w skalpel język.
Tańczę to i nawet święci tańczą ze mną jak jebnięci.

Szad Akrobata, Taniec śmierci.



Tekst powyżej do tego poniżej.

Szad Akrobata, Taniec śmierci, I NIECH SZUKAJĄ MNIE KULE, 2013.



Od Holbeina poczynając, The Dance of Death. Wygląda na to, że wszystko. A jak nie to bardzo dużo.
Heinrich Knoblochzer, Heidelberger Totentanz, 1488, uni-heidelberg.

PS Żaby ja kolorowałem.



piątek, 3 lipca 2015

Arystokot (The Aristocat).

 (?)


Żeby człowiek nie myślał, że jest doskonały i żeby nie miał złudzeń, że się z Bogiem zbratał,
że wszystkie mu zwierzęta będą się kłaniały i uznają, że właśnie on jest panem świata -
żeby więc człowiek nie wpadł w samouwielbienie, by poznał jak ułomna jest jego istota Bóg dał
mu przykazania, rozum i sumienie, a gdy to nie pomogło wtedy stworzył KOTA
.

Franciszek Klimek, Żeby człowiek nie miał złudzeń.




Everybody wants to be a Cat. The Aristocats, 1970.

Everybody wants to be a cat,
because a cat's the only cat
who knows where it's at.
Everybody's pickin' up on that feline beat,
'cause everything else is obsolete.
Now a square with a horn,
can make you wish you weren't born,
ever'time he plays;
and with a square in the act,
he can set music back
to the caveman days.
I've heard some corny birds who tried to sing,
but a cat's the only cat
who knows how to swing.
Who wants to dig
a long-haired gig
or stuff like that?
When everybody wants to be a cat.
A square with that horn,
makes you wish you weren't born,
ever'time he plays;
and with a square in the act,
he's gonna set this music back
to the Stone Age days.
Everybody wants to be a cat,
because a cat's the only cat
who knows where it's at;
while playin' jazz you always has a Welcome mat,
'cause everybody digs a swingin' cat.
Everybody digs a swingin' cat.

środa, 1 lipca 2015

Witkacy na wakacje.

Wakacje! Nie muszę odprowadzać moich wyrzutów do szkoły. I mogę nic nie robić. No...Z pewnymi wyjątkami, określonymi przez czas i przestrzeń. Zrobiłem szklaneczkę łiski. Przed dwunastą. Sic! Ha ha! Nie, nie wydmuchałem jej, choć znam film o Jakubie szklarzu. Ostatnią, po wczorajszym pogromie najbliższych z butelki. I tych inszych, których nie pomnę, oko mam podzelowane, łeb rozbity, garnitur potargany, i korona gdzieś zgubiona...Coś mi się przypomina jak w lustro łypnę. Kredens ruszył na mnie galopem, przyobleczony w błyski szybek i podzwaniający srebrnymi sztućcami, jak kowboj, skradający się kaczym chodem do baru w salonie.

Tak pije kobieta rasowa i dobrze wychowana, Witkacy, Zakopane 1926.

Larum grają! Nieprzyjaciel bez gaci! A Ty się nie zrywasz?! Szabli nie chwytasz?! Na koń nie wsadzasz?!Co się stało z tobą, żołnierzu? Zaliś swej dawnej przepomniał niecnoty...To było jak natura się upomniała o swoje. Poszedłem do toalety. Otwieram drzwi, wchodzę i patrzę...A tu jakaś laska siedzi na muszli i się uśmiecha. "O, pardon!", powiedziałem. Skorzystałem z umywalki, nie myjąc rąk, i wyszedłem, z niejasnym przekonaniem, że brakuje żółtej szczoteczki do zębów. Obierając kurs właściwy, na swoje drzwi i mieszkanie, zakonotowałem sobie: "Kupić żółtą szczoteczkę do zębów". W domu też jej nie było.

Tak jedzą tamci i tak przypatrują mi się Ci, Witkacy, Zakopane 1926.

Nie tylko kaczka na dziko pod wódeczkę, z Saskiego, ale i wyjazdy dalsze. W szczenięcych latach, to wyprawa na Pigalak była już przeżyciem wielkim, gdzie kobiety o przywiędłych pożądaniach, ukazywały absolutny brak zasad moralnych pod rozchylonymi płaszczami. Kajtki naszpikowane opowieściami przedwojennymi, okupacyjnymi, powstańczymi i powojennymi, odkrywały na nowo stare miejsca, gdzie na ten przykład unosił się duch Burmajstra. Burmajster, przywódca "bandy" bikiniarzy, miał ze swoimi na dzwonnicy św. Barbary oddawać się działalności wywrotowej i słuchać jazzu. 20 lat miał. Kara śmierci. Ale i wesołe były historie, jak Natakera towarzysza przypadek, członka dzielnicowego PZPR-u. Idąc on Królewską, zobaczył  napis kredowy na trotuarze: "Precz z komunistami. Niech żyje USA". Jako poprawny zaczął go ścierać butami. Wtem, podszedł do niego młody człowiek, manipulując ręką w kieszeni, jakby miał tam klamkę, i rzekł: "Jeśli ci życie miłe, to uciekaj stąd szybko". Towarzysz zrobił jak mu kazano, ale oczywiście jak najszybciej poinformował odpowiednie organa. 

Pejzaż australijski, Witkacy, 1918.

Najlepiej było zebrać się w paru i jak stali, tak poszli do pociągu. Wsiadało się do tego, który akuratnio stał na peronie. Jak źle poszło to na zachodnim był już koniec, przy czem źle nie działo się ciągle. I tak, można było z marszu nad morzem się znaleźć, po drodze zawiązując ciekawe lub intymne znajomości, w rytm "tak-to-to, tak-to-to...". To zdrówko! Bałtyk nie Adriatyk, nie ma czego żałować. I tylko ludzie się zmienili. Drzewniej to takiemu siedzącemu pod smażalnią, zostawiono na stole resztki ryby i frytek, niech zje sobie;) Dziś, dres zrzuci na ziemię i podepcze tak, że pies nie weźmie. I był taki jeden, "Marynarz" go zwali, dał chłopakom sprzątając zarobić, na bilet do domu. Kupili bilety i wrócili pokazać, bo taka była umowa. Napili się tego wieczoru i nażarli. Ech, kurczę blade, przecież pejzaże australijskie powstały w Zakopanem.

Pejzaż australijski, Witkacy, 1918.

Ale, że zaoszczędzili, to w Działdowie skończyła się kolejka. Trzeba było zorganizować stopa. Gdzie szosy biała nić, tam śmiało bracie wyjdź. I nie martw się co będzie potem. Świeciło słońce, nie za bardzo, akurat na wprost, koniec drogi połyskiwał łagodnie, bo asfalt był tłusty. Trafił się taki jeden, Tarpan, co warzywa woził. Dowodziła nim kierownica, dama, w sile wieku, mocna i zdrowa,  która nowalijki lubiła. Szklarnię też miała. Dni kilka, zajęło im ogarnięcie płodów natury. Melony i schaby...Kiełbaski zakrapiane wódeczką na ognisku. Na Żeraniu zakończyła się przygoda. Każdy wracał z piękną dynią. Może cię właśnie rżną i skrobią w tej chwili. Mój Boże – co bym dał, aby to widzieć!!!

Nena Stachurska, Witkacy, 1929.

Ale pecha mam. Wczoraj, kiedy robiłem pipi w lesie i zapatrzyłem się na krajobraz, bąk koński uciął mnie w kutasa. Spuchło to jak balon i myślałem, że odpadnie. Ale jodyna i Staroniewicz uratowali to cenne utensylium dla przyszłych pokoleń. Dziś jest tylko czerwone, ale może jeszcze odpadnie. Jak odpadnie, to Ci przyślę w formalinie.




Czas zrobił swoje. Spodnie wytarte, buty stare...I wiatry niosą mnie. Częściej czasem, przy stole, niż w drodze...


Krajka.


PS Jak wakacje, to tylko z Mikołajkiem! No bo co, kurczę blade!