Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rysunek. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rysunek. Pokaż wszystkie posty

sobota, 30 kwietnia 2016

Star's War: It's not easy being green.

Dawno, dawno temu, 
w odległej galaktyce...

A long time ago, in
a galaxy far, far away...


Star tears.
 (Michael C. Turner, spaceart)


Podczas gdy Kongres Republiki
obraduje w nieskończoność, Naczelny
Kanclerz potajemnie wysyła dwóch
Rycerzy Jedi, obrońców pokoju i
sprawiedliwości w celu
rozstrzygnięcia konfliktu.

While the Congress of the
Republic endlessly debates this
alarming chain of events , the
Supreme Chancellor has secretly
dispatched two Jedi Knights, the
guardians of peace and justice in
the galaxy, to settle the conflict...



Swinetrek. The Muppet Show.


Narrator: Dwóch zawsze ich jest. Nie mniej, nie więcej. Mistrz i uczeń.
Always two there are. No more, no less... Master and an apprentice.
(Star Wars - Episode II: Attack of the Clones)


It's not easy being green.
(art: navyrumors)

K: Niełatwe jest bycie zielonym.
It’s not easy being green.

Y: Potężny się stałeś, Kermit. Ciemną stronę w tobie wyczuwam.
Powerful you have become, Kermit. The Dark Side I sense in you.
(Star Wars - Episode II: Attack of the Clones)

K: Rozmiar nie ma znaczenia. Czy mnie oceniasz po rozmiarze?
Size matters not. Look at me. Judge me by my size do you?
(Star Wars: Episode V The Empire Strikes Back)

...


Kermit The GORF.
(art: Dave Pryor)

K: Świetlistymi istotami jesteśmy, nie tą surową materią.
Luminous beings are we, not this crude matter!
(Star Wars: Episode V The Empire Strikes Back)

Y: Mglista przyszłość jest tego chłopca.
Clouded this boy's future is.
(Star Wars - Episode I: The Phantom Menace)

K: Niełatwe jest bycie zielonym.
It’s not easy being green.
...





GORF - Galactic Orbiting Robot Force, 1981. :)))

piątek, 8 kwietnia 2016

Kocia kołyska.

Some people fall to their feet like cats; but you are one of those who never fall at all. Others tumble about in the most unfortunate way, without any great fault of their own.
Anthony Trollope (1815-1882).

A Bokonon powiada tak: Nieoczekiwane propozycje podróży są lekcjami tańca udzielonymi nam przez Boga.
Kurt Vonnegut, Kocia kołyska.

A flood, John Everett Millais, 1870.

Rozbudzone dziecko patrzy z zainteresowaniem na niebo i drobne gałązki, na których połyskują krople wody, ciesząc się w duchu, że nie widzi już tego niskiego, zagrzybionego i okopconego sufitu. A może nawet i krowy w pokoju. Kołyska leniwie się kołysze. Można by  się zachwycić dociekliwością dziecka, ale ciężko to uczynić, mając nieco głębszy wgląd w sytuację. O czym zdaje się mieć pojęcie kot, który nie wygląda na zadowolonego, i w przeciwieństwie do małego ciekawskiego, otwiera paszczę i oczy raczej z przerażenia niż z zachwytu. Dryfujący opodal dzbanek sugeruje, że z niejednego biednego domu, woda wymyła gnój z nocników, przyjmując barwę rzadkiego brązu. W głębi obrazu widoczny dom, któremu woda weszła w okna, a po prawo pojawiają się jak wyrzut na twarzy agenta ubezpieczeniowego, dryfujący w łodzi ludzie. Millais namalował A flood, w sześć lat po wielkiej powodzi, tzw. Great Sheffield Flood, z marca 1864. Rozwój przemysłu rozwijał miasto, które potrzebowało więcej wody. Wymyślono i zatwierdzono plan budowy czterech zbiorników na wzgórzach otaczających Bradfield, około 8 mil na północny-zachód od Sheffield. Pierwsza miała być zapora Dale Dyke Dame. Prace budowlane rozpoczęto w dniu 1 stycznia 1859 r. Pod koniec lutego 1864 roku, zaledwie kilka pociągnięć pędzlem potrzeba było do ukończenia nasypu, a prace nad drugą zaporą, w Agden, już rozpoczęto. Zbiornik był prawie pełen, do krawędzi jazu brakowało raptem kilku stóp.

Dale Dyke Dam po.

W piątek , 11 marca 1864 roku, ok godziny 17.30, William Horsefield, który pracował w pobliżu zapory, skracał sobie drogę do domu idąc nasypem. Pogoda był burzliwa. W pewnej chwili zauważył pęknięcie biegnące przez nasyp, szerokości palca, ale na tyle długie, że się zaniepokoił. Poinformował innych co byli w pobliżu o swoim odkryciu i pchnięto umyślnego do Sheffield, 8 mil przypomnę, po inżyniera Gunsona. Ten przybył o 22. Popatrzył i stwierdził, że to tylko powierzchniowe pęknięcie, zapewne wynik niewielkiego osadzenia się nasypu lub od mrozu. Jasne, tylko, że w tym okresie u nich bywa ok 2 stopni, jak nie więcej. W rejestrach prowadzonych, co prawda od 1910 roku, ale to tylko 50 lat różnicy, rekord "mrozu" padł w 1962 i było to 1,9 stopnia...Wpadł na pomysł, że można obniżyć poziom wody, dla bezpieczeństwa, ale okazało się, że navvies (niewykwalifikowani robotnicy), już to zrobili otwierając zawory spustowe. Niestety, była to metoda na kilka dni. Mądra głowa Gunson wpadł na pomysł, żeby wybuchnąć otwór, który szybko odprowadzi duże ilości wody. Poczyniono parę prób z prochem. Silny wiatr i deszcz przeszkodziły geniuszowi w uratowaniu ludzkich istnień. Mając czas, Gunson poszedł jeszcze raz obejrzeć pęknięcie, które chyba się nie powiększyło, ale zwiędła mu pałka kiedy spojrzał w górę. Na tle burzowego nieba ujrzał jakby biały całun wylewający się z ciemności...Czując gwałtowną wibrację pod stopami ruszył do góry. Zdążył w ostatniej chwili. Górna część tamy runęła. Była 23.30. Wiatr duł. Sześćset pięćdziesiąt milionów galonów wody z rykiem potoczyło się w dół doliny Loxley i do Sheffield, siejąc śmierć i zniszczenie. Ludzie nie mieli czasu.

Jane Dallaway vs. Mary North.

Rozpoznanie problemu trwało od 17.30 do 23.30. Fala sprzątnęła 240 osób, 415 domów, 109 fabryk i sklepów, 64 inne budynki, 20 mostów, 4478 ogródków warzywnych, o zwierzętach i sprzętach nie wspominając. Najmłodsza ofiara miała 2 dni, najstarsza około 31324. Millais malując opierał się na sprawozdaniach prasowych, mógł z kimś ewentualnie rozmawiać, ale raczej polał trochę wody. Ktoś ponoć widział kołyskę płynącą z kotem. Był pies Rollo, który uratował się z budynku, na chwilę przed zawaleniem i to jemu jest przypisywana zasługa uratowania kołyski i dziecka. Jest jego obroża w muzeum, ale nie jest na niej napisane za co ją dostał, wiadomo, że dostał ją po powodzi i jest własnością C. Walkera. No i jest sprawa  Jane Dallaway vs. Mary North. Nie wiadomo którą ona jest. Przypuszcza się, że jest to Jane, która  miała 4 latka podczas powodzi, albo Mary, której rodzice powiedzieli, że jest "dzieckiem z kołyski". Kto mówi prawdę? Licho wie. Mam jeszcze jeden trop i to całkiem prawdopodobny, tylko kiepsko by wyglądał na płótnie. Była pewna Mrs. Kirk z Damflask, która wróciła się żeby uratować swojego kota i psa. Pies nie umiał pływać i wylądował w kołysce, kot w nogach. Mokry pies wyglądał jak brzydkie dziecko, kot jak kot, a ona jak mokry pies pchający, czy trzymający się kołyski tudzież innego koszyka. Ale to szczegół. 


 Mrs. Kirk z Damflask. 


Millaisa można by posądzić o zaczerpnięcie motywu z dzieła  Lawrence Alma-Tademy, skoro to drugie powstało 14 lat wcześniej, czemu nie. Ale to było też i osiem lat przed powodzią. Czyli nie musiał go wcale widzieć, a mógł wiedzieć coś. Obaj mogli wiedzieć coś, skoro namalowali w zasadzie to samo. Mallais co prawda trąci zaściankiem, u Alma-Tademy natomiast wygląda to bardziej morsko, nawet słono. Nie widziałem żeby z jakiegokolwiek okrętu przy zatonięciu wypływała kołyska w towarzystwie dzbanka, już nie mówiąc o kocie. No, beczki to tak. Morze może też zaporę przerwać. A jak już to gdzie? Trop wiedzie do drewniaków, na poldery. Bóg stworzył świat, ale oni swój kraj. Jak się to o nich mówi. W średniowieczu połączoną w jedną, delty Mozy i Renu, zagospodarowano. W 1270 ukończono gigantyczny polder Zuidhollandse Waard o powierzchni 42,5 tys. ha. Rzeki jak politycy dostały swoje koryta, wąskie bo wąskie, ale własne. Do otwartego morza było około 30 kilometrów. Ludzie nauczyli się żyć z zimowymi sztormami czy przypływami, podnoszącymi poziom wody. Co prawda mieli powody do niepokoju, wiadomo konserwacja i takie tam, a do tego południowo-zachodni odcinek tamy był na dość niestabilnym podłożu, co w połączeniu z żywiołem morskim mogło spędzać sen z powiek. Mogło, ale nie spędzało. Do tego nie było nic w kasach miejskich, gdyż wszystko szło na wojnę Haka i Dorsza (1350-1490), którą rozpoczęła rywalizacja mamy z synkiem o władzę, a później to już pewnie nikt nie pamiętał o co poszło. Pieniędzy na remont tylko nie widziano.

The Inundation Of The Biesbosch in 1421, Lawrence Alma-Tadema, 1856.


18 listopada 1421, w dzień św. Elżbiety, zobaczono natomiast taki pokaz żywiołu, jakiego jeszcze nie widziano. Rozwścieczone morze, nikt nie lubi być lekceważony, podmyło niepełnosprawną zaporę, która się zawaliła wieczorem. Przez wyrwę runęły masy wody niszcząc wszystko co napotkały na swojej drodze. W jednej chwili polder został zatopiony. Zginęło od 2 do 10 tysięcy ludzi (ok. 6000), zniknęło z powierzchni ziemi 70 miejscowości, w tym spore miasteczko Sliedrecht. Mnisi z klasztoru Einstein i Heisterbach, którzy podróżowali do Dordrecht, widzieli pływające trupy krów i ludzi, rodziny na dachach, nocniki i inne utensylia kuchenne, no i kota szaleńczo skaczącego w kołysce, żeby utrzymać równowagę i uratować ją. Ci którym udało się ocaleć, pozbawieni dorobku życia, tułali się po okolicy, rabując tych, których natura oszczędziła. Nic co ludzki nie jest mi obce, w szczególności bliźniego. Geertruidenberg i Dordrecht, dwa miasta, które brały udział w bratobójczych walkach  Haków i Dorszy, oczywiście jako przeciwnicy, rozdzieliła w końcu natura. Długie lata spod wody wystawały kikuty domów i kościelne wieże. Po malowniczych wioskach i żyznych terenach uprawnych pozostały trzcinowiska, zarośla turzycy, wierzby, rzeczki i dziczejące kanały. Ale głównie trzcina, którą okoliczni mieszkańcy wykorzystywali do wyplatania koszy, łodzi, domów. Stąd nazwa Zarośla Trzcin (Biesbosch). Do końca XIX wieku, Holendrzy odzyskali po powodzi św. Elżbiety, 335 km2, na pozostałych 90 powstał park narodowy. Według legendy z powodzi miało się tylko uratować dziecko w kołysce, którą sterował kot, i pilnował żeby się nie wywróciła, a od miejsca w którym przybili do brzegu wzięło nazwę Kinderdijk.

Kapitan Kot.

niedziela, 14 lutego 2016

Dzień św. Walniętego.

Boxing match , Melvin Jones (Jerry Lewis), Sailor Beware, 1952.
Cudowna praca nóg! I w ogóle...Taniec śmierci!

Tak mi się skojarzyło z walką "Wściekłego Byka" LaMotty i "Sugar" Ray Robinsona, która to walka została ochrzczona "Masakrą w dniu Św. Walentego". Odbyła się ona właśnie 14 lutego 1951, i była jatką kiedy "Sugar" Ray masakrował LaMottę, gdy ten już nie był w stanie się bronić. Sama nazwa nawiązywała do wydarzeń z 1929, wtedy to,w Walentego, chłopaki Ala Capone, rozwalili sześciu chłopaków z gangu Georga "Bugsa" Morana.

Jake "Bronx Bull" LaMotta vs "Sugar" Ray Robinson, 13th Round.




PS Nie mam nic do Walentynek, po prostu jestem tradycjonalistą i wolę Kupalnockę. Oczywiście jestem jak najbardziej za okazywaniem sobie miłości!

(?)

sobota, 8 sierpnia 2015

Niebieskie koty.

Siedmiu samurajów.*

Drzewo pragnień.*

Marsz wyzwolicieli.*

Korea Północna - jeden dzień z życia.*

Carpe diem.*

Das boot.*


Rys. Irina Zeniuk (tu).
* Tekst, Ja.

środa, 1 lipca 2015

Witkacy na wakacje.

Wakacje! Nie muszę odprowadzać moich wyrzutów do szkoły. I mogę nic nie robić. No...Z pewnymi wyjątkami, określonymi przez czas i przestrzeń. Zrobiłem szklaneczkę łiski. Przed dwunastą. Sic! Ha ha! Nie, nie wydmuchałem jej, choć znam film o Jakubie szklarzu. Ostatnią, po wczorajszym pogromie najbliższych z butelki. I tych inszych, których nie pomnę, oko mam podzelowane, łeb rozbity, garnitur potargany, i korona gdzieś zgubiona...Coś mi się przypomina jak w lustro łypnę. Kredens ruszył na mnie galopem, przyobleczony w błyski szybek i podzwaniający srebrnymi sztućcami, jak kowboj, skradający się kaczym chodem do baru w salonie.

Tak pije kobieta rasowa i dobrze wychowana, Witkacy, Zakopane 1926.

Larum grają! Nieprzyjaciel bez gaci! A Ty się nie zrywasz?! Szabli nie chwytasz?! Na koń nie wsadzasz?!Co się stało z tobą, żołnierzu? Zaliś swej dawnej przepomniał niecnoty...To było jak natura się upomniała o swoje. Poszedłem do toalety. Otwieram drzwi, wchodzę i patrzę...A tu jakaś laska siedzi na muszli i się uśmiecha. "O, pardon!", powiedziałem. Skorzystałem z umywalki, nie myjąc rąk, i wyszedłem, z niejasnym przekonaniem, że brakuje żółtej szczoteczki do zębów. Obierając kurs właściwy, na swoje drzwi i mieszkanie, zakonotowałem sobie: "Kupić żółtą szczoteczkę do zębów". W domu też jej nie było.

Tak jedzą tamci i tak przypatrują mi się Ci, Witkacy, Zakopane 1926.

Nie tylko kaczka na dziko pod wódeczkę, z Saskiego, ale i wyjazdy dalsze. W szczenięcych latach, to wyprawa na Pigalak była już przeżyciem wielkim, gdzie kobiety o przywiędłych pożądaniach, ukazywały absolutny brak zasad moralnych pod rozchylonymi płaszczami. Kajtki naszpikowane opowieściami przedwojennymi, okupacyjnymi, powstańczymi i powojennymi, odkrywały na nowo stare miejsca, gdzie na ten przykład unosił się duch Burmajstra. Burmajster, przywódca "bandy" bikiniarzy, miał ze swoimi na dzwonnicy św. Barbary oddawać się działalności wywrotowej i słuchać jazzu. 20 lat miał. Kara śmierci. Ale i wesołe były historie, jak Natakera towarzysza przypadek, członka dzielnicowego PZPR-u. Idąc on Królewską, zobaczył  napis kredowy na trotuarze: "Precz z komunistami. Niech żyje USA". Jako poprawny zaczął go ścierać butami. Wtem, podszedł do niego młody człowiek, manipulując ręką w kieszeni, jakby miał tam klamkę, i rzekł: "Jeśli ci życie miłe, to uciekaj stąd szybko". Towarzysz zrobił jak mu kazano, ale oczywiście jak najszybciej poinformował odpowiednie organa. 

Pejzaż australijski, Witkacy, 1918.

Najlepiej było zebrać się w paru i jak stali, tak poszli do pociągu. Wsiadało się do tego, który akuratnio stał na peronie. Jak źle poszło to na zachodnim był już koniec, przy czem źle nie działo się ciągle. I tak, można było z marszu nad morzem się znaleźć, po drodze zawiązując ciekawe lub intymne znajomości, w rytm "tak-to-to, tak-to-to...". To zdrówko! Bałtyk nie Adriatyk, nie ma czego żałować. I tylko ludzie się zmienili. Drzewniej to takiemu siedzącemu pod smażalnią, zostawiono na stole resztki ryby i frytek, niech zje sobie;) Dziś, dres zrzuci na ziemię i podepcze tak, że pies nie weźmie. I był taki jeden, "Marynarz" go zwali, dał chłopakom sprzątając zarobić, na bilet do domu. Kupili bilety i wrócili pokazać, bo taka była umowa. Napili się tego wieczoru i nażarli. Ech, kurczę blade, przecież pejzaże australijskie powstały w Zakopanem.

Pejzaż australijski, Witkacy, 1918.

Ale, że zaoszczędzili, to w Działdowie skończyła się kolejka. Trzeba było zorganizować stopa. Gdzie szosy biała nić, tam śmiało bracie wyjdź. I nie martw się co będzie potem. Świeciło słońce, nie za bardzo, akurat na wprost, koniec drogi połyskiwał łagodnie, bo asfalt był tłusty. Trafił się taki jeden, Tarpan, co warzywa woził. Dowodziła nim kierownica, dama, w sile wieku, mocna i zdrowa,  która nowalijki lubiła. Szklarnię też miała. Dni kilka, zajęło im ogarnięcie płodów natury. Melony i schaby...Kiełbaski zakrapiane wódeczką na ognisku. Na Żeraniu zakończyła się przygoda. Każdy wracał z piękną dynią. Może cię właśnie rżną i skrobią w tej chwili. Mój Boże – co bym dał, aby to widzieć!!!

Nena Stachurska, Witkacy, 1929.

Ale pecha mam. Wczoraj, kiedy robiłem pipi w lesie i zapatrzyłem się na krajobraz, bąk koński uciął mnie w kutasa. Spuchło to jak balon i myślałem, że odpadnie. Ale jodyna i Staroniewicz uratowali to cenne utensylium dla przyszłych pokoleń. Dziś jest tylko czerwone, ale może jeszcze odpadnie. Jak odpadnie, to Ci przyślę w formalinie.




Czas zrobił swoje. Spodnie wytarte, buty stare...I wiatry niosą mnie. Częściej czasem, przy stole, niż w drodze...


Krajka.


PS Jak wakacje, to tylko z Mikołajkiem! No bo co, kurczę blade!





niedziela, 1 lutego 2015

Zlali Mi Się Do Środka...

Jacob de Gheyn II, Four Studies of Frogs, 1600.


-Czy mała zielona żabka
może być prostytutką?
-Czy mała zielona pluszowa żabka
może być prostytutką?
-Czy mała zielona pluszowa żabka, która już
spleśniała, może być prostytutką?

- Nie, nie, nie.


Lopez Mausere.

piątek, 2 stycznia 2015