sobota, 8 sierpnia 2015

Szczeka kot na gumnie.

Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o kota, albo jest godzina bliska dna butelki. W sensie, zbyt późno dla mnie, za wcześnie dla nich. Martwy blues, Kruche szkło, Cienki lód, Czas ołowiu... Godzina duchów. Ten kot, albo coś innego, co wyjaśni się później, mam taką nadzieję, może nie jest duchem, ale demonem już raczej tak. Przedstawiany jest między innymi jako czarny kocur, wielkości psa podwórzowego, z gorejącymi jak węgle ślipiami. Patrząc na to oczami innych, wedle zasady: punkt widzenia zależy od tego gdzie się siedzi i na czym, wygląda to różnie. I tak, ci co siedzą w okolicach Smoleńska będą widzieli naszego demona jako barana, a ci z okolic Kostromy, to jest na wschód od Moskwy, stąd tam, nadadzą mu postać zmarłego, wysokiego mężczyzny, z długimi włosami koloru dymu, bo wiadomo zadymione gumno i ciężko go będzie wypatrzyć. Bardziej u nas, był małym dziadkiem, z metra ciętym, z długimi włosami, brodą i wąsami, który szczekał i potrafił zamienić się w kota. To mi dało do myślenia. Rozkminę taką złapałem, czy bliskość ośrodka władzy lub ośrodków będących ramieniem władzy, ma wpływ na wyobrażenie demonów wśród ludności zamieszkującej dany obszar, a jak tak, to jaki. Temat na przewód.

Owinnik, Iwan Bilibin (Gumiennik).

Nasz bohater nie jest zły, ale nie jest też dobry, za to bardzo nieprzewidywalny. Zależy to od tego, jak się go potraktuje, a charakter jego do lekkich nie należy. Z jednej strony strzeże od złego, a po chwili dostaje paranoi, że chcą go złapać i może nawet zabić. W lepszym nastroju tylko zanieczyści zboże. A, że w miejscu jego przebywania suszono ziarno i snopy, przy użyciu otwartego ognia, to bywało tak, że spaliły się zabudowania gospodarcze, chałupa a i czasem cała wieś. Kto winien, wiadomo. Gumiennik. Bo dawniej gumno było miejscem gdzie czciło się ogień, dawana Ruś. Na przełomie XIX i XX wieku ichniejsze gumna przypominały dużą stodołę z paleniskiem lub piecem. Była tam poprzeczna belka, na której podwieszano snopki, wcześniej były ustawiane dookoła paleniska. Ponoć lubi walczyć, w czym przypomina Bannika, to taki inny, który lubi się mierzyć z mężczyznami, i nie zawsze ci drudzy wygrywają. To mierzenie się. Bannik bo posiaduje w bani. W nocy siedzieć w stodole też nie wypada, bo Gumiennik musi odpoczywać, a jeśli już trzeba, należy zapytać się o zgodę. Jak już się wścieknie to na św. Kosmy i Damiana przynieś trzeba mu ciasto i koguta. Ciasto wszamie, koguta oprawi, odrąbie mu głowę i nogi, i rzuci na dach gdzie są kury. Krwią skropi wszystkie zakamarki stodoły. Inni załatwiają to delikatniej i przynoszą mu tego dnia specjalnie przygotowanej kaszy lub serdecznie dziękują. Jak się go zobaczy nie należy się żegnać, bo wtedy będzie dym. I trzeba uważać, bo Gumiennik może lewego gospodarza zamienić w Gumiennika, i wysłać go tam, gdzie takowego brakuje.

Gumiennik, Bestiariusz słowiański, 2013 (książkarozumie).

Jest jednym z ważniejszych duchów gospodarstwa, wiadomo, każdy budynek gospodarczy ma swojego "opiekuna", a tu chodzi o zboże. Główną jego strefą działalności, jak wspomniałem, jest gumno. Ma wysiadywać w jamie paleniska, można go tam wypatrzeć podczas Jutrzni Wielkanocnej. Choć czasem urządza sobie wycieczki do bani. Pewnie żeby się mierzyć. Za słaby jest natomiast na działanie w obrębie domu. Pilnuje snopów przed zawilgnięciem i żeby nie młócono przy silnych wiatrach, i przed złodziejami i innymi szkodnikami. Nie pozwala zalać stodoły i czuwa nad tym żeby w święta nie robiono. Jak gospodarz nie zastosuje się do starych praw, to konsekwencje mogą być ciężkie, kończąc na zgonie winowajcy. Jednakże i bez przyczyny potrafi być bezwzględny i zły. I jeśli bez powodu wyrządzi chłopom sporo krzywd, jest mu wtedy dobrze, klaszcze w dłonie, śmieje się i szczeka jak pies. Gdy zaś żyje się w zgodzie i harmonii z panem stodoły, ten gospodarzowi będzie pomagał. Przynosił snopki nocą, podsusza ziarno i słomę, od tego jak je poustawiał zależało ile namłóci się zboża. W trudnych chwilach chronił od diabłów i ghuli, chronił mężczyzn przed wiedźmą, a nawet od bannika. Kiedy już ziarno wymłócone a słoma sucha, należy ładnie podziękować za pomoc. Należy mu ofiarować pierwsze danie w roku które jest ze zboża.

Guniennik (?).

Jak to zawsze bywa w takich historiach, musi być drugie dno. Bo po co chodzi chłop do stodoły? Na pewno nie po to żeby się mierzyć z Gumiennikiem. I jeszcze po ciemaku. Znaleźli się i tacy, co to uważają, że w gumnie siedzi demon/duch kobiecy. Czyli Gumiennicha. Za sąsiadami z Rosji, Zharenitsa. Ognicha? Jestem cienki i tak sobie tylko kombinuję. I to dzięki niej jest gorąco w stodole, no bo snopki. Wiadomo. Mieszka w piecu, który tam się znajduje. Bije od niej światło i żar. Ci co ją widzieli, twierdzą, że wszystko świeciło i płonęło. Jak nie trzeba było suszyć, pozwalała sobie na spacery. Widywano ją po południu w ogrodzie lub w grochu. Widocznie lubi jeść groszek. Ma się wywodzić ona od kultu słońca, a dopiero później skończyła jako strażniczka ognia w gumnie.

A. Gumiennik, fot. Maciek Hanusek (fmix).

Co do nazwy, to tak to wygląda. Gumiennik - gumno (miejsce do przechowania lub młócenia zboża lub klepisko w stodole, na którym mełło się zboże); Owinnik - овин (ovin-stodoła). Przy czym tu jest rozróżnienie na: овин (stodołę) i гумно (gumno), miejsce przy stodole, klepisko, gdzie z pola zwożono snopki, a które też miało swojego ducha opiekuńczego, czyli Owinnik i Gumiennik mogli być razem. W sensie oddzielnie. Ognicha. Mój wymysł z tego terminu,  Жареница. Zastanawiałem się jeszcze nad Prażychą, ale do suszenia mi prażenie jakoś nie pasuje. Jeszcze gdzieś mi śmignęło określenie Żytnik, od żyta. No i do tego wszystkiego jestem dyletantem.


Była zimowa noc. Zimna. My byliśmy rozgrzani niedostatecznie. Między Gorcami a Jelonkami była wolna przestrzeń, kiedyś. Za Jelonkami kapusta. Wracając. Na tym polu pomiędzy, tak bardziej w głębi, była stodoła. My w tym mrozie, nie wiedząc czego szukamy, dotarliśmy do niej. Do tej stodoły. I spotkaliśmy tam Ognichę. Zabawa w środku była pierwsza klasa. Wynieśliśmy się nie wiem czemu. W sensie my, nie Ona. Odeszliśmy kroków chyba sporo. Gdy jebło blaskiem, ale takim fest i z zaskoczenia. Pole, ciemność, pustka...I światło. Poczuliśmy też żar. Odwracamy się a tu...Ognicha skacze przynajmniej do piątego piętra. Żar, że się spociłem w try-miga. Jasno, bo śnieg odbija i żadnej zasłony, a my jak kaczki na strzelnicy. Pamiętam, że pole zniknęło, i więcej nie pamiętam...;) Do domu wróciłem kiedyś.

KSA, Liban (Pod prąd, 1988).

Bejrut, Trypoli, Sydon, Tyr się palą
Kule, napalm, masakra, bomby wybuchają
Gwiazda Dawida i krzyże na sztandarach
Al Fatach i półksiężyc, a Liban na kolanach

Kolejny rok, a Liban płonie
Obłędny taniec nad własnym grobem
W imię Chrystusa i Mahometa
Żywe torpedy giną w płomieniach

Zabito 5000, trudno sprawcę znaleźć
Zabito prezydenta, morderca jest nieznany
Czołgi rożnej produkcji złote plaże zorały
Liban płonie w ogniu, lecz krwi ciągle za mało

Kolejny rok, a Liban płonie
Obłędny taniec nad własnym grobem
W imię Chrystusa i Mahometa
Żywe torpedy giną w płomieniach

Gdzie stały dumne banki, dziś w bólu i zamęcie
Przebiega linia frontu, Bejrut jest miastem śmierci
Wyrok śmierci na Liban zaocznie gdzieś wydano
Libański cedr usycha, lecz krwi ciągle za mało

Kolejny rok, a Liban płonie
Obłędny taniec nad własnym grobem
W imię Chrystusa i Mahometa
Żywe torpedy giną w płomieniach

Kolejny rok, a Liban płonie
Obłędny taniec nad własnym grobem
W imię Chrystusa i Mahometa
Żywe torpedy giną w płomieniach

Kolejny rok, a Liban płonie
Obłędny taniec nad własnym grobem
W imię Chrystusa i Mahometa
Żywe torpedy giną w płomieniach

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz