Żeby uniknąć pochopnych decyzji, naumyślnie nie rozumuję logicznie...
środa, 8 lipca 2015
To nie był Kot(ányi).
Podczas przesłuchań w południowym Londynie, światło dzienne ujrzało niezwykłe zdarzenie. Działo się to w fabryce. W pomieszczeniu gdzie pracowało wiele młodych dziewcząt, pojawiło się nagle zwierzę. Na stole. Tym zwierzem była mysz. Oczywiście maleństwo spowodowało zamieszanie i ogólny popłoch. Intruz został szybko schwytany, przez młodego człowieka, który zjawił się niczym kawaleria, jak Custer pod Little Big Horn. Mysz nie mając się zamiaru poddawać, walczyła. I się wymskła z jego doni. Droga ucieczki prowadziła rękawem pod górę.W dzikim swym biegu, między kamizelką i koszulą, mysz dotarła na kark, gdzie poczęła wypatrywać jakiegoś dogodnego miejsca do ukrycia. Nieszczęśnik ten, będąc mile połechtany myszą, otworzył był usta, co ta skwapliwie wykorzystała, skacząc w nie. On będąc w szoku i zapewne w zaskoczeniu sporym, połkną ją. Istnieje dość popularne przekonanie, że mysz zbyt długo bez powietrza się nie obejdzie. Może, nie wiem ile jej potrzeba. Wiem natomiast, że są takie wije, dwuparce, w dodatku przodopłciowe, które tak śmierdzą, że mogą zabić mysz. Mysz czując, że umrze tak czy siak, czy to z braku tlenu lub zaśmierdnięcia, postanowiła wyjść na zewnątrz gryząc i drapiąc w gardle i klatce piersiowej. To doprowadziło w krótkim czasie, naszego bohatera do śmierci, w straszliwych męczarniach. Kilku świadków potwierdziło powyższe zdarzenie. Orzeczenie lekarskie brzmiało, śmierć przypadkowa. Synu, nie lekceważ sobie myszy. Z nią źle, beż niej jeszcze gorzej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz