W restauracjach, w przerwach i na zebraniach, w zakładach pracy czy innych urzędach wyciskających z ludzi sok, w szkołach gdzie ten sok dojrzewał i był uzdatniany, byli miłośnicy ekwilibrystyki smakowej. Co do szkoły to jestem pewien, bo często byłem w sekretariacie, tudzież w gabinecie pani dyrektor, gdzie podczas długich chwil mogłem się spokojnie zapoznawać z wystrojem i sprzętami znajdującymi się w tych pomieszczeniach, jak i budującymi, gorącymi przemowami skierowanymi do mojej marności. Nie pamiętam czy to właśnie tam, czy u starego w montażowni, a może u wujka w serwisie AGD, na pewno nie w domu, spotkałem się z kawą w szklance bez ucha, na spodeczku.
Jeśli nie było spodeczka, to był przynajmniej złoto-brązowy okrążek na jakiejś fintifluszce, wskazujący miejsce gdzie mógłby się on ewentualnie znajdować. Jeśli było więcej krążków, znaczyć to mogło, że odbyła się nieautoryzowana narada.W zestawie stołowym nieodłącznym elementem był jeż z filtrów, zdarzał się też spławik, ale to rzadko bo warstwa mułu znajdująca się na dnie szklanki, często była wykorzystywana wtórnie. Dolewki. To pozwalało cieszyć się deficytowym smakiem o wiele dłużej, nawet kilkukrotnie przedłużając przyjemność, delektując się wolnym czasem w pracy, jak jakiś dyrektor. Gabaryty naczynia pozwalały uzyskać dużą ilość czarnego nektaru, co było gwarantem jeszcze dłuższych narad. Przezroczystość naczynia dawała wgląd w hojność sypnięcia, co było istotne podczas wizyty w innym pionie, i pokazywało czy gospodarz kogoś faworyzuje albo, że mu się obecnie powodzi lepiej. Gęsty kożuch świadczył o tłustym, solidnym wkładzie. Ślady po piance na ściankach, tworząc układ stratygraficzny pozwalały określić, częstotliwość i wielkość siorbnięć.
Miś, Stanisław Bareja, 1980.
Kelnerka: Dwie kawy i dwie wuzetki… I co jeszcze?!
Ola: Dlaczego „dwie kawy i dwie wuzetki”?
Kelnerka: Kawa i wuzetka są obowiązkowe dla każdego! Bijemy się o „Złotą Patelnię”!
Miś: Dobrze! Pani pozwoli – dwa razy zestaw obowiązkowy.
Kelnerka: Szatnia też jest u nas obowiązkowa!
Smaku kawy nie należało zmywać. W celu zachowania higieny i czystości w miejscu pracy, w zgodzie z przepisami BHP, szklanka była przepłukana wodą a błoto odwirowane, przeciągając palcem po wewnętrznej jej stronie usuwano większe ciała stałe. Po tych zabiegach wlewano do środka w celu odkażenia, preparat spirytusowy, którym następnie płukano jamę ustną. Można było robić kolejną kawę. I się zawsze wpadało na kawkę w gości. Jeden chciał się pochwalić, że ma coś ekstra z paczki albo, że wystał w tasiemcowej kolejce, a drugi, że bardzo chętnie, nie odmówię ;). Pamiętam ten zapach mielonej w domu, w takiej nakładce na robota kuchennego. Jeszcze gorącą wyciągałem, zbitą na twardo. Mama sobie robiła, ja niuchałem. Srebrna torebka, z ziarenkami i filiżanką społem, ekstra - selekt. I wszystko pięknie, tylko skąd pomysł żeby lać wrzątek do naczynia bez ucha? W szklanicy lub śklenicy dawniej pito piwo, ewentualnie miód i wino, ale to się piło raczej na zimno. Tylko, że wtedy objętość szklenicy to było trzy razy dzisiejsza szklanka. No, taka kawka to by i zdechlaka poderwała. Rozumiem jakaś porcelana czy ceramika, lepiej trzyma ciepło, ale szklanka i to bez ucha? Tak wiem, były koszyczki...Ale w koszyczku nosiłem jajka do poświęcenia.
Fot. Brykiet Noga.
Swojego czasu piłem trochę kawy, nie wiem czy to dużo, coś około 500g na tydzień. Nie piłem dla kopa, bardziej smakowo, zamiast herbaty. Parzone w tygielku, kafeterce, z kardamonem i na dziki wsyp. Później mi przeszło, i w ogóle nie piłem kawy. Wróciłem do tego procederu wygrzebawszy z rupieci ręczny młynek do kawy. Tylko ziarenka, żadne inne. Najgorsze ziarenka są lepsze od różnych sypanych. Rozpuszczalników nie pijam. I lubię sobie usiąść i pokręcić korbą, słysząc z młynka suchy chrzęst sztucznych rzęs, przy rozchodzącym się leniwie aromacie świeżo zmielonej kawy. Z miedzianego jest do popijania, jak się zamontuje płomyk w kółku.
Z mosiężnego kawa idzie do wypicia na raz, w sensie bez dyskusji bo i tak gęba ciastem zapchana, i tak z niego wychodzą dwie małe filiżanki. Trochę większe od pudełka z filmem.
Fot. Brykiet Noga.
A kawę to parzę około godziny. W "żółtym". Trzy łyżki cukru, na sucho, brązowego. Robię karmel. Bardziej lub mniej, kwestia smaku. Wolę mniej, za bardzo lub przypalony nadaje kawie goryczki. Wlewam wodę, do tego paska na brzuścu. Zagotowuję. Wsypuję trzy łyżki kawy. Więcej wody nie daję, bo kawa się podnosi, to raz, a dwa, akuratnio starcza mi na dwie małe. Doprowadzam do wrzenia trzy razy. Po każdym daję trochę odetchnąć kawie. Na małym ogniu zostawiam na minimum 45 minut. Posłodzić ;) Jak mi się chce robię bitą śmietanę, a na nią ścieram czekoladę gorzką 90%. Lubię do tego szarlkotkę z cortlandów. Też ukręconą ręcznie. I muzyka.
Mechanicy Szanty, Sześć błota stóp (Six Feet of Mud).
Sześć błota stóp, sześć błota stóp,
Sześć błota stóp, sześć błota stóp...
Uderz w bęben już, bo nadszedł mój czas.
Wrzućcie mnie do wody, na wieczną wachtę trza, tam gdzie...
Sześć błota stóp, sześć błota stóp,
Dziewięć sążni wody i sześć błota stóp.
Ściągnijcie flagę w dół, uszyjcie worek mi,
Dwie kule przy nogach, ostatni ścieg bez krwi, no i...
Sześć błota stóp, sześć błota stóp...
Uderz w bęben już, bo nadszedł mój czas.
Wrzućcie mnie do wody, na wieczną wachtę trza, tam gdzie...
Sześć błota stóp, sześć błota stóp,
Dziewięć sążni wody i sześć błota stóp.
Ściągnijcie flagę w dół, uszyjcie worek mi,
Dwie kule przy nogach, ostatni ścieg bez krwi, no i...
Sześć...
Ostatnia salwa z burt, po desce zjadę w mig,
Lecz najlepszy mundur nie musi ze mną gnić, tam gdzie...
Sześć...
Żegnajcie bracia mnie już ostatni raz,
Ostatnie modły za mą duszę zmówcie wraz, tam gdzie...
Ostatnia salwa z burt, po desce zjadę w mig,
Lecz najlepszy mundur nie musi ze mną gnić, tam gdzie...
Sześć...
Żegnajcie bracia mnie już ostatni raz,
Ostatnie modły za mą duszę zmówcie wraz, tam gdzie...
Sześć...
Moje wolne miejsce i hamak pusty też
Niech wam przypomina, że każdy znajdzie się, tam gdzie...
Moje wolne miejsce i hamak pusty też
Niech wam przypomina, że każdy znajdzie się, tam gdzie...
Sześć...
Na wachcie więcej już nie ujrzycie chyba mnie,
Kończę ziemską podróż, do Hilo dotrę wnet, tam gdzie...
Na wachcie więcej już nie ujrzycie chyba mnie,
Kończę ziemską podróż, do Hilo dotrę wnet, tam gdzie...
Sześć...
Ląd daleko jest, przed wami setki mil,
A mnie pozostało do lądu kilka chwil, no i...
Ląd daleko jest, przed wami setki mil,
A mnie pozostało do lądu kilka chwil, no i...
Sześć...
I taka wersja:
Six Feet of Mud
(Cyril Tawney)
Roll on the drums, oh! me time has come
Let's get it over with before I start to hum in...
Six feet of mud, six feet of mud,
Nine fathoms of water and six feet of mud.
Haul down the flag and sew up the bag
One consolation-the wife can't nag me in...
Six feet...
Fire the last salute and slide me down the chute
But don't send me overboard in me tiddly suit into...
Six feet...
Sound the last post and pray for me ghost
For in three day's time I'll be washed up on the coast...
from Six feet...
There's a billet to let and I hope you don't forget
To break the news to Greenburgh's I'm in Crown debt...
in Six feet...
In a year on this tub it's me first green rub
And there ain't a man among you can do me a sub...
in Six feet...
I said to the doc "It's a race against the clock
'Cos in three hours time we'll be in dry dock
without the Six feet...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz