czwartek, 14 lipca 2016

Liliput w krainie guliwerów.


...ale mam za to największego kota.
(Fot. Harry Kerr)

Henry Behrens, najmniejszy człowiek świata, w swoich czasach, był zarazem posiadaczem największego kota na świecie. Gdyby to był Maine Coon, to by pewnie na nim galopował. Jak ma się 76.2 cm wzrostu to można tańczyć ze swoim ulubieńcem, jak to zaprezentował Henry, 26 października 1956 roku, przed swoim mieszkaniem, w Worthing, jakieś południowe wybrzeże Anglii. Kot prezentuje się wspaniale, w swoim grubym i lśniącym futrze. Wygląda na bardzo przywiązanego i ostrożnego, przypominając wyglądem melanistycznego lamparta, co lubi przekąski. Henry nie zapominał o tym kim jest i jak wygląda, ale było to dla niego pancerzem.

Nierozumiem. Czemu ludzie chcą mieć większe kuchnie...
(Fot. Harry Kerr)

Nie unikał ludzi i był przyzwyczajony do tego, że patrząc w dół zastanawiali się, co też tam widać. Pracował w szoł biznesie, sporo podróżował z trupą cyrkową Burton Lester’s Midget Troupe, pewne zdolności i wesoły charakter tylko mu ułatwiały bycie klownem. Jak na powojenną Anglię, to całkiem niezła kuchnia, sprawia wrażenie dużej. I te trzy krany! Pewnie miał ciepłą wodę, zimną i letnią.. Czego chcieć więcej. Pani małżonka, choć z pewnej wyższości, była mu wsparciem, mimo że mniej była kontaktowa z guliwerami i kot też wygląda raczej na zadowolonego, z warunków w jakich przyszło mu żyć, i miejsca może nie na zapiecku, ale zawsze eksponowanego. Nie rozmiar, a ciepło rodzinne się liczy.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz