wtorek, 22 grudnia 2015

Latarnik.

Ludzie z niższych warstw społecznych w Chinach, kiedyś bez żadnych subtelności i skrupułów wcinali zwierzęta, które padły śmiercią naturalną, przynajmniej chcieli w to wierzyć, jak to kiedyś zauważyli podróżnicy różni, a współcześnie podróżujący pracownicy sanepidu po jadłodajniach. Biedacy zjadali żaby i szczury, suszone ich szynki  i łapki do mieszania pachnideł wystawiali na sprzedaż na ulicy, a przeciętny mieszkaniec myślał, że młoda psina nie jest złym żarciem. Ten delikates ma długą historię i to nie tylko tam, bo już Rzymianie, według Pliniusza Starszego, uważali za wyśmienitą potrawę ze szczeniąt. To, żeby nie było chudo, ale poważnie, dodam skromnie, że o tym miał ponoć wspominać jeszcze Athaneus i Galen. Wracając do ilustracji, co to ilustruje, jak w Chinach prowadzają żaby w nocy, do celu smutnego. To przypomina mi metodę mojego starego "na zająca", podczas podróży autem. Kiedy wyskoczy uchaty, należy walić w niego długimi światłami, i gazu. Tylko nie za mocno, bo z grilla nie wylezie i futro się zjara. No i nie walić w jelenia, bo grilla wtedy nie można wyciągnąć z kufra.

[...] przyszła sama do niego – przepłynęła ocean i znalazła go samotnika, na drugiej półkuli, taka kochana, taka droga, taka śliczna! We łkaniu, jakie nim wstrząsało, nie było bólu, ale tylko nagle rozbudzona niezmierna miłość, przy której wszystko jest niczym...[...] 
Litwos, "Latarnik".

Latarnik.
The costume of China: 
illustrated by sixty engravings:
with explanations in English and French
by
George Henry Mason, 

A do tego, żeby poznać różne sposoby leczenia nieinwazyjnego i bez wszechobecnej chemii, to rozdziały XXVIII - XXX, wielkiej Historii naturalnej Pliniusza, warto sobie przyswoić. Resztę też, w inszych celach. A później to już niczego się nie bać. Nie znam całości, kiedyś czytałem, teraz jestem w trakcie studiowania od nova. To co zdążyłem zastosować, skończyło się na wygnaniu mnie z domu, i "żebym kurwa nie wracał". Co prawda, to były średniowieczne specyały, no ale jak mam wytłumaczyć, że zapakowałem robactwo z ogrodu do żarcia...Zresztą, jak zauważyłem, że w sałacie którą podaję, są ślimaki, i jakoś nikt na to nie zwraca uwagi, to pomyślałem sobie, że parę chrząszczy i wielonogiej mortadeli różnicy nie zrobi. Zrobiło. Trudno...Tropiąc Pliniusza dalej, dowiadujemy się, że pewne sprawy załatwiano tabliczkami lub figurkami, które gnieciono i przebijano gwoździem, żeby wzmocnić zaklęcie. Następnie owijano je sznurem, dodawano włosy ofiary, niekiedy zaszywano w brzuchach żab i polewano krwią, po czym wrzucano do studni, zakopywano w ziemi lub wkładano do grobów tragicznie zmarłych.W celu uniknięcia pomyłki na tabliczkach nigdy nie było imienia ojca zaklinanych osób, żeby demon się nie pomyli, tylko matki, że ta jest pewniejsza...A jak się nie miało latarni i nie było głodnym, bo ból zęba dokuczał, należało sobie złapać żabę. Dnia odpowiedniego, godziny właściwej. Otworzyć jej paszczę i napluć do środka, prosząc aby ból zęba zabrała ze sobą. Puścić wolno z bólem.

Łukaszewicz, Józef, K. Pliniusza Starszego Historyi naturalnej ksiąg XXXVII; C. Plinii Secundi Historiae naturalis libri XXXVII, księgi XXVIII-XXXIII.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz