Pokazywanie postów oznaczonych etykietą drzeworyt. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą drzeworyt. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 20 czerwca 2016

Pacjenci w średnim wieku.

Leczenie głupoty. Mistrzu tnij. Nazywam się Lubbert Das.
Lubberta spotyka się w literaturze holenderskiej na określenie głupka, 
jak i tulipany widoczne na obrazie (wycinane z głowy zamiast kamienia, i na stole)
są także symbolem głupoty.
Jheronimus Bosch.

Skoro już się żyje, to trzeba będzie też umrzeć. Można to załatwić szybko, będąc jeszcze wewnątrz organów dawania, lub chwilę po urodzeniu, bo później jest już tylko gorzej. Bywają owszem tacy, co to dożywają śmierci bez żadnego jęknięcia, ale tych jest mniejszość, choć z wiekiem się ich liczba powiększa. Uwzględniając różnego rodzaju czynniki zewnętrze, nierzadko ostre lub palne, i dość niepewną wiedzę rzeźników od zdrowia, to można się zacząć zastanawiać czemu się nie wytępiliśmy sami, przynajmniej w Europie, bo tak naprawdę służba zdrowia jaką znamy to istnieje dość krótko, coś około 200 lat. Pierwszymi opiekunami boleści byli szamani, zielarze czy inni łamignaci plemienni. W państwie kotów, byli kapłani, co to o higienie dużo mówili, trucizny stosowali żeby przepowiedzieć dobrze czas śmierci faraona, i w zasadzie to interesowało ich rządzenie państwem. Co prawda wyodrębnili się z nich słudzy boga Thota, dość nieliczni, co mieli swoją księgę, o ginekologii i położnictwie, okulistyce, chirurgii, ale to tylko dla tych z najwyższej półki. Reszta miała dbać o higienę.

Atlas cierpień człowieka. XV wiek.

Tacy chirurdzy, którzy traktują cierpiących szorstko i bez miłosierdzia i takoż opatrują ich rany i nie mają dla nich więcej litości niż dla psów, uważani są obecnie za wspaniałych, biegłych i zdecydowanych ludzi.
Henri de Mondeville, autorytet w średniowieczu.

XVI wiek.

W Grecji, a dokładniej w Sparcie i Atenach do spraw leczenia podchodzono w odrębny sposób. Spartanie komisyjnie sprawdzali przydatność noworodków do życia, zaś te które nie wyglądały dobrze, były słabe lub niepełnosprawne, albo nie rokowały na przyszłość wyrzucano humanitarnie z urwiska, żeby się nie męczyły później. Twarde i bezlitosne wychowanie w późniejszym okresie pozwalało przeżyć najsilniejszym. Wojny robiły swoje, o rannych specjalnie nie dbano, a i tak większość wolała umrzeć niż się poddać leczeniu. Pięknie. Kasy nic nie obciąża. Ateńczycy podeszli do tematu w sposób filozoficzny.

I jeszcze ten pies...

Tu każdy filozof był lekarzem albo odwrotnie, i nawet jeśli nie wiedział co dolega pacjentowi, to mógł mu wykazać dobre strony jego choroby. Każdy człowiek był odpowiedzialny przed samym sobą za swoje zdrowie. O! Mieli też Hipokratesa, wyznawcę teorii humoralnej, co nie znaczy, że pacjentom było do śmiechu. Wprowadzono diagnozę, badania, doświadczenia, pierwszy atlas anatomii i wiele roślin leczniczych. Z powodzeniem stosowano koproterapię, w sensie metodę, co do jej skuteczności w leczeniu to nie wiem, za to mogła skutecznie leczyć z nadmiaru szkodliwych metali kolorowych w sakiewce, gdyż najlepsze bobki krokodyla były jednocześnie najdroższe. Rzymianie wprowadzili profilaktykę, lepiej zapobiegać, niż leczyć.

Neron przyglądający się otwieraniu matki. Na żywca, matka.
Jansen Enikel, Weltchronik, Bayrische Handschrift, 1410.


Zwiąż lekko ich kończyny i rozetrzyj mocno wnętrze dłoni oraz podeszwy stóp; włóż im stopy do osolonej wody, pociągnij za włosy i nos, ściśnij mocno palce u nóg i rąk oraz postaraj się, żeby świnie zakwiczały im do uszu. Otwórz żyłę na głowie, nosie lub czole i odciągnij krew z nozdrzy szczeciną wieprza. Włóż do nosa pióro lub słomkę, aby wywołać kichnięcie, i spal ludzki włos lub inną brzydko pachnącą rzecz pod ich nosem. Wsuń im pióro do gardła i ogol tył głowy.
John of Gaddesden, Rosa Medicinæ, 1314 rok.

Ten leczył zaburzenia psychiczne upuszczając krew, lub wprawiając w dobry nastrój, jak wyżej.

Powstawały w obrębie obozów legionowych szpitale, valetudinaria, żeby wojaków leczyć i pewnie dla podniesienia morale, że jak coś, to się ktoś nimi zajmie, niekoniecznie przed, na pewno po. Miałem przyjemność w ruinach jednego takiego szpitala podnosić sobie morale i zapobiegać chorobie, co czyniłem uniwersalnym lekarstwem domowym stosowanym przez rzymian, a mianowicie kapustą i winem. Kapusty było mniej, wina więcej. Rzymianie mieli rację. Następnego dnia, albo któregoś kolejnego, ciężko zdobyty antybiotyk, bo tym razem to już była rakija, skutecznie zapobiegł rozprzestrzenianiu się choroby i skutecznie mnie obezwładnił, żebym na kamieniach nie doznał krzywdy jakiejś.


Neron z innej perspektywy.

Powszechna prostytucja, zawodowa jak i dorywcza, bo panie z domów jak nie miały na błyskotki, to szły za róg handlować piekarnią, skutkowała powszechnymi ciążami tudzież innymi niespodziankami, które ma do zaoferowania swoim sługom bogini Wenera. W celu uniknięcia niektórych kłopotów stosowano środki antykoncepcyjne, które były bardziej zabójcze dla właścicielek przydatków, niż dla plemników. Czyli skuteczne. W tym czasie mężowie i ojcowie starali się o wysokie urzędy. Tu walka była też bezpardonowa. Truto się nagminnie. Pełna psychoza. Zanim puszczono flaszkę w ruch, to gospodarz musiał spróbować udowadniając, że jest pijalna. Tu nie było żadnej etyki, a lekarskiej najmniej, gdyż to właśnie lekarze na wyścigi wymyślali coraz to nowe trucizny i odtrutki. Tak upadają cywilizacje.

W imię Ojca i Syna Ducha Świętego, Amen, Rex-Pax-Nax: In Christo Filio.
 John of Gaddesden.
To miano wypisywać na szczęce cierpiącego na ból zęba. Ciekawe czym?

W ciężkich czasach wieków ciemnych, gdy królowało chrześcijaństwo, cierpienie staje się najwyższą wartością i drogą do zbawienia. Odrzucenie spraw ziemskich, w tym cielesnych, duchowe zjednoczenie z istotą boską poprzez modlitwę, doprowadza do zaniechania praktyk lekarskich jako niezgodnych z etyką i duchem czasów. Medycyna odeszła do lamusa. Pełna ciemnota, bieda i zacofanie. Władzę zaczęło sprawować papiestwo. Powstawały więc liczne przytułki dla coraz liczniejszych biednych, cierpiących i umierających, bo tak nakazywała kultura i obyczaje. Żaden śmieć nie może leżeć na ulicy. To nieładnie. W Cesarstwie Wschodnim istniały dla podróżnych - ksenochodia, dla ubogich chorych - nosokomia, liczne sierocińce, przytułki dla starców i biedaków, pozostające w gestii władz kościelnych, jak i świeckich.

Na praktykach. A gdzie jest...? Znów Azor coś chapsnął! Nie szkodzi.
Bartholomeus Anglicus, De proprietatibus rerum, 1485,
Paris, Bibliothéque Nationale.

Zaś na terenach dawnego Cesarstwa Zachodniego, opiekę nad chorymi i ubogimi dzierżyły zgromadzenia zakonne, po tym jak ich wcześniej wykończyły zdrowotnie i finansowo. W swych "izbach gościnnych"  klasztory i kościoły przyjmowały chorych pielgrzymów, wykonywano tam także proste zabiegi lecznicze. Łacińskie słowo hospes oznaczało początkowo osobę udzielającą gościny (gospody). W średniowieczu termin hospitalis zaczęto utożsamiać z formą przydrożnego schroniska dla podróżnych. Średniowieczne domy - gospody stanowiły podwaliny opieki hospicyjnej. Gospody były bardzo modne w okresie wypraw krzyżowych, a po ich zakończeniu można było je nawet posądzić o profesjonalną obsługę. Znaleźli tam zatrudnienie cyrulicy, co to zawodowo już golili, puszczali krew, rwali zęby, czyścili uszy i zajmowali się nagniotkami.

Trepanacja dziadkiem do orzechów.

Też jestem zdania, że najlepiej się człowiek leczy w gospodzie. A później zalega w ramach rehabilitacji. Jak już zalega to można przystąpić do wykonywania zabiegu. Takie były metody znieczulania, bogatego gorzałką lub winem, a golca na Łamignata, czyli stuknąć pałką w łeb, a już kompletnego biedaka to na żywca, tylko kilku osiłków go przytrzymywało, a i kołek w ryj. Na zerwanym filmie rwano, rżnięto, kłuto, spuszczano krew, czy co tam właściwie było potrzeba. Po skończonej operacji pacjent wracał do świata żywych, zdrowy fizycznie albo prawie, psychicznie bywało różnie. Stąd się biorą stuknięci, znaczy się byli u lekarza i po znieczuleniu. Narzędzia w trakcie zabiegu przechodziły gładko z rąk do rąk, nierzadko będąc częścią wyposażenia kuchni czy kuźni. Po co myć skoro i tak się upaprze. Posty, biczowanie, asceza. Kościół dba o formę swojej trzódki.

W celu usunięcia kamienia wkręcano ekstraktor w odbyt. Następnie rozszerzano go,
powiększając otwór do chwili, aż kamień sam się wyturlał.

Nagość jest wielkim grzechem, a mycie genitalium to już w ogóle. Świętego z daleka można wyczuć było. "Nędza miła Bogu", hasło głównie dla ubogich, ewentualnie inaczej rozumiane przez możnowładców, zwłaszcza kościelnych, pozwalało łagodnie wprowadzić posty 40-dniowe, oczyszczające organizm i ducha, jako, że łatwiej jest pościć niż głodować. Od 1215 r. nakazano lekarzom, aby jeszcze przed zbadaniem pacjenta polecili mu przyjęcie ostatniego namaszczenia, co z pewnością rzutowało na psychikę pacjenta. Lekarz Archimattheus, z Salerno, w którym znajdował się ośrodek studiów medycznych, radził, aby pacjenci wyspowiadali się przed podjęciem leczenia. W przeciwnym wypadku mogliby obawiać się o swoje życie, a to znacząco utrudniłoby zadanie lekarzowi.

Posadź pacjenta przed sobą, twarzą do słońca, i każ mu otworzyć usta. Poleć jednemu mężczyźnie służącemu, aby trzymał jego głowę z tyłu, a drugiemu, by przycisnął język. Wyciągnij migdałek za pomocą haka, nie wydobywając razem z nim żadnych błon ani innych części. Odetnij migdałek nożyczkami przy podstawie i zatamuj krwawienie.
Ali Ibn Abbas al-Majusi, lekarz perski, X wiek.

Do XIII wieku chirurgia w ogóle nie była uznana za dziedzinę medycyny. Cyrulicy doświadczenie zdobywali na polach bitew, co patrząc na ówczesne metody leczenia, nie różniło się wiele od samego zabiegu. Bo na ten przykład, uporczywy ból głowy kończył się trepanacją, wyjęciem mózgu, posoleniem go i zapakowaniem z powrotem. Podstawową metodą leczenia ran, było ich zalewanie gorącym olejem. Lekarstwem na wszystko była zaś melasa, między innymi na bezsenność. Nosząc na szyi, w woreczku, suszoną ropuchę, można było ustrzec się tudzież powstrzymać krwotok wewnętrzny. Gdy już się nam to udało, można było zmienić woreczek, na taki w którym znajduje się dziób sroki, żeby nas przestał dziób boleć. Ząb, znaczy się.

Cewnikowanie metalową rurką. Równie popularne w XIII w,
jak i niebezpieczne. Sporo było uszkodzeń sprzętów.

Każ ogolić choremu głowę; potem niech usiądzie przed tobą ze skrzyżowanymi nogami, trzymając ręce na piersi. Następnie rozgrzej żegadło z główką w kształcie oliwki i przyłóż je zdecydowanym ruchem do zaznaczonego miejsca. Gdy zobaczysz, że ukazało się trochę kości, odsuń rękę; w przeciwnym razie powtórz czynność, aż odsłonisz tyle kości, ile zaleciłem.
Albucasis, X wiek. 

Można i tak...
John Arderne, De arte phisicale et de chirurgia, 1412, England.

Barbarzyńcy widać byli oblatani w lecznictwie, gdyż ganiali w wilczych futrach wcześniej, a mądre głowy w średniowieczu dopiero doszły do tego, że na choroby skóry, okłady z takowych właśnie są najlepsze. Na liszaje wystarczy dać się obsikać było młodemu chłopcu, gdyż to właśnie jego mocz leczył to schorzenie. Było to metoda tak skuteczna, że o sikaniu na uniwersytetach uczono. A Egidiusz, wielce ponoć szanowany XII-wieczny medyk z Francji, był takim zwolennikiem tej terapii, że nie miał litości dla swoich studentów. Aby zaliczyć przedmiot, każdy przyszły lekarz musiał nauczyć się wiersza jego autorstwa o tytule "O moczu". Czyli co? Nikt nie oblewał? Kto nie chciał się modlić do Świętego Fiachra, co to chronił od hemoroidów, ten leciał z bólem anusa do lekarza, który gorącym żelazem je prasował.

Nadmiar płynów w organizmie, jest przyczyną wszystkich chorób. No to flobotomia.
George Washington miał wypadek na koniu, to mu utoczono 1,7 litra.
Pośrednio to go zabiło.

Gdy zawiodły poprzednie metody, a lekarz uznał, że ofiara nadaje się do dalszego leczenia można było zastosować przyżeganie, czyli przypalanie metalowymi prętami. A to w celu poprawienia samopoczucia jego.  Przy okazji podagry dobrze jest być w posiadaniu kozy. Darmowy okład z jej odchodów, zmieszanych z miodem i rozmarynem, pozwoli nam zaoszczędzić pieniędzy na dalszą kuracje. Jeżeli po kilku zabiegach, a pechowcy już po pierwszym, ktoś został stukniętym to dla uleczenia szaleństwa należało wywiercić dziurę w czaszce, aby wypuścić diabła. I gites. Jako, że ludzie święci byli, bo się nie myli, musiały się trafić jakieś plagi, tudzież epidemie czy inne zarazy. Żeby takiej uniknąć radzili mędrcy wybić wszystkie psy i koty w okolicy. Gdy to nie poskutkowało polecali zażywać arszenik lub łykać szmaragdy zmielone na proszek. W celu zwiększenia swoich szans na przeżycie, nie należy zapominać o wywarze z 10-letniej melasy, i różnego rodzaju okadzaniach. Gdy wszystkie te metody zawiodły nie pozostawało nic innego jak usiąść w rynsztoku, aby złe morowe powietrze zostało przegnane przez gorszy odeń smród ścieku.


Leczenia zaćmy, polegało na wpychaniu grubą igłą,
bądź nożem, rogówki w głąb oka.

De Mondeville, lekarz i nadworny chirurg Ludwika X Kłótliwego i Filipa IV Pięknego, nawiązywał trochę do greckiego, filozoficznego modelu leczenia, wychodząc z założenia, że dobra nowina czyni cuda. W obecności pacjentów zalecał mówić o niepowodzeniach lub o śmierci jego sąsiadów albo wrogów, katastrofach i innych kataklizmach które mogły dotknąć jego bliźnich. Zalecał wyposażyć się w fałszywe listy o śmierci jego wrogów lub tych, których zgon uważa za wydarzenie korzystne. Dobre rady przyszłym kolegom, dawał też urolog z XII wieku, Gilles de Corbeil. Radził on przyjmować zapłatę z góry, gdyż w miarę ustępowania znieczulenia, a później bólu, można się srodze zdziwić. No bo tak. Pacjent może zejść, stuknięty nie zapłaci i tak nie będzie wiedział o co chodzi, a ktoś kto przeżył zabieg nie będzie czuł strachu przed lekarzem i może odmówić płacenia.


Niechaj lekarze dobrze odziani chodzą na wizytę
A klejnoty im błyszczą na dłoniach nieskryte
Bo kiedy strojnie ubrani i wyglądają ładnie
Wtedy im w ręce większa suma wpadnie.

Regimen Sanitatis Salernitanum, XII-XIII wiek.

No i co się dziwić. Takie czasy były, gdy myślano, że ośrodkiem myśli jest serce, a mózg robi za chłodnicę dla ciała. Kolorowe czasy. Dodać do tego odkrycie, że smród, wzrok i myśli przenoszą choroby, dostaniemy ludzi okrytych grubymi ubraniami, z maskami w kształcie ptasich głów, gdzie w dziobach palono kulki z kadzidła. Taka moda obowiązywała podczas Czarnej śmierci. Później też fantazji konowałom odmówić nie można, gdy ząbkowanie u dzieci leczyli rtęcią lub przyczepiali pijawki do pochwy, gdzie niektóre "gubiły się" w organizmie pacjentki, a lekarze, aby niepotrzebnie jej nie stresować najczęściej przemilczali ten fakt, wierząc, że pijawka znajdzie drogę wyjścia. A co na to penis? No raczej bym z nerw wyszedł, gdybym wyjął siurka z przyssawką, i ubiłbym na miejscu. Za to bardzo przyjemnie się prezentuje późniejsza technika leczenia histerii, kiedy to pacjentka udawała się do lekarza, a ten wywoływał u niej paroksyzm, co chwilowo łagodziło objawy choroby, i trzeba było się umawiać na kolejną wizytę. A ten paroksyzm to nic innego jak orgazm był. Hmm...Wracając do lekarzy średniowiecza, to najlepiej wychodziło im wspieranie chorego w jego walce o uzdrowienie, jak i wsparcie udzielane rodzinom denata, głównie wdowom.

Św. Fiachra (VII wiek), irlandzki mnich, robiący to co robi.

Byli też i tacy co to na ziołach się nieźle znali, głównie braciszkowie po klasztorach, specyfiki ziołowe i nie tylko pędzili dla poprawy zdrowia. I może wcale tak najgorzej to nie było, bo tylko na biedakach i bezdomnych raczej lekarze zdobywali doświadczenie i poznawali sekrety ludzkiego ciała, z powodzeniem wykorzystując nabytą wiedzę w leczeniu możnych, stosując na przykład znieczulenie z maku w odpowiednich proporcjach, duża dawka mogła wyłączyć pacjenta na 90 godzin. Iluż to biednych polatało sobie zanim dawki określono. W Sienie znajduje się Santa Maria della Scala, jeden z najstarszych szpitali w Europie i na świecie, teraz muzeum. Miał go założyć szewc Sorore w IX wieku, udokumentowany jest od XI wieku, a obecne budynki pochodzą zaś z XIII wieku. Był to przy okazji sierociniec i schronisko dla pielgrzymów i ubogich. Prowadzili go zakonnicy, świeccy bracia i zakonnice. Był bardzo bogaty, pieniądze pochodziły z zapisów, darowizn, z nieuczciwych zysków bankierów czy kupców. Upiększył go freskami Domenico di Bartolo. Na jednym z nich mamy całe konsylium z chirurgiem, "zajmujące" się rannym w nogę, znudzonego księdza wysłuchującego tej samej historii, przed śmiercią, i biedaka z lewej któremu się raczej nie udało, choć lekarz nad nim próbkę czegoś trzyma. No i jest kot z psem, co albo sprzątają po zabiegach, albo symbolizują spór między chirurgiem i lekarzem. Jakby nie patrzył żrą się o mięso. Fajne są te jego freski, dużo szczegółów.

Domenico di Bartolo, Care of the Sick, 1441/1442.

U nas w XIX też myślano swobodnie i na ten przykład wierzono, że ból brzucha sprowadzały krasnoludki. To na Mazurach. Podziomki, czyli krasnoludki, drażnią i dręczą ludzi (...) dokuczają i w samym wnętrzu ich ciała, tj. w żołądku, co się odczuwać daje przez dotkliwe boleści i ściskanie w trzewiach, a słyszalne jest za naciśnięciem skóry, wydając wtedy odgłos jakoby skrzeczenia żaby lub kruczenia po brzuchu. Pozbyć się go można było popiołem, który powstał ze spalenia drewna między Bożym Narodzeniem a Nowym Rokiem. Według innej wersji, za ból brzucha odpowiada robak, co ma pazury ostre na łapach, a podrażniony zaczyna fikać koziołki. Usunięcie go grozi śmiercią. Mieszka w okolicy pępka, a zwie się macica.

Na gorączkę i na rwę lekarze nie znają żadnego środka.
Lekarze i kowale przyczyniają się często do śmierci ludzi i koni.
Młodzi lekarze są przyczyną, że cmentarze dostają garbów.
Kiedy lekarz jest blisko, widać śmierć i jej ogon.
Bóg uzdrawia, a lekarz bierze zapłatę.

Porzekadła ludowe, Francja, XVIII wiek.

I nie wiem tylko czy się śmiać, czy płakać na fakt, że skoro dzisiaj lekarz mający komputery, lasery i maszynę co robi "ping", jest w stanie zapomnieć i zaszyć komuś w brzuchu nożyczki...Choć z drugiej strony, większe ma szanse naprawienie swojego błędu dziś, i chyba lubię dostać znieczulenie u dentysty. Raz dla akcji zrobiłem sobie kanał na żywca. To było nieroztropne.

Monty Python's The Meaning of Life, A Miracle of Life.

piątek, 19 lutego 2016

Robaki i kurtyzany.

Wtedy, nocy czternastego, ósmego miesiąca, poszliśmy w kilku na łąki, słuchać owadów. Rozłożyliśmy się biwakiem nad rzeką blisko osady, gdzie sprzedają karpie i miłość. Siłą niebywałą, odmówiliśmy sobie kobiet i wina. Poszła fama, że jesteśmy skąpymi robakami. Tak rzekły miejscowe niewiasty. Dźwięk dzwonu wołającego na modlitwę i śpiew kapłana, z pobliskiej świątyni, zmieszany z odgłosami insektów, sprawił że przybyłe wieczorem niewiasty, poczuły obecność boga i się rozdziewać poczęły. Myśleliśmy, że będzie to niewybaczalne dla miejscowych i dostaniemy łupnia w niedzielę rano przy zakupach. Trzymając się ślubów, jedyne co mogliśmy zrobić to zaśpiewać, nisko się kłaniając i odmawiając żądzom. Śpiewaliśmy dla owadów, które były naszymi jedynymi i prawdziwymi odbiorcami. Rano poszliśmy do osady...Kurna. Trzeba było sobie niczego nie odmawiać, i tak był dym pod monopolowym, że pedały i w ogóle co to za dobieranie się do ich bab. Taka mała sprzeczność, która nie przeszkodziła dać sobie po mordzie. Tak, ale palcówka była świeża tego ranka. A owady dokończył dzieła. Troszku jak te przedstawienia warzyw  i owadów, w chińskim stylu, ukazane przez Utamaro, z towarzyszeniem wierszy kyokai, tekstów figlarnych albo wręcz "szalonych" o odczuciach, pożądaniu i miłości, bardzo dwuznacznych, różnych autorów, parodiujących klasyków. Choć tytuł dzieła  wspomina o owadach to ilustracje dotyczą owoców, warzyw, gadów, kwiatów. Insektów też. Menażerię może tłumaczyć wyraz mushi, który używany jest do owadów, ale w zasadzie to opisuje wszelkie pełzactwo, dlatego są i żaby i węże i jaszczurki.

 Żaba (Kaeru; Ranidae), Stonka (Kogane mushi; Chrysomelidae),
Kitagawa Utamaro,  Ehon mushi erami (画本虫撰, Picture Book of Crawling Creatures)
okres Edo, 1788.
Publikacja  Tsutaya Jûzaburô.

Ten złoty, Golden beetle, to jakiś ciemny jest, może to wina druku  i nie widać jak się mieni. No chyba, że coś pomieszałem, a to możliwe, biorąc pod uwagę, że jestem w plenerze i nie odmawiam sobie. A, że zimno to i nic nie słyszę. No, ma on być z rodziny Chrysomelidae, czyli stonkowate, a to zmienia trochę sytuację, bo jedyne co pamiętam po tym draństwie z USA, to porażający smród z butelki, w której zdychało dziadostwo, a nie metaliczne zabarwienie. Na złotkę jasnotową mi nie wygląda. Ha! Pies wyje, bo mu w miskę wlazłem. Chciał mnie kąsnąć, ale nie z tej strony drzewo wziął i się powiesił. A ten robal to sobie pełza po Nelumbo nucifera, co to jest nurzykłąbem, tudzież lotosem orzechodajnym, który jest spożywczy, ale nie powinno się go jeść, w rejonach gdzie nie występuje, bo się struć można. Żaby to z rodziny Ranidae. Jedna co w wodzie się odbija, siedzi na liściu lotusa i zaprasza do wspólnej kąpieli. Co do nazwy tego dzieła to nie wiem sam. Rozbija się o robaki i rośliny i brzmi mniej więcej tak: Ehon mushi erami (画本虫撰), Picture Book of Crawling Creatures / The Insect Book / Picture Book of Selected Insects. I opis ilustracji, jak na poważny album przyrodniczy przystało.


Kaeru                                                             Koganemushi

Hito zue ni                                                       Aware tomo
Kudoke do kubi o                                           Miyo makura ka no
Furu ike no                                                      Koganemushi
Kairu no tsura e                                               Kogaruru tama no
Mizukuki zo zuki                                              Haiyoru no toko



Frog                                                                Golden beetle

I sent a love letter by a go-beetwen,                 Pity me!
But she simply shook her head                         The burning desire of my  heart
As though it were merely water splashing          Will creep up to your bed
On the face of a frog                                        Like a little golden beetle
Jumping into a pound.                                      Under your pillow.

Yadoya no Meshimori.                                     Kosudare no Sugagaki.      


Jestem takim debilem, że nie potrafię tego tekstu opublikować ładnie, centralnie...;) Ale nic to.
Sam autor obrazków, publikował lepiej. Kitagawa Utamaro, był jednym z najbardziej cenionych twórców ukiyo-e, zwłaszcza gdy chodziło o przedstawienie pięknych kobiet. Z tych drzeworytów jest najbardziej znany. Dlatego zmilczę. Poza kobietami zajmował się studiami przyrodniczymi, czego efektem są książki przyrodnicze o wszelakim robactwie i innych płazach czy gadach. Był dość popularny w Europie, gdzie jego światło i cień zostawiło swoje odbicie w pracach impresjonistów. Trop japoński w ich twórczości odnosi się często do Utamamro. No, nie mogę. Kilka babeczek będzie.

I tak przez całe życie...;)
Yitama-Uba (to takie yokai) niańcząca Kintoki,
1802.

Urodził się, to wiadomo, ale jak i gdzie to już nie. Przyjmuje się, że przyszedł na świat ok 1753 roku, a to tylko dlatego, że zmarł i go wyceniono na 50 z kawałkiem. Prawdopodobnie miał żonę i dziecko. Tu też nic więcej nie wiadomo. Jest sporo prac przedstawiających intymne sceny domowe, z tą samą kobietą i kilkuletnim dzieckiem, które uważane są za sceny z jego życia rodzinnego.W młodości był pod opieką Toriyama Sekiena, który uczył malarstwa w szkole Kanō. Sekien w  średnim wieku zainteresował się ukiyo-e, a swoje prace kierował głównie do mieszkańców Edo. Jego uczniowie dołączali haiku do swoich prac. Mieszkali razem, aż do śmierci Sekiena. Pierwsze zlecenie jakie dostał, było na okładkę do sztuki kabuki Shijū Hatte Koi no Showake (Forty-eight Famous Love Scenes). Wykonał je jako Toyaki, i tak ilustrował do końca dekady, rzadko puszczając pojedyncze prace.

Lustereczko. Bo cię zbije...

Na pewnym bankiecie, w 1782, młody wydawca Tsutaya Jūzaburō, przedstawił go publicznie jako swojego naj i że on to Utamaro. I był prawdopodobnie jego najważniejszym artystą do '93 roku, kiedy to przestał nim być. Dwa lata przed końcem współpracy, przestał się skupiać tylko na ilustracjach do książek, i wziął na warsztat kobiece sprawy, głównie portrety. Po rozstaniu zainteresował się kobietami w okręgu Yoshiwara. Tak. Babeczki fajne. Potrafił uchwycić bardzo sugestywnie ich osobowość i przemijające nastroje, nie zważając na pochodzenie czy wiek, oraz okoliczności przyrody. Właśnie stąd pochodzą jego najbardziej znane prace.

Kurtyzana Ichikawa,
seria Słynne piękności z Edo.

Lata mijały a on sobie tworzył korzystając z  insektów, zwierząt, jak i studiów z natury do erotyków czy shungi. W 1797 zmarł Jūzaburō, jego długoletni przyjaciel. To nadszarpnęło wewnętrznie Utamaro, i znalazło ponoć odbicie w jego twórczości. Jego prace nie osiągały już takich wyżyn artyzmu jak poprzednio. Parę lat później popadł w kłopoty. W 1804 zaprezentował serię prac na temat Toyotomi Hideyoshiego i jego konkubin, w oparciu o zakazaną pozycję. Został oskarżony o znieważenie Hideyoshiego i dostał pięćdziesiąt dni w obrączkach. Miał być zwolniony wcześniej, ale nie zmienia to faktu, że został złamany emocjonalnie i już nie wrócił do pracy artystycznej. Zmarł w 1806.

Wyczynowcy.

Shunga była normalnie odbierana w Japonii. Nie miała nic wspólnego z pojęciem dzisiejszej pornografii, może jako bardziej ostra erotyka, ale na pewno nie była postrzegana jako coś negatywnego. Wręcz przeciwnie. Uważano, że przedstawia naturalny aspekt życia ludzkiego, który nie jest obcy żadnej klasie społeczeństwa i każdej tak samo miły.

Etotyk, 1788.



Miało być o robakach wszak. Oto one:


Zielony pasikonik produkuje głośny, przenikliwy dźwięk, pocierając przednimi skrzydełkami, siedząc na strąku fasoli czarne oko (Vagna catjang). Tym się różnią od szarańczy, która ma aparat strydulacyjny, na tylnych nogach, no i mają dłuższe czułki. Aparat słuchowy zaś mają w piszczelach przednich odnóży. Modliszka jest uzbrojona w kolce i zęby przeznaczone dla ofiary. Dysponuje bardzo mocnym chwytem. Często widziana w pozycji modlitewnej. Zdarza się jej skonsumować kopulanta, ale wbrew powszechnej opinii nie jest to norma. Ukrywa się na roślinach, tu na melonie (Cucumis malo), czekając na obiad.

Pasikonik (Batta; Tettigoniidae). Modliszka (Toro; Mantidae).


Batta                                                                     Toro (kamakiri)

Osaetaru                                                                Kutsugaeru
Batta to omou                                                        Kokoro to shirade
Matsu yowa mo                                                     Kamakubi o
Tada tsumado nomi                                                Agete toro no
Kichikichi to naku                                                  Ono bakari matsu



Cone-headed grasshopper                                      Praying mantis

While waiting for you well into the night                   Not knowing
I thought I caught a grasshoper,                              That she may change her mind,
But it was just my imagination,                                Overconfident praying mantis,
All I heard was the rattling of a door,                      You are waiting for her
Sounding like the dry of the grasshopper.                With your head held high.

Ikimi no Kuronari                                                    Asakusa no Ichindo 





Larwa ćmy koszówki, zaraz po wylęgnięciu z jaja buduje sobie wdzianko, czyli koszyczek. Sposób budowy, wielkość i materiał zależy od gatunku. Gąsienica wystawia z niego tylko głowę i nogi. W razie niebezpieczeństwa chowa się do środka. Ta akuratnio sobie wisi na gałęzi lespedezy krzewiastej (Lespedeza bicolor). Biedny żuczek z rodziny Scarabaridae, u nas poświętnikowate, to japoński rohatniec dwurożny albo kabutomushi. Mushi to robak, za to kabuto to hełm, w odniesieniu do hełmów samurajskich, co też były "rogate". Czyli żuk hełmofon. Wielkość rogu nie wpływa na szybkość i długość lotu. Róg jest na samiczki, w sensie do walki o nie. Bardzo popularny w Japonii, można go kupić w sklepie za 500-1000 jenów i sobie hodować. Wykorzystywany jest do walk, puszcza się takie na badyla i się mają zepchnąć, ten co spadnie nie wygrywa. Przynosi to niezłe straty albo zyski, szczególnie mieszkańcom wyspy Ryukyu. Hełmofon drepcze sobie po liściu funkii (Hosta fortunei).

Larwa koszówki (Minomushi; Psychidae). Japoński rohatyniec dwurożny (Kabutomushi; Scarabaridae).

Minomushi                                                                  Kabutomushi

Yami no yo ni                                                             Koi shina ba
Nishi wa dochi yara                                                    Kabutomushi tomo
Wakane domo                                                            Narinu beshi
Shinobu amari no                                                        Shinobi no o sae
Kakure minomushi                                                      Kire hateshi miwa



Bagworm                                                                    Horned scarab beetle

In the moonless night                                                   If I die a broken heart,
I can't tell which way is west.                                       I will be reborn as a helmet-beetle
To endure my thoughts                                                For my patience has snapped
Hidden in a cocoon,                                                    Like a helmet's broken cord,
I want to reach for you.                                               Which cannot be tied together.

Tachibana no Uranari                                                  Torai Sanna





Turkuć wiadomo, przednie kończyny ma przystosowane do rycia na kształt łopat, więc ryje. Większość czasu spędza w płytkich tunelach pod powierzchnią ziemi. Tak żeby sobie podgryzać korzonki. Jak większość jest heliobiontem. Skrzydeł używa w okresie godowym. Dla samiczki może nawet przelecieć 8 kilometrów. Ciekawe, który facet przebiegnie tyle, jak go przypili ;) Skorek ma w tyle wystające, ostre szczypce. Dla ludzi niegroźne. Samce mogą wzbudzić mieszane uczucia swoim parzystym aparatem kopulacyjnym. Siedzi na pędzie bambusa.  Dobra para. Jeden twardziel, drugi z dwoma aparatami.

Turkuć (Kera; Gryllotalpidae). Skorek (Hasamimushi; Forficulidae).


Kera                                                                               Hasamimushi

Adashimi wa                                                                   Mishi hito o
Kera chou mushi ya                                                        Omoikiru nimo
Imotose no                                                                     Kirekanuru
En no shitaya ni                                                               Hasamimushi teu
Fukari o shite                                                                  Nakoso ozokere



Mole Cricket                                                                  Earwig

How fleeting is the life of a mole cricket.                          What a fool you are,
The union between husband and wife                               Earwig!
Is equally transient,                                                          Having a dull pair of scissors,
No matter how deep it may appear                                  You cannot even cut the knot
On the surface.                                                                You tied.

Yanagibara Mukou                                                          Katsura no Mayuzumi




PS Nie wrzucę wszystkiego, brak mi cierpliwości i już dwóch butelek wina.

niedziela, 14 lutego 2016

Is this love or the wrecking boll?

Bolling or Pick-up game.

Kawanabe Kyosai (1831-1889),
c. 1871-1889.



Kitten, Japanese Eyes, Cut iT Out EP, 2011.

"Japanese Eyes"

Where’d you get those gloves?
Got a lot of money
Where’d you get those ocean eyes?
My mom is Japanese
Is that the perfect bath
And the perfect sleepers
And where’d you get those ocean eyes?
My mom is Japanese
My mom is Japanese

Is this love, is this love love,
is this love I’m feeling
is this love or the wrecking ball
It’s love, love, love I’m feeling
is this love or the wrecking ball
love of a rocking ball, ah

What you doing down town?
Tryna skate or die
You’ll never be a factory girl
Oh, don’t ever brush your hair
Don’t ever brush your hair

Is this love, is this love love,
is this love I’m feeling
is this love or the wrecking ball
It’s love, love, love I’m feeling
is this love or the wrecking ball
love of a rocking ball, ah

Is this love, is this love love,
is this love I’m feeling
is this love or the wrecking ball
Is this love, is this love love,
is this love I’m feeling
or the crush of the wave ....
is this love or the wrecking ball

 Ocean eyes?
where’d you get those ocean eyes?

środa, 3 lutego 2016

Los jednej herbaty.


Filiżanka herbaty, Issa (一茶 ).
(Muramatsu Shunpo 1772-1858)

Członek sekty buddyjskiej Jōdo Shinshū. Do tego jeden z czterech wielkich od haiku. Jest blisko Basho, ale przed Busonem i Shiki. Są i tacy co to uważają inaczej. Kobayashi Issa, albo Issa (一茶 ), co można tłumaczyć jako "filiżanka herbaty" a dokładnie "jedna herbata". Jest on kolejnym przykładem na to, że los jest kowalem człowieczego życia, niekiedy od maleńkości, często do samego końca.

The cat joins
the drinking party...
 forgetting the year.

Urodził się w rodzinie rolniczej, pochodzącej z Kashiwabary, to jest gdzieś w prowincji Nagano obecnie, roku pańskiego 1763. Los chciał i zabrał mu matkę kiedy miał trzy latka i to był dopiero początek losowania. Zajmowała się nim babcia, co nie było jeszcze takie najgorsze. Los jednak nie spał i k(n)uł dalej.

In this world we walk
on the roof of hell
gazing at flowers

Po pięciu latach ojciec znalazł sobie żonę, a po kolejnych dwóch, Issa miał już przyrodniego brata. Gdy miał lat 14 zmarła jego babcia. Teraz to już zupełnie się poczuł obco i samotnie we własnym domu. Stał się kapryśny i ponury, a samotne wędrówki po polach przyprawiały macochę o drgawki, a była to kobieta bardzo wymagająca, zarządzająca domem jak magazynem. Rok później ojciec wysłał go do Edo w celach zarobkowych.

Zachód słońca-
również w oczach żaby
błyszczą łzy

Co tam wyczyniał średnio wiadomo, poobijał się w szkole haiku, choć też nie jest jasne jak bardzo. W późniejszym czasie wędrował po Japonii i walczył z macochą o spadek po ojcu. Ojciec zmarł w 1801 roku. Po latach awantur uzyskał wreszcie prawo do połowy majątku. Wrócił do rodzinnej wsi w wieki 49 lat.

Thatched house-
on the cat, in the ladle
autumn rain

Od razu znalazł sobie żonkę, Kiku, z którą miał zaraz dziecko, które zaraz zmarło. Taki los. Córka urodziła się następna, a następnie zmarła, miała 2,5 roczku. Zdarza się. W 1820 zmarło jego trzecie dziecko.

This dewdrop world-
is a dewdrop world,
and yet, and yet...

Kiku zachorowała i zmarła trzy lata później po urodzeniu czwartego dziecka, które też zmarło, było to pewnie następstwem zaniedbań ze strony pielęgniarki albo innej pomocnej dłoni. Tak też się zdarza. Miał wtedy 61 lat. Napisał to po śmierci żony.

Outliving them,
Outliving them all,
Ah, the cold!

Drugie małżeństwo zakończyło się rozwodem. Z trzecią żoną był szczęśliwy, zajmował się produkcją dzieci i pisaniem. Miał z nią dwójkę pociech. Żona go jednak opuściła, co było spowodowane porażeniem, albo doznał porażenia po opuszczeniu. Raczej to pierwsze, żeby nie było tak romantycznie. Los czuwa i międli dalej. A herba stygnie.

Sharing the food
 in the cat's dish...
 Baby sparrow.

Żeby nie posądzono go o populizm, że Ah, the cold!, los wybuchnął  wielki pożar, który strawił między innymi jego dom. Przeprowadził się do składziku, który mu się ostał we wsi. A jak sam mówił: "Pchły umknęły z płonącego domu, i znalazły schronienie ze mną tutaj".

How beautiful!
The Milky Way from a hole
In my sliding rice-paper door

Zmarł w listopadzie 1827 roku, w rodzinnej wiosce. Życiowe zawieruchy nie przeszkodziły mu w tworzeniu haiku. Ilość 20k robi wrażenie. Mimo płodności cierpiał zarówno na brak dzieci jak i pieniędzy, choć jego haiku cieszyły się popularnością. A jak pewnego razu się wybrał na wycieczkę na malownicze wysepki Matsushima, to zabrał ze sobą kilku na krzywy ryj.

I’ll show you Matsushima
Then you’re on your own
Little fleas

Nie przywiązywał uwagi do wyglądu czy stroju, przez co zyskał przydomek "szary szpak". Nie stworzył szkoły i nie miał żadnego ucznia jak inni. Miał za to dar głębokiego postrzegania szczegółów. Bardzo osobisty charakter, język namiętny i płomienny, hihihi, sprawia, że jego wersy są jednymi z najbardziej szczerych. Zdarza się.

In a better world
I’d welcome more of you in my rice
Little fly

Jego życie nie było poezją, choć poezja była w nim, była pamiętnikiem jego serca. W jego haiku koegzystują ze sobą żywioły, zwierzęta, rośliny i ludzie. Dopatrzył się tego, że świat przyrody ma więcej ciepła niż ludzki. Oczywiście w chwili kiedy nic się nie pali lub nie trzeba podzielić tego co zostało po zmarłym. Wtedy robi się gorąco.

W zakątku świata
 gdzie egoizm i chciwość,
też kwitnie wiśnia.

W swojej twórczości sporo czerpał z natury, czego efektem jest spora ilość przyziemnych bohaterów. I tak około 200 haiku jest o żabach, 15 o ropuchach, po 54 o kotach i ślimakach, 150 o komarach i 230 o świetlikach, 100 o pchłach, po 90 o cykadach i muchach. I jeszcze sporo o innych zwierzakach i robakach.

Under the ice
 The cat's eyes follow...
 Crazy fish

Bogactwu nastrojów towarzyszy różnorodność tematów i nastrojów. Często pisał o małych zwierzętach z dużymi problemami, gdzie ukazywał się humor, który jest częścią kultury Japonii. W jego haiku jest mowa o miłości do natury, którą darzył wielką estymą, porach roku i dnia, melancholii i kaprysach przyrody, o szacunku do innych stworzeń.

O snail
Climb Mount Fuji,
But slowly, slowly!

W sumie, z danych o zwierzętach o których pisał, to wyłania się ładny obrazek. Świetliki poszły na lampki, przy których pisał, ropuchy, żaby, ślimaki i ptaki to lekka dieta a i cięższa szamka też się znajdzie jak gęś czy kurka lub koń, cykady do przygrywki, muchy to się zawsze zlecą jak i komary, a pchły to sam mówił, że się z nim przeniosły na nowy kwadrat. Ot i cała tajemnica tego, co miał na myśli autor.

A frog in the evening croaks
Lining up its bottom
 With the top of Mount Fuji.

Częstym motywem jest przejście, to pewnie ślad sekty. Po tym czego doświadczył w swoim życiu, do śmierci podszedł z uśmiechem i na chłodno.

Oh well, is this to be
My final home
These six feet of snow



poniedziałek, 18 stycznia 2016

Uosobienie (Personification).

(?)


The old pond;
A frog jumps in-
The sounds of the water.

Matsuo Bashō
(transl. Robert Aitken)


Stary staw i żaba. Jest po angielsku, bo nie znam przekładu polskiego, który by mnie zadowalał.  Te które znalazłem są takie sobie, moim skromnym zdaniem. Angielskich tłumaczeń też jest sporo, i też mi średnio podchodzą.  Tego nie trzeba tłumaczyć. Po prostu wiadomo o co chodzi i tak jest dobrze. "Furuike ya / kawazu tobikomu / mizu no oto", tak wygląda zapis łaciński z tego: ふるいけやかわずとびこむみずのおと. W dosłownym tłumaczeniu będzie to tak: Fu-ru (stary) i-ke (staw) ya (partykuła o charakterze wykrzyknika), ka-wa-zu (żaba) to-bi-ko-mu (wskoczyć / wskoczyła) mi-zu (woda) no (mi-zu no, forma dopełniacza - wody) o-to (dzwięk, odgłos).   

Woman at the Bath,
Kiyonaga (1752-1815).


Tu staw wiekowy
skacze żaba – i oto
woda zagrała
(Agnieszka Żuławska-Umeda)

Co autor miał na myśli? Podręcznikowe japońskie wytłumaczenie jest następujące. Do starego, zzieleniałego stawu, o nieruchomej wodzie, wskoczyła nagle żaba. To przerwało panującą ciszę. Jednakże staw wchłonął odgłos i znów zapanowała cisza i bezruch. Tak. To bardzo proste. Ja wolę moją metodę. Bez słów, na wyczucie. To jedno z moich ulubionych haiku.

Dla porównania, mało udana próba Czesława M.

Stara sadzawka,
Żaba - skok -
Plusk.

wtorek, 6 października 2015

Mole(stacje) książkowe.


"Rewizja dobiegła końca. Czekista, który grzebał w biurku profesora, pozamykał szuflady i dołączył do kolegi przeglądającego książki na półkach. Pułkowo z fajką w zębach siedział grzecznie w fotelu. Na jego kolanach spał kot. Z punktu widzenia tego ostatniego w przytulnym kawalerskim mieszkanku, gdzie niestety zapach tytoniu utrudniał nieco kocią sygnalizację, nie działo się nic szczególnego. Po prostu przyszli w odwiedziny dwaj miłośnicy książek." [Moskiewska saga, Wasilij Aksionow, t. I-III, 1989, '91, '93.]
Płomień oświaty, wytapianie wiedzy przez nazistów, Niemcy.

"Wszyscy muszą być podobni jeden do drugiego. Każdy człowiek wizerunkiem innego człowieka. Wtedy wszyscy są szczęśliwi, bo nie ma gór, by się przed nimi zginać ze strachu i porównywać się z nimi. Książka to naładowana broń w sąsiednim domu. Spal ją, rozładuj broń. Rozbij mózg człowieka. Skąd wiadomo, kto mógłby się stać celem oczytanego człowieka?" [451 stopni Fahrenheita (Fahrenheit 451, 1953), Ray Bradubury, 1960.]


Fahrenheit 451, François Truffaut, 1966.
To była jego pierwsza powieść. Po czymś takim dostał kota, a gdzieś pomiędzy Słonecznym winem i Październikową krainą, miał ich w domu już ponoć 22...
Pamiętam pewne lato, kiedy się miało lat naście, może 12.  Cudowny okres, kiedy zaczyna się poznawać siebie i nie tylko, i cały zachwycający świat dookoła. Kiedy podbiera się Mamie fajki dla starszych koleżanek, a później szczerze się wykrzykuje: "Przecież ja nie palę!" A korbol był okrutny tego lata. Wtedy chyba pierwszy raz pojechałem turbokisiel na kocherku. Las,  menażka, kisiel zrobiony z winem. Smak jednego dobierany pod drugie. Siara pięknie się wytrąca przy gotowaniu. Koleżanki wypalały pety. I jak to wino w książce, w zimę przypominało minione lato, tak daty z win pitych przypominają, że lata mijają...Rym to przypadek. Piję lato, czas mija koło korka. Nie odbiegam, nie mam siły.

Ray Bradbury (manhattanrarebooks).

W Słonecznym winie, jest jeden rozdział o magicznej kuchni, gdzie szaleje prawie ślepa babcia i robi magiczne obiady. Dla mieszkańców domu obiad jest najbardziej interesującym momentem dnia. Bo babcia gotuje nieszablonowo, idzie na żywioł. A żywioł ten zwany kuchnią, jest mroczny, niemożebnie zagracony, w którym, w powyciąganym swetrze, między zwałami pomieszanych przypraw, i pętających się luzem garnków, snuje się jak duch po Łąkach asfodelowych babcia, a temu wszystkiemu z kąta przygląda się kotka z kociakami. Też pamiętam kuchnię z tamtego lata, gdzie wino zasłaniało liśćmi okiennice, gdzie buchała kuchnia węglowa, koty w dużej ilości pilnowały swego terenu, a piwnica w podłodze po stromej drabinie w dół, z paroma zakrętami, zimna i śliska od ślimaków, jeszcze dzisiaj nie wspomina mi się miło. I jeszcze wiedźma pra-babcia z kozą, co miała psychopatyczny wzrok, ta koza, babcia miała koty.. I do tej babci, przyjechała ciotka Róża, tej z książki, której też posmakowały obiady, ale jak zobaczyła w jakich to niehigienicznych warunkach powstają, to zdębiała. I wymyśliła, że z tym całym szajsem nowoczesnym na prąd i przepisami i książkami i fartuchem miszcza kuchni, to będą jeszcze lepsze...I odnowiono kuchnię, wsadzono sprzęty, babcię zawinięto w kucharski kitel, dodano księgi i przepisy...I była kicha. Dziadek szybko spakował ciotkę i wystawił za drzwi walizy. Jak wróciła ze spaceru, powiedział, że ma coś do powiedzenia. Spytała, co? "Good-bye!"- odrzekł. W nocy wnuczek postarzył kuchnię i wyrzucił książkę kucharską! Obiady wróciły na właściwe, magiczne tory. Słoneczne wino, raczej mało znana powieść, a szkoda. 

Cichy wielbiciel, Mól włosienniczek (motylenocne).

Tak. Są utrapieniem te mole. Choć z drugiej strony, jak się wraca do mieszkania, pustego i zimnego, to miło gdy po otwarciu szafy wylatują z niej na spotkanie malutkie motylki...Bo tylko one się cieszą na widok naszej nowej bluzki. Lepsza taka rodzina, niż żadna. I jest dla kogo się stroić.


Jojakim palący Zwoje Barucha (Providence Lithograph Company).

Mole książkowe też dały ludziom popalić, to znaczy książkom. Weźmy takiego Jojakima, króla starożytnej Judy. Pan się odezwał do Jeremiasza a ten zawołał Barucha syna Neriasza i kazał mu spisać wszystko co od Pana usłyszał. Później kazał to Baruchowi czytać publicznie ludowi Jerozolimy. Tekst nie spodobał się Jojakimowi, który nożem do owoców pociął go na paseczki i spalił. Ale co to tam, takie Zwoje Barucha, i w dodatku jedna sztuczka...Jakoś 600 lat przed Chrystusem to się działo. Czy to był pierwszy taki przypadek, usunięcia niewygodnych papierowych  tekstów, ciężko stwierdzić. No bo taka Ebla, jedno z ważniejszych miast starożytnej Syrii, III tysiąclecie p.n.e. Znaleziono tam ok 15 tysięcy glinianych tabliczek, pisanych w klin, o tematyce religijnej, prawnej, gospodarczej. Znaczy się mogło być ich więcej. No ale kiedy miasto się najeżdża i pali, i tak kilka razy, to można potłuc literaturę. Właśnie, tylko czy najechanie na miasto i potłuczenie literatury, to jest to samo co celowe jej spalenie? Mogli co prawda najechać żeby potłuc, czemu nie. A żeby nie było wątpliwości to spalić można później. Z tych tabliczek wiemy, że Ebla może nie kochała się z Mari, ale łączyły ich stosunki. Do tych stosunków dołożyć należy odkryte w Mari archiwum państwowe  z bardzo bogatą korespondencją dyplomatyczną z przełomu XIX i XVIII w. p.n.e. Było tego ok. 25 000 tabliczek. Tu też można stwierdzić, że część poszła z kurzem. W 1757 p.n.e. Mari zostało zdobyte i zniszczone przez Hammurabiego. Tak skutecznie, że dzięki niemu zachowały się dolne partie miasta w dość dobrym stanie ;) Bogate archiwum, na ok 20 000 tabliczek odkryto także w mieście Ugarit. Były to teksty egipskie, akadyjskie, sumeryjskie, huryckie i hetyckie, i oczywiście ugaryckie. Wpływ literatury ugaryckiej, z przełomu II-I tys. i połowy I, widoczny jest w hebrajskiej literaturze biblijnej. I wymyślili też oni, pismo alfabetyczne na 30 znaków. Radosną tę twórczość przerwał najazd Ludów Morza, 1190-1185 p.n.e., miasto spalono. Z biegiem czasu wcale nie było lepiej. Babilon też spalono...Jak i bibliotekę Asurbanipala w Niniwie, w 612 roku p.n.e.


Aleksander Wielki i Roksana, 
Gian Giacopo Caraglio, przed 1527, (Muzeum Czartoryskich).

Zanim się miło zaprzyjaźnił z Roksi, Alek zdobył Persepolis. Wbrew rozpowszechnionej plotce, że miasto spalono w pijackim widzie, za namową greckiej hetery Thais, tak pisał historyk o mentalności dziecka  Klejtarchos, spalono tylko pałac Kserskesa I i Dariusza, ponoć w odwecie za wcześniejsze spalenie Akropolu. Cieniem na Alka honorze kładzie się spalenie archiwów królewskich, z Awestą włącznie, jaki i jej tłumaczeniami, komentarzami - Zend (Zand). Te ostatnie to były spisane złotym atramentem na krowiej skórze. Więc tego, trochę go nie lubią, bo tekst znany jest tylko z przekazów ustnych.

Tak poważniej to zaczęło się w bardzo kulturalnym państwie, w królestwie Qin. W 221 roku p.n.e. na tronie zasiadł cesarz Czeng (Qin Shi Huang), pierwszy historyczny władca Chin. Pierwsze co musiał zrobić, to scalić młode państwo. Najlepiej w takim wypadku wyrównać odrębności. Ujednolicono co się dało. Miary, wagi, system monetarny, pismo, nawet rozstaw osi w wozach. Zostali uczeni, a wiadomo ilu uczonych tyle opinii. Też  wyrównać. Odbyło się to tak, według historyka Sy-Ma Ts'iena, Syna Smoka: minister Li Si cesarzowi opowiadał, że wcześniej wszyscy ze sobą walczyli, a teraz są zjednoczeni jednym źródłem - Cesarzem, prawem i siłą. Ale uczeni, nie czerpią z teraźniejszości, tylko czerpią z przeszłości. Mącą, sieją wątpliwości. I on, minister, prosi Cesarza aby wszystkie zapisane historie spalono, prócz zapisków królestwa Qin. Na taką wolę ludu, nie mógł cesarz pozostać obojętny i się do niej przychylił. Od tej pory rozmawianie o starych tekstach było karane śmiercią, a za posiadanie ksiąg trafiało się ochotniczo na budowę Wielkiego Muru. Był to w sumie jak wyrok śmierci, ale jednak ochotniczy. Istniała literatura poprawna oficjalnie. Teksty poświęcone rolnictwu, medycynie  i wróżbiarstwie jedynie ocalały. Głównie dostali konfucjaniści, bo im się nie podobało najgłośniej ujednolicanie. Nie ominęło to oryginalnych tekstów Pięcioksięgu konfucjańskiego. Uczonych też ujednolicono, w prosty sposób, zakopano żywcem. Co nie spłonęło podczas wojen, spłonęło w akcie ujednolicania lub zostało zapisane według nowego systemu, co też wpłynęło na ich zrozumienie, a raczej jego brak. Z około stu szkół filozoficznych z okresu przed zjednoczeniem, po Czengu zostało kilka. Wszystko to się działo w 213 roku p.n.e., trzy lata przed końcem jego kadencji....


Spalenie książek i pogrzebanie żywcem konfucjanistów w Xianyang, 
Fen Shu Keng Ru, obraz XVIII wiek.

"Cesarz Qin zakopał żywcem 460 uczonych, a myśmy zakopali 46 tysięcy. Czyż nie powstrzymaliśmy kontrrewolucjonistów i nie zabiliśmy trochę intelektualistów? Debatowaliśmy z demokratami, którzy oskarżają nas, że jesteśmy drugim Qin Shi Huangiem. Oni się mylą. Jesteśmy stukrotne więksi, niż Qin Shi Huang." Skromny Mao. [Shlomo Avineri, Varieties of Marxism, Haga 1977.]

"Jeżeli to jest raj, to jak wygląda piekło?" (?). 

To jedna z "reform" wielkiego reformatora, autora "Wielkiego Skoku Naprzód", który miał kraj rolniczy przekształcić w przemysłowego smoka. Miało to nastąpić przez stanie się największym producentem stali, której sprzedaż pozwoliłaby się podnieść zacofanej gospodarce. W szkołach poustawiano kotły do wytopu surówki, ze sprzętów które przynosiły dzieci, z domów lub znalezione na ziemi. Do pieca szły utensylia kuchenne, łóżko rodziców, barierki uliczne, kawałki gwoździ. A, że te sprzęty nie były wysokiej jakości, to i surówka była taka sobie. Nauczyciele podtrzymywali ogień wiedzy pod kotłami, dzieci starsze uczyły młodsze albo w ogóle się nie uczono, chłopów oderwano od pracy, a ich narzędzia przetopiono. Plony nie zebrane na  czas, zgniły. Przyszedł głód. Ogłoszono "Walkę z czterema plagami".  Zaczęto tępić wróblowate, bo to one miały być winne wszystkiemu. Wszak wydziobały nasiona zbóż pod zasiew. To doprowadziło do plagi owadów, a głównie szarańczy, która zniszczyła to co pozostało. Głód się pogłębił, aż do 20-40 milionów ofiar. Tak. Przewodniczący Mao miał dużo pomysłów, jak wyrywanie trawy bo to burżuazyjny nawyk, palenie książek, zakaz trzymania zwierząt domowych. Wykształcenie polegało na znajomości "Cytatów Przewodniczącego Mao", tak zwanej Małej czerwonej książeczki. Wiekopomnego dzieła. Teraz będą nie cytaty z Mao, tylko wybrane tytuły rozdziałów z innej książki, o której dalej będzie. "Im więcej człowiek czyta książek, tym jest głupszy"; "Zdolna kobieta potrafi zrobić posiłek bez żywności"; "Jeżeli to jest raj, to jak wygląda piekło?" Chiny oczami babki, matki i córki. Prababka Jung nie miała nawet imienia, nazywano ją  „córką numer dwa”. Autorka książki to córka wysokiego funkcjonariusza Komunistycznej Partii Chin, jej matka pracowała w administracji państwowej. [Dzikie łabędzie: Trzy córy Chin, Chang Jung, 2000]


Przewodniczący Miao (?).

A to już babcia mogła decydować, czy lepiej było gdy łamano stopy dla mody, czy głód i zbieranie złomu.
"Jednak jej największym majątkiem były krępowane stopy, zwane po chińsku „siedmiocentymetrowymi złotymi liliami”. Oznaczało to, że jej chód był jak „kołysanie się młodych pędów wierzby w wiosennych powiewach”, jak to ujmowali chińscy znawcy urody kobiecej. Widok kobiety kołyszącej się na krepowanych stopach miał działać na mężczyznę erotycznie, ponieważ jej bezradność budziła opiekuńcze uczucia w patrzącym." Jak za duże kopytko było, to wstyd dla rodziny i mogła dziewczyna chłopa nie znaleźć. Zasadniczo chodziło o to, żeby to nie chodziło, i siedziało w domu. To zaś pozwalało na utrzymanie konfucjańskiego porządku i hierarchii.

(Máo), to chiński symbol oznaczający włosy lub futro; i popularne nazwisko, także Przewodniczącego. Chociaż  ten symbol, (Māo) oznaczający kota, też pasuje do Przewodniczącego Miao.

Swoją drogą to miał fantazję. Zaproponował 300 tysięcy Chińczyków, Naserowi, prezydentowi Egiptu, jako mięso armatnie w ataku na Izrael. Naser nie przyjął podarków. Pewnie bał się o wyżywienie tego podarku. To wszystko tylko dla zdobycia wpływów na Bliskim Wschodzie. [Mao (Mao. The Unknown Story, 2005), Jung Chang, Jona Halliday, 2007 Albatros, tłum. Piotr Amsterdamski]


Spalić książkę cudzą, to ławo, ale spalić własną...Wergiliusz miał zażądać na łożu śmierci by nie wydawano Medei, jako, że to dzieło nieukończone. Na polecenie Augusta, Wariusz i Tukka wydali ją. Później powstała legenda, że umierający Wergiliusz chciał ją spalić, ale sam August mu w tym przeszkodził, ale innym później to już niespecjalnie przeszkadzał w paleniu.


Wergiliusz czyta Eneidę Augustowi, Oktawii i Liwii,
początek XIX wieku, Jean-Baptiste Wicar. 
Art Institute, Chicago (wiki).

Rzymianie sporo jarali. Za Augusta, na ten przykład pewien żołnierz rzymski spali Torę, no i później był spory dym. Rebelia jakaś chyba nawet. Julek jak zdobywał Aleksandrię to też był nieostrożny, a dokładniej Egipcjanie, bo to od ich okrętu zajął się pałac królewski i spłonęła część biblioteki, coś około 40 tys. woluminów. No, ale Julek mógł nie atakować. Antoniusz jak przystało na dżentelmena, podarował Kleopatrze tytułem rekompensaty, 200 tysięcy woluminów z biblioteki w Pergamonie. Pozostałościom biblioteki aleksandryjskiej, które znajdowały się w Serapejonie, pomógł biskup Teofil 392 roku. Przez jego bratanka Cyryla załatwiono neo-platonkę Hypatię. Żydzi też nie byli święci, na przykład Haninah ben Teradion, rabin, też spalił sobie torę, ale to było już za Hadriana. Płonęły księgi Epikura, Manichejczyków, Arian i biblioteka w Antiochii, Księgi Sybilli. Poszła z dymem Etrusca Disciplina i teksty Nestoriusza, arcybiskupa Konstantynopola. Dobrze, że Nestora nie spalono, redaktora jednego z najstarszych ruskich latopisów, Powieści minionych lat (Повѣсть времяньныхъ лѣтъ), był to co prawda już wiek XI, ale ogień sobie nie wybiera. 

Św. Nestor Kronikarz, Wiktor Wasniecow, 1919 r.

Z czasem się rozbuchano, a w szczególności w średniowieczu. Tu pozwalali sobie głównie chrześcijanie i muzułmanie. I tak płonęły sobie teksty ważne i te mniej. Ale chyba nie ma mniej ważnych książek, chociaż kto wie. Sa`d ibn Abi Waqqas po zdobyciu Ktezyfonu, w 637 roku, wysłał zapytanie do kalifa Umara ibn al-Chattab (Omar), co zrobić z biblioteką. Na co Umar, nie wiadomo ;), odpowiedział tak: Jeśli są sprzeczne z Koranem, to są bluźniercze. Jeśli są zgodne, to są niepotrzebne, skoro nam wystarcza Koran. Tak ogromna biblioteka, dorobek pracy wielu pokoleń perskich uczonych skończyła w ogniu i wodach Eufratu.  Amr Ibn al-As, który samorzutnie zaatakował Egipt i Az-Zubajra Ibn al-Awwama, wysłany mu z posiłkami, po zdobyciu Egiptu, też mieli spalić bibliotekę aleksandryjską, 642. Wtedy też mieli pytać kalifa Umara co robić. Ponoć to legenda, którą wymyślił w XIII wieku historyk Abdulfarad, tylko, że on zmienił islam na chrześcijaństwo i się pewnie czepiał. Trzeci kalif Uthman ibn Affan spalił teksty koraniczne, które były niedokładnymi kopiami Koranu. Wszystko jest raczej jasno i wyraźnie opisane, co do średniowiecza, to nie będę wnikał, także tego. Może nie wszyscy znają przypadek Nalandy. Był przełom XII i XIII wieku, kiedy doszło do muzułmańskiego podboju Indii północnych, pod dowództwem Bakhtyara Khilji. Mnichów wymordowano, a klasztor spalono, wraz z biblioteką, gdzie znajdowały się setki tysięcy woluminów. To było w 1197 roku. Ten sam dowódca zajął się także, w podobny sposób, pobliskim przybytkiem nauki w Wikramasili. Kompleks jakiś...


Nalanda, kompleks naukowo-religijny (architexturez).

Japończycy też  sobie pozwolili na puszczenie z dymem ważnych papierów, a było to podczas Incydentu Isshi, w 645 roku. Chodziło o przejęcie władzy, wyeliminowanie głównej gałęzi klanu Soga, przez zabicie Soga no Iruka. Główni zainteresowani: Naka no Ōe, Nakatomi no Kamatari, Soga no Kurayamada no Ishikawa no Maro .W najważniejszym momencie czterej zamachowcy wymiękli i musiał jeden z przywódców, książę Naka no Ōe, wkroczyć do akcji. Naka no Ōe wpadł podczas ceremonii odczytywania memoriału z Trzech Królestw Korei, cesarzowej Kōgyoku przez Ishikawę no Maru. Ōe ciachną Irukę w ramę i głowę, ale Iruka nie zginął i zaczął protestować. Zamachowiec chciał się wytłumaczyć przed cesarzową, ale ta odeszła, żeby wszystko przemyśleć. W tym momencie czterech wspaniałych wpadło i znów zabiło Irukę. Ojciec Iruki popełnił samobójstwo podkładając wcześniej ogień pod pałac. Spłonęło wiele cennych rękopisów i imperialnych skarbów przechowywanych przez ród Soga, między innymi teksty: Tennōki (Tekst historyczny) i Kokki (Zapis dziejów narodowych). Ponoć Fune no Fubitoesaka wyciągnął płonącą Kokkę, i podarował ją później Ōe, ale nie ma oryginału i nie są znane żadne kopie. Pewnie też spłonęła. W tym przypadku ciekawie wygląda sprawa morderstwa w obecności cesarzowej. Chodziło o „skażenie” duchowe i osobiste. Śmierć w obecności cesarzowej takowe powodowała, zwłaszcza gwałtowna, a posiekanie raczej się do takich zalicza. Dlatego wyszła zaraz po pierwszym cięciu. Chciała abdykować na rzecz Naka no Ōe. Jednakże za radą Nakatomiego powstrzymała się i miała przekazać władzę starszemu z braci Oe, Furuhito, w ogóle to byli jej synowie, lub ich wujowi, księciu Karo, który był jej bratem. Furuhito, się ogolił i powiedział, że zostanie buddystą. Padło na księcia Karu, który rządził jako cesarz Kotoku. Kōgyoku wróciła na tron  po jego śmierci jako cesarzowa Saimei, a po niej dopiero wskoczył Naka no Oe na tron jako Tenji, w roku 661. Ożenił się z córka swojego sprzymierzeńca Soga no Kurayamada i tak zyskał poparcie znacznej części klanu Soga. Potęga literatury i chwała cierpliwości.

Zabójstwo Sogi no Iruka, frag. zwoju Tōnomine Engi, okres Edo.

Indianie, może nie byli bardzo piszący, ale gęsiami też nie byli i mieli swoje komiksy i język. W państwie Azteków łatwo było o wypadek, a tym uległy języki, ciała i książki. Po śmierci jednego z wodzów Chimalpopoki (Dymiąca Tarcza), nastał drugi Itzcóatla (Obsydianowy Wąż, Wąż Zbrojny w Noże), 1427 lub 28. Był on drugim synem pierwszego władcy Acamapichtli i niewolnicy z Azcapotzalco, dodać należy, że pięknej, a więc przyrodnim bratem Huitzilihuitla, drugiego z kolei „imperatora”. W sumie tepanecki władca Maxtli, z miasta Azcapotzalco zagrażał Aztekom w tym okresie. Nigdy nie łapałem tych wszystkich koligacji, ale brzmi mądrze. Wprowadzał reformy, wzmocnienie władzy tlatoaniego i zwiększenie roli pipiltin, pokonał Tepaneków. Był to początek potęgi Azteków. Za jego rządów postanowiono spalić kodeksy i malowane księgi podbitych narodów, a nawet księgi pisane przez samych Azteków. Miało to na celu zniszczenie źródeł ukazujących skromny początek państwa, stworzenie nowej wersji własnej historii, na potrzeby władców Tenochtitlanu, elit militarnych i sakralnych.

Aztecki wojownik Jaguar, Kodeks Tudela (Codice del Museo de América), poł. XVI wieku.

Majom też się dostało, ciut później w 1562. Przynajmniej 27 ksiąg  hieroglificznych zostało spalonych przez biskupa Jukatanu, franciszkanina Diego de Landa, w mieście  Maní. Do dziś przetrwały tylko cztery kodeksy Majów. Mimo swojej życzliwości dla Indian, jego żarliwa wiara sprawiła, że religia Majów z hieroglifami i piktogramami, wydawała mu się dziełem diabła. Tak doszło do zniszczenia figurek i ksiąg. W swojej „Relación de las cos as de  Yucatán”, 1566 r., opisał obyczaje, świątynie, praktyki religijne, historię Majów, hieroglify. Książka ta została odnaleziona dopiero w 1869 r. Żałował ponoć swojego uczynku i tak chciał się odkupić.

Dwóch Iwanów tak zabalowało i nie dość, że wyrżnęli ludność, to jeszcze zniszczyli miasto. Iwan III Srogi w 1478 zdobył Nowogród, ludźmi się nie przejmując ani biblioteką i archiwum, które to spłonęły. Po wcieleniu do Wielkiego Księstwa Moskiewskiego miasto cieszyło się dużymi przywilejami, coś jak Gdańsk. Iwan IV Groźny zaś w 1570 wysłał ekspedycję karną do Nowogrodu, bo miasto zaczęło, po cofnięciu mu przywilejów, pertraktować z Litwą. Iwan Groźny pertraktacje te przerwał „masakrą Nowogrodu”.

Masakra Nowogrodu, fragment Darling Godsonny Stalin.

O gęsiach już było, to wspomnę o przypadkach, dokładniej o jednym przypadku z Polski. W okresie najazdu szwedzkiego na Polskę 1655–60, był taki jeden, co poparł Szwedów, pisząc na ich cześć panegiryk oraz odezwę 1656, wzywającą Polaków do wyrzeczenia się katolicyzmu i króla Jana II Kazimierza. On mieszkał w Lesznie. W odwecie na zdrajcach po zdobyciu miasta przez wojska polskie Leszno podpalono, 1656. Jan Ámos  Komenský, czeski pedagog i ewangelista, który uciekł z Czech przed prześladowaniami do Polski, tak się to odwdzięczył swoim dobrodziejom. W wyniku pożaru stracił bibliotekę i rękopisy i książki. Pansophiæ Prodromus, w oryginale spłonęła, ale miała szczęście bo była już w drukarni i się ostała. Po tych wydarzeniach uszedł na Śląsk, i dalej do Amsterdamu, gdzie zmarł.

 Ale się porobiło..., Jan Ámos  Komenský (davidhartmann).

Lekko książki nie miały, mole też nie. Sporo było przypadków wykorzystywania stronic jak i całych książek w niecnych celach. To musiało być niewygodne. W tym celu trochę później ludzie wynaleźli zwoje bardziej higieniczne i mniej wytrzymałe, towar w pewnych latach bardziej deficytowy niż książki w średniowieczu. Żeby umilić spędzanie czasu z czystą formą literacką, dla wnikliwych pozostawiono pojedyncze literki, w różnych formatach i kolorach. Poskładanie ich w całość często nie następowało, przerywane końcem posiedzenia, które nie wiadomo kiedy dobiegło końca, dzięki temu sprytnemu zabiegowi. Dodatkową atrakcję było samo zdobywanie owych zwojów, a za taki zwój można było mieć jeszcze więcej atrakcji. 

Ty ich zatrzymaj, ja uratuję zwoje...(?)

Spotkań z literaturą było tak wiele, że mogłoby zabraknąć zwojów do ich spisania, a i zdarzają się jeszcze obecnie...

Na koniec taka ciekawostka. Nowojorskie stowarzyszenie do walki  z występkiem (New York Society for the Suppression of Vice, NYSSV), powołane do życia w 1873, w celu ochrony społecznej moralności. Ciekawa symbolika...

Symbol New York Society for the Suppression of Vice.



Słowo jest ogień – milczenie jest lawa. C.K.Norwid.

Też jestem molem książkowym...



Bardzo straciłem wątek, a na dodatek nie chce mi się już...







Darling Godsonny Stalin triptych, więcej szczegółów na stronie (annebobroffhajal).