Pokazywanie postów oznaczonych etykietą muzyka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą muzyka. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 30 października 2016

sobota, 10 września 2016

I Spider.


(fot. Brykiet Noga)

Don't worry, spiders,
I keep house
casually.

Kobayashi Issa.



Web, I spider, I spider, 1970, LP.




A1 Concerto For Bedsprings 10:10;
a) I Can't Sleep 
b) Sack Song 
c) Peaceful Sleep 
d) You Can Keep The Good Life
e) Loner 
A2 I Spider 8:31

B1 Love You 5:21
B2 Ymphasomniac 6:43
B3 Always I Wait


&


The Web, Fully Interlocking, 1968.
The Web, Theraphosa Blondi, 1970.

piątek, 9 września 2016

Kremilek a Vochomurka czyli bania z dzieciństwa.

Bajki z mchu i paproci, 1968 ;)-1971.
Jak Żwirek i Muchomorek palili zioło.
Muzyka Afroman, Because I Got High, 2000.




I was gonna clean my room until I got high
I was gonna get up and find the broom but then I got high
My room is still messed up and I know why
'Cause I got high

I was gonna go to class before I got high
I coulda cheated and I coulda passed but I got high
I am taking it next semester and I know why
'Cause I got high
Because I got high
Because I got high

I was gonna go to work but then I got high
I just got a new promotion but I got high
Now I'm selling dope and I know why
'Cause I got high
Because I got high
Because I got high

I was gonna go to court before I got high
I was gonna pay my child support but then I got high
They took my whole paycheck and I know why
'Cause I got high
Because I got high
Because I got high

I wasn't gonna run from the cops but I was high
I was gonna pull right over and stop but I was high
Now I am a paraplegic, and I know why, 'cause I got high
Because I got high
Because I got high

I was gonna pay my car note until I got high
I wasn't gonna gamble on the boat but then I got high
Now the tow truck is pulling away and I know why
'Cause I got high
Because I got high
Because I got high

I was gonna make love to you but then I got high
I was gonna eat yo pussy too but then I got high
Now I'm jacking off and I know why
'Cause I got high
Because I got high
Because I got high

I messed up my entire life because I got high
I lost my kids and wife because I got high
Now I'm sleeping on the sidewalk and I know why
'Cause I got high
Because I got high
Because I got high

I'm gonna stop singing this song because I'm high
I'm singing this whole thing wrong because I'm high
And if I don't sell one copy I know why
'Cause I'm high
Because I'm high
Because I'm high

Written by Joseph Foreman.

środa, 7 września 2016

Basergor-Kobal & Adolf The Cat.

- Kłamiesz....
- Kocur nie kłamie, licz się ze słowami.
- Rbit... Uwierzę we wszystko, ale... Ty się mylisz!
- Jestem pewien.

Sataaan!
(?)

[...]A jednak musiałem wierzyć Rbitowi. Kto nigdy nie przyjaźnił się z kotem, niełatwo zdoła to pojąć. "Kocur nie kłamie" - powiedział Rbit. To prawda. Kłamią tylko ludzie i sępy. Ludzie - bo potrafią i lubią to robić, sępy - bo taka jest ich natura. Najnędzniejszy z kocich niewolników nie kłamie nawet wtedy, gdy od kłamstwa zależy jego życie. Kocur - kot-wojownik, rycerz - nie kłamie nigdy. Kłamstwo uważa za największą hańbę. Gdy go uderzysz - będzie twoim nieprzyjacielem; gdy naplujesz mu w oczy - będzie starał się zabić cię przy pierwszej sprzyjającej temu okazji; gdy mu zarzucisz kłamstwo - rzuci się na ciebie natychmiast, choćbyś był zakutym w stal olbrzymem, a on maleńkim kłębuszkiem riparta. A Rbit był olbrzymim gadba, z tych, co to w pojedynkę dają radę wilkowi. Nie odwrócił się, gdy mu rzekłem: kłamiesz. Był moim przyjacielem. Przyjacielem broni. Gdy zdarzy ci się walczyć z kotem ramię w ramię, w jednym szeregu - będzie on twym najwierniejszym druhem do śmierci. Zelżysz go - wysłucha w milczeniu, dobędziesz miecza - ucieknie i nie zobaczysz go więcej, chyba przypadkiem. A i wtedy pozna cię, zajrzy w oczy i pozdrowi, a gdy znajdziesz się w opałach - pomoże i pójdzie dalej swoją drogą, nie chcąc słuchać podziękowań ani przeprosin. Cóż - zwykły wyżej postawiony kocur nosi w sobie więcej godności i honoru, niż wszyscy dwunożni Szlachcice Czystej Krwi i magnaci razem wzięci, nie mówiąc już o sępach...
Rbit nie kłamał. Nie umiałby tego zrobić. Mogłem nie wierzyć własnym oczom. Słowu kota - musiałem.


Basergor-Kobal, książę gór - L.S.I.Rbit, prawa ręka Basergora-Kragdoba.

Adolf The Cat.





Dead Infection, Looking For Victims, EP, 2014.
1. Fissura Ani
2. Adolf The Cat
3. Subduction
4. Underestimation


Feliks W. Kres, Prawo sępów, 1991. Do tego seria Księga Całości, Zjednoczone Królestwa, i inne :)

środa, 13 lipca 2016

Pożeracz dinozaurów.

Golonka w dół i trzeba przedstawić pewnego kontrowersyjnego osobnika.  Tak. Jest to żaba, a raczej była, 70-65 milionów lat temu. Była na pewno na Madagaskarze. Stąd pochodzą jej skamieniałości. Bliskie pokrewieństwo z Ceratophrys, sugerowałoby istnienie pomostu łączącego Madagaskar z Gondwaną, w późnej kredzie, ale to śliski temat, i w sumie nie na temat. Poskładano go z wielu kawałków, najlepiej wyszła na tym głowa. Większość fragmentów należała do osobników, które miały czaszkę szerokości 8-12 cm, i długości od czubka pyska do kloaki 16-27 cm. Ale żeby dostać miano Belzebub, to za mało. Są fragmenty które pasują do czaszki, o szerokości 20 cm, i długości 40. To już coś. Do tego czaszka była silnie skostniała, stąd epitet ampinga - tarcza, a bufo, to ropucha. Beelzebufo ampinga, inaczej Żaba z piekła, Żaba diabeł, Ropucha diabeł. Oczywiście zdobywa koronę za rozmiar wśród płazów bez ogona. Silne skostnienie, stabilizujące połączenie między żuchwą a czaszką, ogromne usta, ostre zęby. To wszystko sugeruje, że była carnivorusem. A przy tych rozmiarach, pewnie łupała sobie szamkę z zasadzki, i to nie byle jaką, bo małe kręgowce. A jakie były wtedy małe kręgowce? Dzieci dinożarłów. Czyli żaba żrąca dinożarły...No, po prostu diabeł pełną gębą.

Beelzebufo ampinga (Susan Evans, 2014). 
Paszcza na łapach.

Jeszcze więcej kości. To pozwoliło na trochę szersze spojrzenie na Beelzebufo. Po wyglądzie kości łuskowej można było stwierdzić, że nie zachodziło dużo zmian wewnątrz gatunkowych. Różnica w wielkości między osobnikami sięgająca 20% może wynikać z różnej szybkości wzrostu kości czy jego standardu. Najprostszym wyjaśnieniem może być dymorfizm płciowy, gdzie u współczesnych ich krewnych Ceratophrys, 90% kobiet jest większych od mężczyzn. Na te różnice mogły mieć też wpływ, jak pokazały współczesne badania na żabach, sezonowa dieta, dostępność wody, i temperatura. To jest najlepsza teoria, bo wszak przy niskiej temperaturze, wszystko się kurczy. Tu się pojawia następna zagadka, bo o ile stwierdzono wtedy ciepło na Madagaskarze, bardzo ciepło, a z tym ciepłem wystąpił brak wody. Była to pora sucha, czyli pustynia prawie. Klops. Badając dalej materiał, można się pokusić o rozwiązanie i tej zagadki. Wysokie unerwione kolce, silna osteoma czaszkowa i kręgosłupa (korzystny porost istniejącej kości), pozorny zanik błony bębenkowej, wszystkie te cechy dają do myślenia. Wymyślono, że Beelzebufo rył nory, w których się zagrzebywał podczas ekstremalnie suchych okresów, unikając wyschnięcia. Wychodził z nory jak było przyjemnie i rozpoczynał sianie terroru wśród smacznych dzieci Mażungazaurów.

Mażungazaur na zimno.
(?)




Actus Dei, Dinosaur Revolution, 2011.
Muzyka do posiłku. Brdzo fajna seria. 
1.03 - coś skacze na ptaka ;)




Susan E. Evans, Joseph R. Groenke, Marc E. H. Jones, Alan H. Turner, David W. Krause, New Material of Beelzebufo, a Hyperossified Frog (Amphibia: Anura) from the Late Cretaceous of Madagascar, January 28, 2014.

środa, 6 lipca 2016

czwartek, 23 czerwca 2016

Pijmy wino.

Będąc niewinny, czuję się winny. Będąc winny, nie czuję już nic...Ach, wino!
Taki paradoks sądowniczy.


PS

Idźmy w taniec malowany na szkle,
bo żona ma żal, do tańca się rwie.
Pijmy wino za kolegów do dna,
bo oni - to my, a my - to już mgła.

Krystyna Janda. Pijmy wino.

poniedziałek, 13 czerwca 2016

Wspomnienie (aka Moja klasa).

Już za młodu mnie ciągało, i wyciągło na ognisko tuż po szkole. Jakaś piąta klasa to już chyba była. Do wieczora się paliło, było całkiem miło. Szukali mnie rodzice, i milicja też biegała. To był pierwszy wpierdol, który dostałem z miłości. Po wszystkim, jak już mogłem się pozbierać, poszedłem do Niej, i powiedziałem, że nic nie szkodzi, że i tak ją kocham. Ale co tam, to przecież Mama. Razu jednego Matka mówi: "Leć do domu, zaraz godzina milicyjna. Nie dam rady". Nie pobiegłem, wróciliśmy razem. Jeździły "polewaczki", ludzie ganiali, gaz się snuł ulicami, ja później zbierałem łuski i petardy po gazie. Jedną zaniosłem do szkoły, wyleciałem z klasy, a wszyscy się popłakali. Papieża też witałem, jak jechał Marchlewskiego, w stronę placu Grzybowskiego. W szkole był taki jeden, "Firu", co miał do mnie sprawę i z łapami ciągle leciał. O dwa lata starszy i kiblował sobie trochę. Musiałem być szybki i mieć oczy dookoła głowy. Był i "Regan", co wszystkich po kątach rozstawiał, ale nasz on był. I pan od ZPT-e, co lubił porządki, i kazał kiedyś zbierać śmiecie spod szkoły, bo chciał mieć płot zielony. Dźgałem paprochy kijem, bo nie będę rąk brudził sobie, a on mi go połamał i za chabety tarmosił. Zniosłem to cierpliwie, powiedziałem  wszystko mamie i w następnym tygodniu zmienił pan był szkołę. Dorian z Robkiem mieli sztamę, ale drugi z dachu spadł na butelki potłuczone. Zdzicha dopadli ruscy spod Pajaca, to był koniec już biznesów jego. "Płaski" był z "Pekinu", często tam bywałem, w oficynie rybki pan sprzedawał. Przy Pekinie "Syberia" kiedyś stała, ale wojny nie przetrwała.

Sidney Polak, Chomiczówka.

Lekcja była to historii, kumpel mi pokazał, że Aga nie ma biustonosza. Gdy to zobaczyła, to się zrumieniła, a nazajutrz już go miała. Kacha miała wielkie cyce, ale Ada jeszcze większe, za to pani od muzyki, największe miała wzięcie. Z Kolejówą były draki, wojna z Chmielną, no i z Żytnią. Ktoś tam zęba stracił, mi korona wtedy spadła. Na Grzybowskiej, ząbek z cegły, kamienica całkiem sama, co na ścianie pierwszego piętra, krzyżyk ktoś powiesił. W zeszłym wieku jeszcze wisiał, teraz nie wiem, nie widziałem, kumpla też już nie spotkałem. Na parterze zakład był malutki, zagracony, zakurzony, a w nim mistrz co czas naprawiał, i zegarków pełno, których nikt już nie odbierał. Właścicielom pewnie termin minął. Przy Miedzianej był modelarz, czołgi, statki, samoloty, kolorowy zachód taki, przez żulików często obstawiony, bo na bełta się zbierało. Kiedy na placyku, gdzie graliśmy w kapsle, Kloss nas mijał, wszyscy żeśmy hajlowali. Lekko się uśmiechał i cichutko do nas mówił: "Нет, не надо. Das heißt tajemnyca". Świetnie "Sokół" w nogę grał, i uczył się dobrze, wszystkie panny były jego, bo jeansy miał zachodnie. Jeszcze się nie piło, ale już próbowało. W "Ścieku", gdzie kufel grubośći miał centymetr a blat dwadzieścia szerokości, granda wódkę piła, tu rządził  "Kargul", nikt mu nie podskoczył.

Strachy na lachy, Piła tango.

Raz na Chmielnej, przy Centralnym, pan mnie zabrał był na loda. Poszliśmy na podwórko, żeby Bóg niczego nie zobaczył. Tam czekały już chłopaki, dostał łomot zbok złamany, myśmy mieli na "biedronke" nową. Pierwsze miłości, druhna Kasia, i pierwsze zazdrości, bo był druh i dwie siostry...Ja czytałem wtedy "Cafe pod Minogą" i "Jesień w Pekinie", a sióstr nigdy tych nie rozkiminiłem. Z kolejnego wyjazdu, z jednym "Pączkiem" powróciłem, co zielone oczy rudym zasłaniała kucykiem.  Tak to było na obozach. W mieście za to polowanie. Sport taki, zawsze byłem sam, jak lubiłem. Zabawa zręcznościowa z kamieniami. Bieganie po ruinach, przez mur getta, po dachach i garażach. Jednego załatwiłem gładko, w łuk brwiowy z biodra dostał, ładny rzut był. Dopadła mnie jego matka, na apelu w szkole, że chciałem go zabić, to zacząłem krzyczeć, że jakaś wariatka mnie napastuje. Usunęli ją po cichu. Po apelu załatwiłem drugi łuk brwiowy. A gdy "pióra" trzeba było robić, do kowala się szło blisko, za Żelazną, żeby "Maluch" mógł jeździć cichutko.

T. Love, King.

W szkole średniej był zespół metalowy, choć krócej istniał, niż nasze długie włosy. Próby poważne, teksy Tetmajera i własne, gorzałka w kieliszkach i szlugi w strunach. Koncerty i wakacje nad morzem, w Międzyzdrojach, co puste były jeszcze. I praca u kamieniarza...A później...

Może kiedyś dokończę. Fajnie sobie zaśpiewać swoją klasę...




PS Za dużo gały. Urwałem w połowie i pomieszałem ciut. Cóż. Sport to ponoć zdrowie...


wtorek, 7 czerwca 2016

Kurtuazja.

Giną dobre tradycje w narodzie, kultura, grzeczność. Na ten przykład wypadałoby grzecznie się zapytać, "Czy można?", "Szanowny pan pozwoli...?" Czy jakoś inszej. A nie, tak prosto z mostu walić do nieznajomej osoby czego się chce i to tamto. Miałem takiego jednego, jak Mała była w pierwszej klasie. Wszyscy rodzice szybko się poznakomili, tylko ja stałem z boku i nic nie mówiłem. Po co? Pod koniec roku szkolnego, tato koleżanki Małej, podbija do mnie w pląsach. Może to przez słońce? Troszkę tłumaczyłoby to jego zachowanie. Tylko troszkę. Krótkie majtki, klapki, uśmiech na gębie, od ucha do ucha. "Siema! Cześć i czołem!" I jeszcze stosunków mu się zachciało fizycznych, bo z łapami się pcha. Może jeszcze na niedźwiadka się przylepi? Spojrzałem na niego od klapek po czoło. Przeciągając, przez zęby powiedziałem: "Spierdalaj.", prezentując niezgorszy garnitur. Uśmiech z gęby mu spłyną, jak lody po małych rączkach. W pół axla był i się potknął, próbował wyjść rittbergerem, ale nie dał rady. Usiadł przede mną. Pozbierał się i odszedł. Nie odezwał się do mnie słowem. Burak. Dziś też podobna sytuacja. Słońce pali, duszno. Ludzie poubierani tak, że gdyby z kilku osób zebrał ciuchy, to może by starczyło na pampersa dla niemowlaka. Nie moja rzecz. Ja w czarnych glanach, czarnych bojówkach, koszulka z długim rękawem - czarna, czarna czapka. Czarne słońce. Jak nic. I jakiś kurwa wesołek do mła, "Czy mi nie jest za gorąco?". Łypnąłem i mówię: "Tak. Gorąco mi jak w piździe. Jestem cały mokry. Po prostu leje się ze mnie". Wesołek: "E...?". Kultura wiadomo, jak zacząłem to muszę skończyć. Tłumacze dalej: "Bo widzisz, kawał kutasa jest ze mnie". Wesołek?: "E...?" Odszedł bez słowa. Burak i łopian. Po co zaczyna rozmowę jak nie chce jej później kontynuować? Zasadniczo nikt się więcej do mnie już nie odzywa. Rozumiem jeszcze, "Kopsnij szluga kolego...", czy jakoś tak. Rozumie się. A przecież robię wszystko żeby rozmowę podtrzymać, prawie ze skóry wyłażę...Dzień dobry, przepraszam, czy mogę...? Szanowanko...A może to ja z ludźmi nie potrafię rozmawiać? 

Bombat Belus, Stary Zły, 2013.


Bombat Belus, Ty i te twoje te typowe...


Zajebiście, bardzo dobrze! Miecio mutant, When I Lose. Fajne psychobilly w naszym wykonaniu. 

niedziela, 15 maja 2016

A Space Odyssey.

The Red Shrooms from Mars.

Space Cat, that dauntless explorer, is off again in "a most fancy ship" with his friend Captain Fred Stone.
"His sleek tail waving gently on high, Flyball went in search of adventure." Text and pictures - and Paul Galdone has made wonderful pictures - show the strange things he found. Although by now he is "an experienced and slightly bored" space cat, certain things on Mars do interest him - very much! Children likes Space Cat.

Venus & Hairy Kitty...

The Mars Space Shroom kit is will provide many mushrooms in no time. Expect your first of three magic mushroom flushes in 10 days only! Growing shrooms has become childs-play with the Space action! All you need is patience and a couple sprays of water every day. These Magic Mushrooms may be as powerful als Mars, the god of war. It is most certainly more peaceful! Expect a peaceful journey to other states of your mind! Great visuals and lots of magic. Like all Space Shrooms, Mars is based on the Psilocybe Cubensis.

Trippy...?;)




Chronos, Step By Step, Steps To The Great Knowledge 2007.

poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Walk on the Wild Side.

Wspaniały plakat.
Edward Dmytryk, Walk on the Wild Side, 1962.

Trwa Wielki Kryzys. Dove (Laurence Harvey) od trzech lat poszukuje swojej miłości. W sensie nie, że w ogóle, tylko mu zniknęła. I tak stopem pomyka z Teksasu. W drodze spotyka Kitty Twist (Jane Fonda), która też stopem przed siebie zmierza w poszukiwaniu szczęścia. Tak oto gołąb spotkał kociaka. I dalej mieli po drodze. Miłość gołębia ma na imię Hallie (Capucine), która chciała zrobić karierę jako rzeźbiarka. Tak znalazła się w Nowym Orleanie, pod skrzydłami Jo (Barbara Stanwyck), szefowej Doll House, ekskluzywnego burdelu w którym jest największą atrakcją. Można powiedzieć, że robi jako rzeźbiarka, nie dość, że ciastoli się z klientami, to jeszcze musi z szefową, która jest lesbijką, a w wolnych chwilach ciśnie w glinę. Ma też ekskluzywne koleżanki jak Teresina (Anne Baxter) i Panna Drogocenna (Joanna Moore). Całe to wygodne i nudne życie zostaje zakłócone pojawieniem się gołąbka w pokoju. To pociąga za sobą cały szereg zdarzeń, które mają wpływ na wiele osób, między innymi na kociaka z Teksasu, który dołączy do ekskluzywnego towarzystwa. Film można obejrzeć, ale bez ciśnienia, tak jak był bez większego zaangażowania zrobiony. Mało Fondy, ale to chyba jej drugi film. Trochę sztywny, słabo zagrany, o dziwo przez samą Stanwck, ale to może dlatego, że grała lesbijkę, a to była pierwsza taka rola w Hollybudzie w pełnym metrażu i tak otarcie. Mogła się trochę pospinać. Chłodno przyjęty film, choć Stanwyck uważała, że był cholernie dobry.

I run the candy concession.
- Kitty Twist.

Ale...Najlepsza w tym wszystkim jest niesamowita czołówka Saula Bassa. W kontekście filmu jest to zrównanie kota, czarnego kota, z drapieżną i niebezpieczną naturą kobiety, odwołując się do pierwotnej seksualności i fetyszyzmu, coś jak przedmiot materialny, który zawiera w sobie magiczną moc (pieniądz?), albo zbieractwo, które jest nam nieobce, i co w tym złego, że ktoś trzyma w pudełku ukochane futerko lub uszko. Brzdąka gitara, pałeczki uderzają w krawędź talerza, mając nieco ostudzić następny duszny i gorący dźwięk. Nagle rozbrzmiewają rogi, prowokacyjnie i zmysłowo, w tle słychać dynamiczny i uwodzicielski rytm perkusji. Ukazuje się kot. Kamera pracuje nisko, podąża nad kotem, poruszającym się leniwie i hipnotycznie, jak kobieta która wie, że jest obserwowana. Napisy lecą cały czas, kamera przechodzi na widok z boku, a kot przekrada się przez mroczne zakamarki "miasta", swojego terytorium, gdzie spotyka innego kota i musi , żeby przeżyć, wygrać na nim swoje staccato. A to wszystko przy dźwiękach piekielnie seksownego bluesa Elmera Bernsteina. A dalej...Dalej jak w życiu. Trzeba samemu obejrzeć. Technicznie też majstersztyk. Montaż, scenografia, choreografia, oświetlenie, kamera. Tak naturalnie skręcony kot, sprawiający wrażenie jakby był wszędzie, który nie stracił nic ze swojej gracji przy "zwiększeniu", i w tym swoim powolnym ruchu. I te łapki...

Reż. czołówki Saul Bass, muzyka Elmer Bernstein,
Walk on the Wild Side, 1962.

“One day of prayer and six nights of fun
– the odds against going to Heaven?
Six to one!”
(Frag. piosenki zamykającej.)

Szesnastoletni Spielberg zafascynowany tą czołówką, próbował naśladować Bassa. Ale nie miał kota, to próbował z własnym spanielem, Thunderem, chodzić przy murze, ale ten ciągle wpadał na ścianę. Na koniec potknął się i zderzył ze scenarzystą, któremu nogi wyjechały spod tyłka. To był koniec Spielberga.


PS A Saul Bass, to postać na inną opowieść.
PPS Walk on the Wild Side. Po prostu nie pasuje mi tu inny tytuł.

wtorek, 29 marca 2016

Cztery pory roku. Wiosna (The Four Season, Spring).

Najpiękniejsze kwiaty człowiek dostaje, na swoim pogrzebie...
Cela nr 3, Kwiaty, Lustro, 1988.
(Fot. Brykiet Noga).


 
Vivaldi, La primavera.



poniedziałek, 7 marca 2016

Wyspa gorąca.

Szła mucha wzdłuż po suficie
I wołała do much: „Czy widzicie,
 Co się dzieje tam w dole, pod nami?…[...]

Muchy na suficie.
Jan Brzechwa.

Jest to przygoda, która może spotkać każdego. Nie trzeba o wszystkim zaraz mówić, bo nie wszyscy mogą pojąć naukę łapania much na lasso z nitki przy wychodku, gdzie jest ich mnóstwo i są tłuste, i do tego ospałe z soczystej obfitości. Ale łapać trzeba. Będąc już w posiadaniu muchy, zdobytej sposobem dowolnym, byle nie uszkodzonej, możemy przejść do przygotowania klimatu. Klimat ma być według naszego uznania, ale w łazience. Przygotowujemy kąpiel, gorącą, najlepiej odpręża alko. Para też fajnie wygląda. Wchodzimy do wanny, można w opakowaniu, ale jak wykażę później, to nas trochę skrępuje. Czyli bez. Wszystko co potrzebne najlepiej mieć pod ręką. Wiadomo. Blade kolana wystają z wody niczym Słupy Heraklesa, pomiędzy leniwie snują się góry lodowe z piany. Lampa wali ostro przez mgłę. Pot się leje do drinków i przez szkło leci do wody. Dobrze mieć fajkę. Łapy wilgotne, to bibuła nie da rady. Muzyka mile widziana, ale nie koniecznie. Wśród ciszy i lodowców...

Messiah, Extrime Cold Weather, 1987.



Między słupami wyłania się Wyspa Żołędzia. Na wyspę sadzamy uprzednio przygotowaną muchę, w sensie bez skrzydełek, żeby nie odleciała, a tak poza tym to w niezłej kondycji. I ta mucha zaczyna sobie chodzić po wyspie. Z początku lekko spłoszona, z pewną dozą nieśmiałości ;), z czasem się rozkręca. W sumie i tak nie ma gdzie iść. Drepcze tymi swoimi zimnymi nóżkami, co parę kroków chłodną trąbką sprawdzi grunt, a później zaciera łapki. Profesorska rzecz. Temperatura rośnie. Lodowce pływają. Słońce pali. Drinki parują. Mucha chodzi i trąbi. W kółko, i w kółko...Mgła w oczach, fajka w wodzie. Szkło pracuje, lód płynie. Trąbią hejnał w kieracie. I w kółko, i w kółko. Trąbką i łapką. Lodowce topnieją. Śnieg skrzypi, łupie w kościach. I błysk i krzyk! I łupać mnie zaczyna. Cholera. Miałem wypadek. To nie to. Czyżbym znów zasnął na klatce? Też nie. Dlaczego ona tu weszła...? Szlag...


Tak. Przynajmniej się jednego w życiu nauczyłem się. Drzwi są po to, żeby je zamykać...I kąpać się trzeba częściej. Tak. Kąpiele są dobre.



Z kąpieli każdy korzysta,
A mucha chciała być czysta.
W niedzielę kąpała się w smole,
A w poniedziałek w rosole,
We wtorek - w czerwonym winie,
A znowu w środę - w czerninie,
A potem w czwartek - w bigosie,
A w piątek - w tatarskim sosie,
W sobotę - w soku z moreli…
Co miała z takich kąpieli?

;)

Co miała? Zmartwienie miała,
Bo z brudu lepi się cała,
A na myśl jej nie przychodzi,
Żeby wykąpać się w wodzie.

Mucha.
Jan Brzechwa.



PS W sumie to lubię sobie popieprzyć. Kto nie lubi? Sól zabija. Tak, na ostro...Osa na wyspie! Szerszeń to dla następców Farinellego.
PPS Będąc rzecz jasna oświeconym słońcem polarnym humanistą, tak tylko sobie teoretyzuję...Tak jak ten co o wyspach Bergamutach pisał, że jest tam kot w butach i te wszystkie zwierzęta co muszą się załatwić i przyciągają muchy...I tylko...Wysp tych nie ma. Ale kto szuka ten znajdzie ;) Nikt nikogo nie męczy.

niedziela, 6 marca 2016

Kocia trylogia.

Kocia orgia (Cat Orgy; South Park S03E07).
O tym jak opiekunka ustawia Cartmana i zaprasza swojego chłopaka, o kocie - Mr. Kittym, co poczuł się jak rozgrzana kotka, skutki żarcia karmy Catnip, niespodziewana przyjaźń.

Opiekunka.

Gdy nie ma w domu dzieci...

Chyba mają imprezę...



Głównie bujanie piersiami (Major Boobage; South Park S12E03).
O odlocie na kocim moczu do piersiastej krainy, delegalizacji tych niebezpiecznych stworzeń w związku z poprzednim, ukrywanie kotów i pamiętnik ze strychu Mr. Kittyiego, koniec kariery.

(Nawiązanie do filmu Heavy Metal, z 1981 i zanimowanej gwiazdy natury, Lisy Daniels)
Kołowanie.

Woo! Hoo! Woo! Hoo! Uhu uhuhu...

Piersiuarium. Zwycięzca namydli...




Wysokie wzgórza (Faith Hilling; South Park S16E03).
 O tym jak memy mogą doprowadzić do śmierci, przyjaznym nauczaniu, ewolucji kotów - mem "Cat breading", niedoszłej wojnie ras (ludzi z kotami), Cartman i Mr. Kitty w memie "Fight Hilling" ratują pokój.

(Ostatni występ Mr. Kittyiego w SP.)

Taylor Swifting + Cat Breaded

Domowe koty wyewoluowały i stały się inteligentne niczym ludzie.


Wewnętrzna walka Cartmana, z prawej ambasador Kotów.
A później:


Cartman:
Alright, Football night, what do you do?
Get out your camera and a boobie or two.
We gotta get serious while we’re in our prime.
Come on everybody,
It's Faith Hilling time.
Dancin', rappin', titties flappin' where are you?
This is the only memeing I'll ever do.

Ambassador of Cats:
Oh Long Johnson.

Cartman:
Is a meme I will fight
'Cause I'm Faith Hilling 'til the day that I die.




PS 
Kocia orgia (Cat Orgy; S03E07). 
Mr. Froggy.



PPS
Heavy Metal, reż. Gerald Potterton, 1981. Trailer







sobota, 27 lutego 2016

Ethel the Frog.

Voice Over: And now a choice of viewing on BBC Television. Just started on BBC2, the semi final of Episode 3 of "Kierkegaard's Journals", staring Richard Chamberlain, Peggy Mount and Billy Bremner, and on BBC1, "Ethel the Frog".

Presenter.

Presenter: Good evening. On "Ethel the Frog" to night we look at violence. The violence of British Gangland. Last Tuesday a reign of terror was ended when the notorious Piranha brothers, Doug and Dinsdale, after one of the most extraordinary trials in British legal history, were sentenced to 400 years imprisonment for crimes of violence. We examined the rise to power of the Piranhas, the methods they used to subjugate rival gangs and their subsequent tracking down and capture by the brilliant Superintendent Harry "Snapper" Organs of Q Division. Doug and Dinsdale Piranha were born, on probation, in this small house in Kipling Road, Southwark, the eldest sons in a family of sixteen.  

Kitty Malone & Arthur Piranha.

Their father Arthur Piranha, a scrap metal dealer and TV quizmaster, was well known to the police, and a devout Catholic. In 1928 he had married Kitty Malone, an up-and-coming East End boxer. Doug was born in February 1929 and Dinsdale two weeks later; and again a week after that. Someone who remembers them well was their next door neighbour, Mrs April Simnel.
Mrs Simmel: Oh yes Kipling Road was a typical East End Street, people were in and out of each other's houses with each other's property all day. They were a cheery lot.
Interviewer: Was it a terribly violent area.
Mrs Simmel: Oh no......yes. Cheerful and violent. I remember Doug was very keen on boxing, but when he learned to walk he took up putting the boot in the groin. He was very interested in that. His mother had a terrible job getting him to come in for tea. Putting his little boot in he'd be, bless him. All the kids were like that then, they didn't have their heads stuffed with all this Cartesian dualism.

 Doug and Dinsdale Piranha.

Presenter: At the age of fifteen Doug and Dinsdale started attending the Ernest Pythagoras Primary School in Clerkenwell. When the Piranhas left school they were called up but were found by an Army Board to be too unstable even for National Service. Denied the opportunity to use their talents in the service of their country, they began to operate what they called "The Operation"...They would select a victim and then threaten to beat him up if he paid the so-called protection money. Four months later they started another operation which the called "The Other Operation". In this racket they selected another victim and threatened not to beat him up if he didn't pay them. One month later they hit upon "The Other Other Operation". In this the victim was threatened that if he didn't pay them, they would beat him up. This for the Piranha brothers was the turning point.

Harry "Snapper" Organs.

Organs: Doug and Dinsdale Piranha now formed a gang, which the called "The Gang" and used terror to take over night clubs, billiard halls, gaming casinos and race tracks. When they tried to take over the MCC they were for the only time in their lives, slit up a treat. As their empire spread however, Q Division were keeping tabs on their every move by reading the colour supplements.
Presenter: One small-time operator who fell foul of Dinsdale Piranha was Vince Snetterton-Lewis.
Vince: "Well one day I was at home threatening the kids when I looks out through the hole in the wall and sees this tank pull up and out gets one of Dinsdale's boys, so he comes in nice and friendly and says Dinsdale wants to have a word with me, so he chains me to the back of the tank and takes me for a scrape round to Dinsdale's place and Dinsdale's there in the conversation pit with Doug and Charles Paisley, the baby crusher, and two film producers and a man they called "Kierkegaard", who just sat there biting the heads of whippets and Dinsdale says 'I hear you've been a naughty boy Clement' and he splits me nostrils open and saws me leg off and pulls me liver out and I tell him my name's not Clement and then... he loses his temper and nails me head to the floor."

Vince.

Interviewer: He nailed your head to the floor?
Vince: At first, yeah.
Presenter: Another man who had his head nailed to the floor was Stig O' Tracy.
Interviewer: I've been told Dinsdale Piranha nailed your head to the floor.
Stig: No. Never. He was a smashing bloke. He used to buy his mother flowers and that. He was like a brother to me.
Interviewer: But the police have film of Dinsdale actually nailing your head to the floor.
Stig: (pause) Oh yeah, he did that.
Interviewer: Why?

Stig.

Stig: Well he had to, didn't he? I mean there was nothing else he could do, be fair. I had transgressed the unwritten law.
Interviewer: What had you done?
Stig: Er... well he didn't tell me that, but he gave me his word that it was the case, and that's good enough for me with old Dinsy. I mean, he didn't *want* to nail my head to the floor. I had to insist. He wanted to let me off. He'd do anything for you, Dinsdale would.
Interviewer: And you don't bear him a grudge?
Stig: A grudge! Old Dinsy. He was a real darling.
Interviewer: I understand he also nailed your wife's head to a coffee table. Isn't that true Mrs O' Tracy?
Mrs O' Tracy: No, no, no, no, no, no, no, no, no, no.

Mrs O'Tracy.

Stig: Well he did do that, yeah. He was a hard man. Vicious but fair.
Interviewer: Vince, after he nailed your head to the floor, did you ever see him again.
Vince: Yeah.....after that I used to go round his flat every Sunday lunchtime to apologise and we'd shake hands and then he'd nail my head to the floor.
Interviewer: Every Sunday?
Vince: Yeah but he was very reasonable. Once, one Sunday I told him my parents were coming round to tea and would he mind very much not nailing my head that week and he agreed and just screwed my pelvis to a cake stand.
Man affixed to a coffee table and a standard lamp.
Man: He was the only friend I ever had.
Block of concrete with a man upside down with his head buried in it.
Block: I wouldn't head a word against him.
Voice: Lovely fella.

Block.

Presenter: Clearly Dinsdale inspired tremendous fear among his business associates. But what was he really like?
Gloria: I walked out with Dinsdale on many occasions and found him a charming and erudite companion. He was wont to introduce one to eminent celebrities, celebrated American singers, members of the aristocracy and other gang leaders.
Interviewer: How had he met them?
Gloria: Through his work for charities. He took a warm interest in Boys' Clubs, Sailors' Homes, Choristers' Associations and the Grenadier Guards.
Interviewer: Was there anything unusual about him?
Gloria: At him. I should say not. Except, that Dinsdale was convinced that he was being watched by a giant hedgehog whom he referred to as 'Spiny Norman'.
Interviewer: How big was Norman supposed to be?
Gloria: Normally Spiny Norman was wont to be about twelve feet from snout to tail, but when Dinsdale was depressed Norman could be anything up to eight hundred yards long. When Norman was about Dinsdale would go very quiet and start wobbling and his nose would swell up and his teeth would move about and he'd get very violent and claim that he'd laid Stanley Baldwin."
Interviewer: "Did it worry you that he, for example, stitched people's legs together?"
Gloria: "Well it's better than bottling it up isn't it. He was a gentleman, Dinsdale, and what's more he knew how to treat a female impersonator."

Gloria.

Presenter: But what do the criminologists think? We asked The Amazing Kargol and Janet:
Ciminologist: It is easy for us to judge Dinsdale Piranha too harshly. After all he only did what many of us simply dream of doing... I'm sorry. After all we should remember that a murderer is only an extroverted suicide. Dinsdale was a looney, but he was a happy looney. Lucky bugger."
Presenter: Most of the strange tales concern Dinsdale, but what about Doug? One man who met him was Luigi Vercotti.
Vercotti: I had been running a successful escort agency -- high class, no really, high class girls -- we didn't have any of *that* -- that was right out. And I decided (phone rings) Excuse me (he answers phone) Hello......no, not now......shtoom...shtoom....right......yes, we'll have the watch ready for you at midnight.......the watch.....the Chinese watch....yes, right-oh, bye-bye.....mother (he hangs up phone) Anyway I decided to open a high class night club for the gentry at Biggleswade withInternational cuisine and cooking and top line acts, and not a cheap clip joint for picking up tarts -- that was right out, I deny that completely --, and one evening in walks Dinsdale with a couple of big lads, one of whom was carrying a tactical nuclear missile. They said I had bought one of their fruit machines and would I pay for it.

Verconti.

2nd Interviewer: How much did they want?
Vercotti: They wanted three quarters of a million pounds.
2nd Interviewer: Why didn't you call the police?
Vercotti: Well I had noticed that the lad with the thermonuclear device was the chief constable for the area. So a week later they called again and told me the cheque had bounced and said... I had to see... Doug.
2nd Interviewer: Doug?
Vercotti: Doug (takes a drink) Well, I was terrified. Everyone was terrified of Doug. I've seen grown men pull their own heads off rather than see Doug. Even Dinsdale was frightened of Doug.
2nd Interviewer: What did he do?
Vercotti: He used... sarcasm. He knew all the tricks, dramatic irony, metaphor, bathos, puns, parody, litotes and... satire. He was vicious.

H-Bomb.

Presenter: By a combination of violence and sarcasm, the Piranha brothers by February 1966 controlled London and the Southeast of England. It was in February, though, that Dinsdale made a big mistake.
Gloria: Latterly Dinsdale had become increasingly worried about Spiny Norman. He had come to the conclusion that Norman slept in an aeroplane hangar at Luton Airport.
Presenter: And so on Feb 22nd 1966, Dinsdale blew up Luton. (shot of a H-Bomb exploding) Even the police began to sit up and take notice.
Organs: The Piranhas realised they had gone too far and that the hunt was on. They went into hiding. I decided on a subtle approach, viz. some form of disguise, as the old helmet and boots are a bit of a giveaway. Luckily my years with Bristol Rep. stood me in good stead, as I assumed a bewildering variety of disguises. I tracked them to Cardiff, posing as the Reverend Smiler Egret. Hearing they'd gone back to London, I assumed the identity of a pork butcher, Brian Stoats. On my arrival in London, I discovered they had returned to Cardiff, I followed as Gloucester from "King Lear". Acting on a hunch I spent several months in Buenos Aires as Blind Pew, returning through the Panama Canal as Ratty, in "Toad of Toad Hall".

Organs as Ratty.

Back in Cardiff, I relived my triumph as Sancho Panza in "Man of la Mancha" which the "Bristol Evening Post" described as 'a glittering performance of rare perception', although the "Bath Chronicle" was less than enthusiastic. In fact it gave me a right panning. I quote.
Voice Over: As for the performance of Superintendent Harry "Snapper" Organs as Sancho Panza, the audience were bemused by his high-pitched Welsh accent and intimidated by his abusive ad-libs.
Organs (off screen):The "Western Daily News" said......
Voice over (John Cleese): 'Sancho Panza (Mr Organs) spoilt an otherwise impeccably choreographed rape scene by his unscheduled appearance and persistent cries of "What's all this then?"

Policeman & Organs in dressing-room.

Policeman: Never mind Snapper love you can't win 'em all
Organs: True constable. Could I have my eye-liner please?
2nd Policeman: Telegram for you, love.
Organs: Good-oh Bet it's from Binkie.
2nd Policeman: Those flowers are for Sergant Lauderdale - from the gentleman waiting outside.
Organs: Oh good.
3rd Policeman: Thirty second superintendent
Organs: Oh blimey, I'm on. Is me hat on straight constable
Policeman: Oh it's fine
Organs: Right here we gone then Hawkins
Policeman: Oh, merde superintendent
Organs: Good luck then
They come down the stairs and walk off along pavement. The city gent passes them doing his silly walk.
Nwespaper Seller: Read all about it Pirhana brothers escape.
Street is completely clears very fast. Freeze frame on empty street. An enormous hedgehog higher that the houses comes into shot saying '"Dinsdale?"

Hedgehog: Dinsdale?!

Hedhehog, Spiny Norman.

Hedgehog: Dinsdale?!


Hedgehog: Dinsdale?!


It's a pastiche of the real-life story of the Kray twins, famous gangsters in the East End of London in the 1950s and 1960s. Doug and Dinsdale Piranha were loosely based on Reggie and Ronnie Kray, and the policeman who pursued them, Harry "Snapper" Organs (Detective Superintendent Leonard "Nipper" Read). But their methods seem to resemble more closely those used by the rival, The Richardson Gang (Torture Gang). Their alleged specialities included pulling teeth using pliers, cutting off toes using bolt cutters, and nailing victims to the floor using 6-inch nails. Richardsona, the gang boss, was also a scrap metal dealer like papa Piranha. I suppouse that Charlie, Ronnie, and Reggie were collectively the inspiration for sketch about The Piranha Brothers.

Ethel the Frog, Ethel The Frog, 1980.

The band's unusual name was taken from a Monty Python sketch. Ethel the Frog was a heavy metal band formed in 1976 in Hull, England. Band split in 1981. Dr Terry Hopkinson (vocals, bass) is now a lecturer at the University of Leicester School of Archaeology.


Monty Python's Flying Circus, The Piranha Brothers (Full).


piątek, 26 lutego 2016

Speed metal na moście.

Samotne wyprawy, na drugą stronę miasta, za rzekę, zawsze były ekscytujące. Zwłaszcza bez rodziców. W celu zanabycia czegokolwiek z zakresu muzyki, trzeba było się udać właśnie za rzekę, na Pragę. Dokładnie na Ząbkowską 5. Tam, będąc na etapie podstawówki, kupiłem swoją pierwszą koszulkę, był to Venom, do tego ich kaseta Black Metal; Kat - Metal and Hell; Voivod - War and Pain; Rage - Execution Guaranteed; jakaś naszywka i znaczki. Może później Rage, nie pamiętam, ale bo to było tak, że jak raz się było, to trzeba było później wrócić. A po powrocie to się człowiek jak indyk puszył. Miał coś czego nie miał nikt inny i w dodatku był "Tam". Filharmonia dla głuchych, Dziupla. Dobra, byłem z kumplem, on też się puszył. Włosy już do ramion były, i mówiono mi, że szkoły nie skończę, a później do żadnej średniej się nie dostanę. A wizyta w sklepie, dla kajtka, to było jak wycieczka na cmentarz nocą. Niezapomniane wrażenie.

Ty, który wchodzisz, żegnaj się z nadzieją...
(fot. Archiwum prywatne, Andrzej Ujczak).

Asortyment był tam wszelaki, w sensie, wszystko co się łączyło z muzyką, nie tylko metalową. Nie jestem teraz pewien, ale wydaje mi się, że kiedyś widziałem nawet wiszący tam pejcz. Koszulki, pasy, plakaty, flagi, sama muzyka oczywiście też, głównie kasety, później CD-eki, bilety na koncerty, gazetki, naszywki, znaczki i cholera wie co jeszcze. Na pewno wszystko co jest potrzebne do słuchania. Poza metalem był duży wybór innej muzyki, ale to mnie nie interesowało. Można było sobie posłuchać nagrań, czy nawet porozmawiać, bo bywało niekiedy i tak, że jak się towarzystwo zebrało...I ten zapach starej piwnicy, pleśni i jeszcze czegoś nieokreślonego, co wisiało w powietrzu. I wracał tam człowiek, nie tylko na zakupy. Dla atmosfery...I może był to nawet pierwszy sklep z demobilem, bo miał różne wojskowe graty na składzie.

Pan Andrzej,
(for. Archiwum prywatne, Andrzej Ujczak).

Taki sklep i Pana Andrzeja najlepiej pamiętam, zdjęcie powyżej. To rok '93, a ja sporo tam bywałem w tym okresie. Jak się schodziło z Ząbkowskiej, to był niewielki murek, placyk to było jedne wielkie klepisko, po lewo rachityczne drzewko, w głębi oficyna z kapliczką i jakiś badyl. Murek był często okupowany przez myśliwych, pobliskie bramy też. Często stał ktoś na filu. No bo wiadomo, nikt po jedną kasetę przez całe miasto się nie gibie. I albo wcześniej zajumać kapustę chcieli, no bo wygodniej i nie trzeba w handel się bawić, albo później fanty i na Różycu opylić. I był taki dzień, co też z kumplem jechaliśmy. Ferajna się zwiedziała, to listę zakupów dostaliśmy. Wtedy kostkę wziąłem ze sobą, choć raczej nie zbyt ochoczo używałem, ale była pakowna, a moja była jeszcze wzmacniana deseczkami, model przedwojenny, czyli plecy miałem chronione. Kumpel też z kostką. Hajsu mieliśmy sporo, i jeszcze w skórach się gibneliśmy ;) No i po prycie, z kranikiem w kieszeni.

W Dziupli Szatana...
(fot. Archiwum prywatne, Andrzej Ujczak).

I wataha czekała. Nie wiem czemu od Markowskiej szliśmy, i jakoś w okolicach Brzeskiej nas przyfilowali. Ach, pewnie ustronia szukaliśmy, żeby tego, korbola zrobić. Kierunek dziwny, bo jechaliśmy z Woli. Nie znane są ścieżki...No i się przyczepili, a w zasadzie to my żeśmy na nich wleźli. No i gadka szmatka, brakuje na piwo, dorzućcie. Wiedzieli gdzie idziemy, i że mamy kasę, my wiedzieliśmy, że oni wiedzą, wiedzieliśmy, że nie możemy wrócić z pustymi rękami, i oni też chyba to wiedzieli. Klops. Krótko było. Pękamy! I wióra do sklepu. Ja nie mogłem odpuścić bo przyjechałem po koszulkę Pandemonium - Devilrii i Samaela - Warship Him. To była podstawa, no i cała reszta. Obkupiliśmy się jak dziki. Pytał się, czy wszystko w porządku, bo się niemrawo do wyjścia zbieraliśmy. Był nawet pomysł, żeby klamoty w sklepie zostawić i wrócić z obstawą. Ale nie. Lance do boju, szable w dłoń. Nigdy nikt się nie czepnął na placyku, zawsze poza. Wychodzimy w stronę Brzeskiej. Nic. Odbijamy nagle na Targową, byle do tramwaju. Tup, tup, tup!

Pandemonium, Devilri, Devilri, 1992.

Słychać wyraźnie, w glanach lecą. W dodatku niezłe knury, w czarnych flejach. Trafiliśmy tramwaj i skoczyliśmy do środka. Udało się nam. Im też. Byli w drugim wagonie. Stali przylepieni do szyby, i brzydko mówili o nas, o naszych rodzinach i przodkach pewnie. Pomagali sobie do tego rękoma. Wściekli chyba byli. Ludzie w naszym wagonie, odsunęli się dyskretnie od nas. W sumie lipa, możemy tak sobie jechać razem do pętli. Wyskoczymy, to oni też, albo się rozdzielą i reszta wysiądzie na następnym przystanku. Podociągaliśmy paski plecaków i sznurówki. Wyskoczyliśmy przed Poniatoszczakiem, w stronę stadionu. To ich chyba zmyliło i nie pomyśleli o oskrzydleniu. Z dołu wbiliśmy z powrotem na most i pełni wiary rozpoczęliśmy bieg poniatowski. W połowie mostu wiara poczęła nas opuszczać. Prześladowcy nie. Lecieliśmy tak zespół wespół do samego końca. Dolecieliśmy do Muzeum, kumpel w lewo, przez tory i po schodkach na dół, ja na perony. Spotkaliśmy się na dole, przy Stacji Powiśle, zatrzymaliśmy na Solcu, nieopodal szpitala, na Tamce dogoniły nas piątki. Nie wiem czy ich zgubiliśmy czy sobie odpuścili. Po prostu zniknęli. W sumie to nie byli u siebie. My też, ale o tym nie wiedzieli. Jechaliśmy do domu. Co to było? Nie wiem. O co im biegało? Pewnie sportowcy...No, byli twardzi. My z bieżni korzystaliśmy, w gałę się klepało, w pogo było...A jak widać, do słuchania muzyki jest potrzebna kondycja, a szybka nuta to samo zdrowie. No i nie ma jak dobry speed metal. Show No Mercy.

Slayer, Black Magic, Show No Mercy, 1983.



O Dziupli, Metalach i Git Ludziach,
wywiad z Panem Andrzejem Ujczakiem.



Tutaj też wywiad z panem Andrzejem Ujczakiem, kilka zdjęć więcej, i ciekawszy sporo: Pierwszy sklep z heavy metalem we Wschodniej Europie był na warszawskiej Pradze, przeprowadził Paweł Mączewski. Tu zaznaczę, że zdjęcia zaczerpnąłem z tego właśnie artykułu, bez zgody autora powyższego, jak i zdjęć. Mam nadzieję, że będzie mi to potraktowane ulgowo.


PS. Z pozdrowieniami dla Palucha.