Żeby uniknąć pochopnych decyzji, naumyślnie nie rozumuję logicznie...
piątek, 12 czerwca 2015
C(ałkiem) I(nna) A(gencja).
Całkiem Inna Agencja. W skrócie CIA, bo prościej i szybciej. Popularny wizerunek tej agencji jest, więcej niż mniej taki: zwykli pracownicy to super szpiedzy, a nie zwykli to już w ogóle, posługują się najnowocześniejszym sprzętem i super technologią, która pozwala im zajrzeć do najdalszych i najciemniejszych zakątków wroga. Ciekawe czy można sobie wybrać cel penetracji, no bo taki Watykan...Smród, bród i worki. Agenci posiadają przynajmniej doktorat z fizyki jądrowej, umiejętność posługiwania się szwajcarskim scyzorykiem, jak i umiejętność kopania innych ze skutkiem śmiertelnym. Nie jedzą pączków.
Wszystko po to, by uspokoić społeczeństwo, wmówić mu, że jest w rękach ludzi najzdolniejszych i naj...wszystko, no i, że mogą spokojnie spać. I żeby potencjalni wrogowie padli z podziwu i strachu.
Taki obraz wykreowano w fabryce snów, czyli w Świętym lesie.
Tym czasem...
Ci wspaniali ludzie, ze swoimi wspaniałymi zabawkami, zabawiali się w sposób M. Pythonowski, pewnie to był agent MI 6, ze swoimi wrogami.
Rys. Norman Mingo.
Jeden z nich, tych wrogów, miłośnik cygar, wie coś na ten temat. Próbowano go pocisnąć do grobu około 700 razy. Podsunięto mu pastę do butów wydzielającą trujące opary, odzież nasączoną talem, który spowodowałby wypadnięcie brody wodza i ośmieszenie go, co miało spowodować utratę autorytetu. Nie skorzystał. Nie udało się z czekoladowym drinkiem, bo tabletka cyjanku przymarzła do lodu i nie dało się jej oderwać na czas. Płaszczu nasączonego trucizną nigdy nie założył, jak i nigdy nie zapalił wybuchającego cygara. Jak i nie skorzystał z butów wypełnionych ładunkiem wybuchowym czy studia filmowego nasączonego środkami halucynogennymi. Zatrudniono też mafię, której człowiek miał w ulubionej restauracji zapodać pigułkę z kwasem kiełbasianym. Ale nie zapodał, przed wizytą został zwolniony, a druga próba nie wyszła, bo się zmieniła ulubiona knajpa. To wszystko tak go wyczerpało, że w wieku lat 83, wycofał się z życia publicznego. Czyli, dali radę.
Project ARTICHOKE - M K ULTRA; hipnoza wywołana podawaniem morfiny, i próby manipulowania ludzkim umysłem. Project Midnight Climax, eksperymenty z LSD na przypadkowych ludziach...;)
Ale to tylko przystawki, i w dodatku zimne.
Pierwsze danie, kiełbaski na ciepło czyli Projekt "Gay Bomb". Bomba miała bazować na niezwykle silnym afrodyzjaku, który po uwolnieniu zamienia wrogich żołnierzy w kochających się na wzajem sztywniaków. Zastanawia mnie jak rozwiązano kwestię swój-wróg.
Drugie danie, gołąbki w sosie własnym, "Project Pigeon". Kierowany pocisk rakietowy, sterowany przez gołębia. Siedzi sobie taki ptak w rakiecie, w kabinie, przed sobą ma ekran pokazujący obraz z kamery umieszczonej na zewnątrz. W chwili rozpoznania obiektu miał podziobać ekran, przekazując sygnał do centrali, tam przejmowano pocisk i kierowano do celu.
A na deser...
Kot. Dokładnie "Akustyczny kotek" ("Acoustic Kitty"). Ciche to, nie w marcu, sprawne, żywotne i ciężko złapać. A jak się w przytulaka zamieni, to i na kolanach szefa rezydentury służb wrogich się znajdzie.
Schemat agenta.
I tak, w ciągu pięciu lat, na projekt przeznaczono 20 milionów dolarów, nie wiem ile kotów. Podczas szkolenia specjaliści stwierdzili, że kota nie da się wytresować, jak chce jeść to pójdzie polować i już, a jak ten teges, to też klops. A do tego chadza własnymi ścieżkami i nie wiadomo gdzie pójdzie. Szkolenie kota ruszyło. Kot został zmodyfikowany. W uchu zamontowano mu mikro odbiornik, u podstawy czaszki wszczepiono mikro nadajnik radiowy. Bateria znalazła się w brzuchu. Tu uważam, że lepszym rozwiązaniem byłoby zamontowanie jej w miejscu dyskretnym, gdzie przy ruchu posuwisto-zwrotnym mogłaby się ładować. Cienka antena szła wzdłuż grzbietu i ogona, do czubka jego.
Agent Cat.
Po żmudnym treningu, przyszedł czas na akcję. Van, jakich wiele za wielką wodą, naszpikowany najnowocześniejszą aparaturą, podjechał pod ambasadę obcą. Kilku agentów w pełnej gotowości, sprzęt działa. Czas na kota. Uchylono drzwi...Kot ruszył do akcji. Pisk i brzdęk. Kot wpadł pod nadjeżdżającą taksówkę. Nikt nie pomyślał na szkoleniu o tym, by nauczyć zwierzaka przechodzić przez jezdnię. No i nikt nie sprawdził licznika kota, wysyłając go na akcję z live 0. W ten oto sposób, agent Kot, 5 lat pracy, 20 baniek, zamieniło się w mieszankę mięsa i futra, które zebrano z jezdni do worka, wsadzono do vana i wywieziono w nieznanym kierunku. Projekt zamknięto.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz