Dwór Artusa, Domenico Quaglio, 1833.
Kościół Mariacki.
Żabi Kruk
(Poggenpfuhl). W głębi kościół św. Piotra i Pawła.
Dwór Artusa. Ząb diabła, po prawo na łańcuchu (fot. LK.).
Romantyczna historia. Jednakże przechodząc od romantyki do fizyki i fizjologii, ujrzymy to w nieco innym świetle. Też miłosnym. Działo się to w XVIII i XIX wieku. Była sobie pewna ulica, po której to grasowały panie lekkich obyczajów, w poszukiwaniu lepszego jutra. Tak było na ulicy Zbytki, no bo ludzie lubią nieszkodliwe psoty, figle, zbyty. Podobnie sprawa miała wyglądać po drugiej stronie Podwala Przedmiejskiego, na Żabim Kruku. Tylko, że tutaj to miały pracować panie, którym wydłużono wiek emerytalny do granic możliwości albo i dalej, i które pewnie nawet za młodu nie musiały się podobać, co pewnikiem bieda i ciężka praca bez szkolenia z zakresu BHP, tylko nadwyrężyły. Korzystanie z ich usług było tak krępujące, że interesanci, między innymi urzędnicy niskiego szczebla, a wiadomo pozycja zobowiązuje, ale portfel już mniej, przychodzili ubrani na czarno, z kapeluszem głęboko wciśniętym na oczy i postawionym kołnierzem, żeby nie zostać rozpoznanym. O obiektach swoich interesów, nie wyrażali się zbyt pochlebnie, i pieszczotliwą "żabcię" zamieniali w "żabę" lub "ropuchę". Panie natomiast o zakutanych w ciemne łachy klientach, mówiły nie inaczej jak "kruki".
Jest jeszcze jedna wcześniejsza nazwa, a mianowicie Poggenpfuhl. Dosłownie można to tłumaczyć "ropusze grzęzawisko/bajoro". Co sugeruje, że teren był podmokły, chaszcze, tataraki i inne. Nie dam głowy czy nie było tam kanału. Toponimy coś mają w sobie. Natomiast słowo "pogge", w gwarze gdańskiej miało oznaczać panią lekkich obyczajów. W skrócie. Poggenpfluh to Kurwidołek. Słowem wyjaśnienia. Pogge lub pogg, jeden słownik podaje, drugi nie. Do tego może to być dolnoniemiecki albo jakaś gwara i klops. Tak to pokrótce wygląda: Pogge - ropucha (Kröte - ropucha; Frosche - żaba); Pogg - żaba.
Ulica Kocurki (Katergasse).
Kończąc dodam, że przechodząc od Zbytków w Rzeźnicką, po chwili z tej ostatniej należało skręcić w lewo w Kocurki (Katergasse), ciekawe co na tej ulicy się wyprawiało, poza żartem o jej szerokości, że jest tak wąska, iż tylko kot się nią prześlizgnie, którą dochodziło się do Żabiego Kruka.
PS Z występów w Dworze Artusa. Z tym jednak się zgodzić można: "Kto tęgo pije, dobrze śpi, kto dobrze i dużo śpi, ten nie grzeszy, ten więc kto pije, wnijdzie do królestwa niebieskiego". Wpis jednego z uczestników bachanaliów, do księgi gości. Choć jeden Ogier, dworzanin Władysława IV, raczej się obruszył i zniesmaczył. Był i widział, a zobaczył to: "Oto stała tam i nieznużona pijatyka, bez nijakiego jedzenia. Stowarzyszenie takie bowiem od czasów dawnych utworzone, do którego ci, co chcą tam przyłączyć i wpisać, cesarskiego talara jako wstępne i dopustkę wpłacają. Oną daninę wpłaciwszy, prawo mają do dworca tego jeśli im wola i codziennie wchodzić, i przez całą noc, jeśli im tam chęć zostaje, spijać piwo, którym do siebie nawzajem przepijają. Sprzedają tam i służby swe ofiarowują onego dionizyjskiego przybytku stróże i jakoby zakrystianie w lnianych fartuchach; powagi też pełni i przystojności brodacze owi, co srebrne kubki napełniają, Danaidom w tym podobni, że kubki te raz wraz są znowu próżne." Dziennik podróży do Polski 1635-1636, Charles Ogier.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz