niedziela, 20 grudnia 2015

W oparach zakupów.

Zakupiłem aparat. Już drugi dzień siedzę i szlifuję szkło pastą polerską. Ręcznie, wacikiem higienicznym. Rysy były takie, że pewnie pranie jak na tarze dałoby się strzelić. Rysy pozostały. Próbowałem wyregulować, ale nie trzyma czasu. Ogólnie w świetnym stanie. Koperta stalowa, ale bardziej mi się podoba w lengłydżu nazwa, gun metal case. Muszę się pokręcić, to może uda mi się zdjęcie zrobić. Jak derwisz...A w ogóle to nie chciałem kupować tego aparatu. Udało mi się zrobić zdjęcia, to mogę opisać historię.

Fot Brykiet Noga.

Poleruję szkło nadal, trzeci dzień, a ten dzień to 13 grudnia był. Stary też polerował wtedy szkło. To co widać na cyfrach, zarysowania, tak naprawdę to na szkle. Cyferblat oczyściłem z farby fluorescencyjnej, na każdej godzinie kropka była, i wypełnienie wskazówek. Była brudna, nie fluo i pokruszona. Zegarek przeczyszczony, i regulowany. Doszedłem do 5 min straty, na wie doby. Szkło teraz jest gładkie, tylko rysy widoczne. Ale dam radę, ręcznie. Przy okazji kupiłem aparat. Był trochę zakurzony, futerał oryginalny i w bardzo dobrym stanie, pasek oryginalny od Minolty. Bez grzybków i kurzu. Jedyna rysa przy deklu baterii. Nr 184k, czyli jak wyczytałem, coś tam skleja lustro i z czasem może się nie zgadzać. Gąbka się lepi. Ale jak sprawdziłem, że bateria robi ping...To w ogóle była przygoda, te zakupy.

Fot. Brykiet Noga.

Niedziela. Ja bardziej piątkowy, ale nic to. Lubię się pętać po starociach. Stoisko jak każde. Mydło i powidło, z przewagą staroci. Było sporo srebra, to się wampirów nie obawiałem. Sprzedaje pani i pan, ale pan właśnie zdryfował po kiełbę i bronka. Gra muzyka, jakiś fajny rock. Podbija pani w pląsach, różach, skórze, oparach i pyta czego sobie łaskawy pan życzy. Łaskawy pan: A po ile ten wiktoriański wibrator?, pytam. Nie wiem co to jest, odparła, ale pomysł do wykorzystania. I ćwierka, chrzęszcząc sztucznymi rzęsami. Zmieniam temat kontrolnie na zegarek, ten właśnie. Za 7. Biorę. Szlag by to, a potargować się? Ale już za późno. Szukam czegoś i znajduję OM10. Macam, jęczę. Ile? Za 10. To ja, oba za 10. Przesadziłem czuję. Ona, za 10 i bierzesz mnie na kiełbaskę. Spłoszyłem się lekko. 15 i się zmywam. Ona, jak chcesz...Z daleka patrzyłem sobie na stoisko, i jak wrócił facet, to zaczął łapami machać ostro. Myślę, że mu zimno i tak zabija, ale to dziwne bo ja jetem w koszulce z długim rękawem i skórze tylko. A może się kiełbasą poparzył...A muzykę długo słyszałem jeszcze. I tak mam aparat, którego nie chciałem. A szkło poleruję do dziś...I tylko krzywo na mnie patrzą już w domu, że poleruje bo pije, czy pije bo poleruje. Ale robotny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz