sobota, 1 sierpnia 2015

Żytnia / ul. Wyzwolenia 14 (14th Liberation Str)*.

Pamiętam to dziadostwo, kosztowało 55 000 złotych. Nie wiem czemu, ale akuratnio ta kwota mi utkwiła w głowie. To było później. Wcześniej było się harcerzem. Była sobie taka jedna drużyna, w szkole przy Złotej. Ja też w niej byłem, drużynie i szkole podstawowej. Mimo szczerych chęci, nie przypomnę sobie numeru drużyny, szukałem, ale bezskutecznie. Może przez jaki szczep? Mniejsza z tym. Będąc harcerzem robiło się różne takie akcje, jak zlot Złotego liścia, Czerwona Wola, szukanie kamienic, które były a nie są, czy odwiedzanie tych, którzy dali mięso dla maszynki. Tak poznałem panią Bytnarową. To było na Niepodległości. Była drobną, starsza panią, która robiła gówniane różyczki na agrafce. I nie jestem pewien po co, czy na handel, żeby związać lewo z prawym, czy tak po prostu, żeby coś robić. Rozmowa z nią była długa i soczysta. Wtedy zrozumiałem po raz pierwszy, że gówno wiem. I wiem to do teraz.

Fot. Brykiet Noga (14th Liberation Str).

Wracałem na Żytnią przez ZHP. Na jednym z obozów, które uwielbiałem dodam nota bene;), poznałem Ją. I choć wspólne posiedzenia nad dołem, na nieokorowanej sośnie, z koleżankami z drużyny, kolegów omijałem szerokim łukiem w tym przybytku, gdzie w atmosferze całkowitego rozluźnienia i wypróżnienia obgadywało się nieobecnych, były dla mnie jak mądre obiady u Stasia, po których czułem smutek i niedosyt, i żal, że koniec. Muszę zaznaczyć, że się czasem zastanawiałem, co one kurwa żrą? Z dużą chęcią odwiedzałem Ją. Ją poznałem w kuchni. Ja przyniosłem grzyby, a ona tam była. Śmiała się i stroiła sobie żarty ze mnie. Taki Pączek. Była niedługo. Stało się to przy moim udziale, i w trybie awaryjnym opuściła obóz. Jako chora. Klops. Zanim ją wywieźli wypucowała się gdzie mieszka. Była starsza;) Tak to to, tak to to, przez nią i jej koleżankę trafiłem do podziemi kościoła przy Żytniej. Koleżanka była figlarna i muzykalna. Przez nie trafiłem na rusztowania, które stały na tyłach kościoła, ale to było później, gdy już nie byliśmy my, gdzie wspinając się z kumplem, mogłem z nim konie kraść, odwiedzaliśmy siostrzyczki, w celu sprowadzenia ich na drogę nie tylko wypełnioną modlitwą, ale też i na dół, dokładnie do parteru, będąc zaopatrzonymi w kostkę full wino. Po którejś z wizyt, będąc w oparach L'estaca i innych, postanowiliśmy znieść mury. Zjebaliśmy się na łeb, w dodatku nie po tej stronie muru. Wezwana władza nas zabrała. W trakcie spowiedzi na Żytniej, w innym przybytku sił opatrznościowych, jak tłumaczyliśmy, że to dla ratowania jednostki, przyszłych matek Polek i na przekór kościołowi, lali ze śmiechu i kazali nam spierdalać...

I szkoda, że pewien ksiądz, T. Polak, wymyślił sobie remont. A kościół był wpisany do rejestru zabytków.
I tak, podczas remontu uległo zniszczeniu wnętrze, osmalone ogniem i postrzelane w trakcie powstania.

Stary Sizet kiedyś mówił mi -
staliśmy w bramie, był świt,
gdyśmy czekali na słońca wschód
i samochodów rósł szum.
Mówił: czy muru nie widzisz?
Wszystkich nas trzyma ten mur
Gdy nie będziemy bronić się
Zagrodzi nam każdą z dróg

Gdy uderzymy, runie mur
Nie może przecież wiecznie trwać
Na pewno runie, runie, runie
Nie pozostanie po nim ślad
Jeśli uderzysz mocno tu
A ja uderzę mocno tam
Na pewno runie, runie, runie
I wolny będzie każdy z nas

Lecz minęło już wiele lat,
Ręce mam starte do krwi,
A gdy czuję, że sił mi brak,
Mur rośnie grubszy niż był.
Wiem już że ledwie się trzyma,
Lecz ciężko ruszyć go stąd
Nawet gdy czuję przypływ sił...
Powtórz, Sizecie, pieśń swą.

Gdy uderzymy, runie mur...

Stary Sizet nie mówi nic,
Słowa porwał zły wiatr
Dokąd - on jeden tylko wie,
Ja w bramie tkwię cały czas.
I gdy przychodzą nowi wciąż
Słyszę jak rośnie mój głos
Śpiewam ostatnią Sizeta pieśń
Tę, której uczył nas on:

Gdy uderzymy, runie mur...



tekst: Lluís Llach 
przekład: Agnieszka Rurarz.


Lluís Llach, L'estaca, 1973.


Zespół Reprezentacyjny, Mur, 1987. (podziemia na Żytniej).

PS * Tytuł wpisu ma tyle wspólnego z tytułem zdjęcia, co ja ze wpisem. Przyznaje się, ze nie poradziłem sobie w tym wypadku ;).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz