poniedziałek, 26 stycznia 2015

Oaza (Oasis).

Fot. Brykiet Noga.


Jak skończyłem robić zdjęcie (to właśnie), musiałem się rozciśnieniować, bynajmniej nie seksualnie. W trakcie, ale już pod koniec, zjawiło się dwóch panów policjantów. Podeszli, cicho jak śmierć, i się zapytali co robię...?! A co ja mogłem odpowiedzieć w sytuacji jednoznacznej?! Powiedziałem, że ratuję zieleń miejską...! Ale...Tu konsternacja. Sika pan na mur. I tak spryciarz rozkminił podlewanie. Ja na to, że nie jestem chamem i sikać na chodnik nie będę. A, że tu mam koryto wyschniętej rzeki, pokazuję na pęknięty beton, nie używałem terminów (po co zaogniać sytuację), to lutuję do źródła, a stąd już samo popłynie do oazy. On: Hmmm...A nie lepiej foczki na plaży smarować? Muszę przyznać, że w tym momencie rozmarzyłem się. Dobry jest. Ja coś dalej o pustyniach i biednych roślinkach...On chrumczy...To ja nagle, że jak psy sobie jaja liżą na ulicy i publicznie dupy wąchają to jest dobrze...Na takie dictum acerbum się tylko zmarszczył i zapytał czy jestem pijany? Powiedziałem, że nie. On, dobrze. 200!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz