Some people fall to their feet like cats; but you are one of those who never fall at all. Others tumble about in the most unfortunate way, without any great fault of their own.
Anthony Trollope (1815-1882).
A Bokonon powiada tak: Nieoczekiwane propozycje podróży są lekcjami tańca udzielonymi nam przez Boga.
Kurt Vonnegut, Kocia kołyska.
A flood, John Everett Millais, 1870.
Rozbudzone dziecko patrzy z zainteresowaniem na niebo i drobne gałązki, na których połyskują krople wody, ciesząc się w duchu, że nie widzi już tego niskiego, zagrzybionego i okopconego sufitu. A może nawet i krowy w pokoju. Kołyska leniwie się kołysze. Można by się zachwycić dociekliwością dziecka, ale ciężko to uczynić, mając nieco głębszy wgląd w sytuację. O czym zdaje się mieć pojęcie kot, który nie wygląda na zadowolonego, i w przeciwieństwie do małego ciekawskiego, otwiera paszczę i oczy raczej z przerażenia niż z zachwytu. Dryfujący opodal dzbanek sugeruje, że z niejednego biednego domu, woda wymyła gnój z nocników, przyjmując barwę rzadkiego brązu. W głębi obrazu widoczny dom, któremu woda weszła w okna, a po prawo pojawiają się jak wyrzut na twarzy agenta ubezpieczeniowego, dryfujący w łodzi ludzie. Millais namalował A flood, w sześć lat po wielkiej powodzi, tzw. Great Sheffield Flood, z marca 1864. Rozwój przemysłu rozwijał miasto, które potrzebowało więcej wody. Wymyślono i zatwierdzono plan budowy czterech zbiorników na wzgórzach otaczających Bradfield, około 8 mil na północny-zachód od Sheffield. Pierwsza miała być zapora Dale Dyke Dame. Prace budowlane rozpoczęto w dniu 1 stycznia 1859 r. Pod koniec lutego 1864 roku, zaledwie kilka pociągnięć pędzlem potrzeba było do ukończenia nasypu, a prace nad drugą zaporą, w Agden, już rozpoczęto. Zbiornik był prawie pełen, do krawędzi jazu brakowało raptem kilku stóp.
Dale Dyke Dam po.
W piątek , 11 marca 1864 roku, ok godziny 17.30, William Horsefield, który pracował w pobliżu zapory, skracał sobie drogę do domu idąc nasypem. Pogoda był burzliwa. W pewnej chwili zauważył pęknięcie biegnące przez nasyp, szerokości palca, ale na tyle długie, że się zaniepokoił. Poinformował innych co byli w pobliżu o swoim odkryciu i pchnięto umyślnego do Sheffield, 8 mil przypomnę, po inżyniera Gunsona. Ten przybył o 22. Popatrzył i stwierdził, że to tylko powierzchniowe pęknięcie, zapewne wynik niewielkiego osadzenia się nasypu lub od mrozu. Jasne, tylko, że w tym okresie u nich bywa ok 2 stopni, jak nie więcej. W rejestrach prowadzonych, co prawda od 1910 roku, ale to tylko 50 lat różnicy, rekord "mrozu" padł w 1962 i było to 1,9 stopnia...Wpadł na pomysł, że można obniżyć poziom wody, dla bezpieczeństwa, ale okazało się, że navvies (niewykwalifikowani robotnicy), już to zrobili otwierając zawory spustowe. Niestety, była to metoda na kilka dni. Mądra głowa Gunson wpadł na pomysł, żeby wybuchnąć otwór, który szybko odprowadzi duże ilości wody. Poczyniono parę prób z prochem. Silny wiatr i deszcz przeszkodziły geniuszowi w uratowaniu ludzkich istnień. Mając czas, Gunson poszedł jeszcze raz obejrzeć pęknięcie, które chyba się nie powiększyło, ale zwiędła mu pałka kiedy spojrzał w górę. Na tle burzowego nieba ujrzał jakby biały całun wylewający się z ciemności...Czując gwałtowną wibrację pod stopami ruszył do góry. Zdążył w ostatniej chwili. Górna część tamy runęła. Była 23.30. Wiatr duł. Sześćset pięćdziesiąt milionów galonów wody z rykiem potoczyło się w dół doliny Loxley i do Sheffield, siejąc śmierć i zniszczenie. Ludzie nie mieli czasu.
Jane Dallaway vs. Mary North.
Rozpoznanie problemu trwało od 17.30 do 23.30. Fala sprzątnęła 240 osób, 415 domów, 109 fabryk i sklepów, 64 inne budynki, 20 mostów, 4478 ogródków warzywnych, o zwierzętach i sprzętach nie wspominając. Najmłodsza ofiara miała 2 dni, najstarsza około 31324. Millais malując opierał się na sprawozdaniach prasowych, mógł z kimś ewentualnie rozmawiać, ale raczej polał trochę wody. Ktoś ponoć widział kołyskę płynącą z kotem. Był pies Rollo, który uratował się z budynku, na chwilę przed zawaleniem i to jemu jest przypisywana zasługa uratowania kołyski i dziecka. Jest jego obroża w muzeum, ale nie jest na niej napisane za co ją dostał, wiadomo, że dostał ją po powodzi i jest własnością C. Walkera. No i jest sprawa Jane Dallaway vs. Mary North. Nie wiadomo którą ona jest. Przypuszcza się, że jest to Jane, która miała 4 latka podczas powodzi, albo Mary, której rodzice powiedzieli, że jest "dzieckiem z kołyski". Kto mówi prawdę? Licho wie. Mam jeszcze jeden trop i to całkiem prawdopodobny, tylko kiepsko by wyglądał na płótnie. Była pewna Mrs. Kirk z Damflask, która wróciła się żeby uratować swojego kota i psa. Pies nie umiał pływać i wylądował w kołysce, kot w nogach. Mokry pies wyglądał jak brzydkie dziecko, kot jak kot, a ona jak mokry pies pchający, czy trzymający się kołyski tudzież innego koszyka. Ale to szczegół.
Mrs. Kirk z Damflask.
Millaisa można by posądzić o zaczerpnięcie motywu z dzieła
Lawrence Alma-Tademy, skoro to drugie powstało 14 lat wcześniej, czemu nie. Ale to było też i osiem lat przed powodzią. Czyli nie musiał go wcale widzieć, a mógł wiedzieć coś. Obaj mogli wiedzieć coś, skoro namalowali w zasadzie to samo. Mallais co prawda trąci zaściankiem, u Alma-Tademy natomiast wygląda to bardziej morsko, nawet słono. Nie widziałem żeby z jakiegokolwiek okrętu przy zatonięciu wypływała kołyska w towarzystwie dzbanka, już nie mówiąc o kocie. No, beczki to tak. Morze może też zaporę przerwać. A jak już to gdzie? Trop wiedzie do drewniaków, na poldery. Bóg stworzył świat, ale oni swój kraj. Jak się to o nich mówi. W średniowieczu połączoną w jedną, delty Mozy i Renu, zagospodarowano. W 1270 ukończono gigantyczny polder Zuidhollandse Waard o powierzchni 42,5 tys. ha. Rzeki jak politycy dostały swoje koryta, wąskie bo wąskie, ale własne. Do otwartego morza było około 30 kilometrów. Ludzie nauczyli się żyć z zimowymi sztormami czy przypływami, podnoszącymi poziom wody. Co prawda mieli powody do niepokoju, wiadomo konserwacja i takie tam, a do tego południowo-zachodni odcinek tamy był na dość niestabilnym podłożu, co w połączeniu z żywiołem morskim mogło spędzać sen z powiek. Mogło, ale nie spędzało. Do tego nie było nic w kasach miejskich, gdyż wszystko szło na wojnę Haka i Dorsza (1350-1490), którą rozpoczęła rywalizacja mamy z synkiem o władzę, a później to już pewnie nikt nie pamiętał o co poszło. Pieniędzy na remont tylko nie widziano.
The Inundation Of The Biesbosch in 1421, Lawrence Alma-Tadema, 1856.
18 listopada 1421, w dzień św. Elżbiety, zobaczono natomiast taki pokaz żywiołu, jakiego jeszcze nie widziano. Rozwścieczone morze, nikt nie lubi być lekceważony, podmyło niepełnosprawną zaporę, która się zawaliła wieczorem. Przez wyrwę runęły masy wody niszcząc wszystko co napotkały na swojej drodze. W jednej chwili polder został zatopiony. Zginęło od 2 do 10 tysięcy ludzi (ok. 6000), zniknęło z powierzchni ziemi 70 miejscowości, w tym spore miasteczko Sliedrecht. Mnisi z klasztoru Einstein i Heisterbach, którzy podróżowali do Dordrecht, widzieli pływające trupy krów i ludzi, rodziny na dachach, nocniki i inne utensylia kuchenne, no i kota szaleńczo skaczącego w kołysce, żeby utrzymać równowagę i uratować ją. Ci którym udało się ocaleć, pozbawieni dorobku życia, tułali się po okolicy, rabując tych, których natura oszczędziła. Nic co ludzki nie jest mi obce, w szczególności bliźniego. Geertruidenberg i Dordrecht, dwa miasta, które brały udział w bratobójczych walkach Haków i Dorszy, oczywiście jako przeciwnicy, rozdzieliła w końcu natura. Długie lata spod wody wystawały kikuty domów i kościelne wieże. Po malowniczych wioskach i żyznych terenach uprawnych pozostały trzcinowiska, zarośla turzycy, wierzby, rzeczki i dziczejące kanały. Ale głównie trzcina, którą okoliczni mieszkańcy wykorzystywali do wyplatania koszy, łodzi, domów. Stąd nazwa Zarośla Trzcin (Biesbosch). Do końca XIX wieku, Holendrzy odzyskali po powodzi św. Elżbiety, 335 km2, na pozostałych 90 powstał park narodowy. Według legendy z powodzi miało się tylko uratować dziecko w kołysce, którą sterował kot, i pilnował żeby się nie wywróciła, a od miejsca w którym przybili do brzegu wzięło nazwę Kinderdijk.
Kapitan Kot.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz