poniedziałek, 13 czerwca 2016

Wspomnienie (aka Moja klasa).

Już za młodu mnie ciągało, i wyciągło na ognisko tuż po szkole. Jakaś piąta klasa to już chyba była. Do wieczora się paliło, było całkiem miło. Szukali mnie rodzice, i milicja też biegała. To był pierwszy wpierdol, który dostałem z miłości. Po wszystkim, jak już mogłem się pozbierać, poszedłem do Niej, i powiedziałem, że nic nie szkodzi, że i tak ją kocham. Ale co tam, to przecież Mama. Razu jednego Matka mówi: "Leć do domu, zaraz godzina milicyjna. Nie dam rady". Nie pobiegłem, wróciliśmy razem. Jeździły "polewaczki", ludzie ganiali, gaz się snuł ulicami, ja później zbierałem łuski i petardy po gazie. Jedną zaniosłem do szkoły, wyleciałem z klasy, a wszyscy się popłakali. Papieża też witałem, jak jechał Marchlewskiego, w stronę placu Grzybowskiego. W szkole był taki jeden, "Firu", co miał do mnie sprawę i z łapami ciągle leciał. O dwa lata starszy i kiblował sobie trochę. Musiałem być szybki i mieć oczy dookoła głowy. Był i "Regan", co wszystkich po kątach rozstawiał, ale nasz on był. I pan od ZPT-e, co lubił porządki, i kazał kiedyś zbierać śmiecie spod szkoły, bo chciał mieć płot zielony. Dźgałem paprochy kijem, bo nie będę rąk brudził sobie, a on mi go połamał i za chabety tarmosił. Zniosłem to cierpliwie, powiedziałem  wszystko mamie i w następnym tygodniu zmienił pan był szkołę. Dorian z Robkiem mieli sztamę, ale drugi z dachu spadł na butelki potłuczone. Zdzicha dopadli ruscy spod Pajaca, to był koniec już biznesów jego. "Płaski" był z "Pekinu", często tam bywałem, w oficynie rybki pan sprzedawał. Przy Pekinie "Syberia" kiedyś stała, ale wojny nie przetrwała.

Sidney Polak, Chomiczówka.

Lekcja była to historii, kumpel mi pokazał, że Aga nie ma biustonosza. Gdy to zobaczyła, to się zrumieniła, a nazajutrz już go miała. Kacha miała wielkie cyce, ale Ada jeszcze większe, za to pani od muzyki, największe miała wzięcie. Z Kolejówą były draki, wojna z Chmielną, no i z Żytnią. Ktoś tam zęba stracił, mi korona wtedy spadła. Na Grzybowskiej, ząbek z cegły, kamienica całkiem sama, co na ścianie pierwszego piętra, krzyżyk ktoś powiesił. W zeszłym wieku jeszcze wisiał, teraz nie wiem, nie widziałem, kumpla też już nie spotkałem. Na parterze zakład był malutki, zagracony, zakurzony, a w nim mistrz co czas naprawiał, i zegarków pełno, których nikt już nie odbierał. Właścicielom pewnie termin minął. Przy Miedzianej był modelarz, czołgi, statki, samoloty, kolorowy zachód taki, przez żulików często obstawiony, bo na bełta się zbierało. Kiedy na placyku, gdzie graliśmy w kapsle, Kloss nas mijał, wszyscy żeśmy hajlowali. Lekko się uśmiechał i cichutko do nas mówił: "Нет, не надо. Das heißt tajemnyca". Świetnie "Sokół" w nogę grał, i uczył się dobrze, wszystkie panny były jego, bo jeansy miał zachodnie. Jeszcze się nie piło, ale już próbowało. W "Ścieku", gdzie kufel grubośći miał centymetr a blat dwadzieścia szerokości, granda wódkę piła, tu rządził  "Kargul", nikt mu nie podskoczył.

Strachy na lachy, Piła tango.

Raz na Chmielnej, przy Centralnym, pan mnie zabrał był na loda. Poszliśmy na podwórko, żeby Bóg niczego nie zobaczył. Tam czekały już chłopaki, dostał łomot zbok złamany, myśmy mieli na "biedronke" nową. Pierwsze miłości, druhna Kasia, i pierwsze zazdrości, bo był druh i dwie siostry...Ja czytałem wtedy "Cafe pod Minogą" i "Jesień w Pekinie", a sióstr nigdy tych nie rozkiminiłem. Z kolejnego wyjazdu, z jednym "Pączkiem" powróciłem, co zielone oczy rudym zasłaniała kucykiem.  Tak to było na obozach. W mieście za to polowanie. Sport taki, zawsze byłem sam, jak lubiłem. Zabawa zręcznościowa z kamieniami. Bieganie po ruinach, przez mur getta, po dachach i garażach. Jednego załatwiłem gładko, w łuk brwiowy z biodra dostał, ładny rzut był. Dopadła mnie jego matka, na apelu w szkole, że chciałem go zabić, to zacząłem krzyczeć, że jakaś wariatka mnie napastuje. Usunęli ją po cichu. Po apelu załatwiłem drugi łuk brwiowy. A gdy "pióra" trzeba było robić, do kowala się szło blisko, za Żelazną, żeby "Maluch" mógł jeździć cichutko.

T. Love, King.

W szkole średniej był zespół metalowy, choć krócej istniał, niż nasze długie włosy. Próby poważne, teksy Tetmajera i własne, gorzałka w kieliszkach i szlugi w strunach. Koncerty i wakacje nad morzem, w Międzyzdrojach, co puste były jeszcze. I praca u kamieniarza...A później...

Może kiedyś dokończę. Fajnie sobie zaśpiewać swoją klasę...




PS Za dużo gały. Urwałem w połowie i pomieszałem ciut. Cóż. Sport to ponoć zdrowie...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz