Zdjęcie to przypomniło mi pewną historię. Działo się to w czasach zamierzchłych, na pewno wiek poprzedni. Dla ułatwienia, przedstawię to jako sztukę, dramat w jednym akcie.
Sztuka pod tytułem "Kulturalny On".
Dramatis personæ:
On.
Ona.
Mama.
Scena pierwsza, akt jedyny.
On i Ona, jak większość onych, zmagali się z brakiem miejsca dla siebie. Gdy Mama oznajmiła, że wyjazd ma tygodniowy, do znajomej w rzeszowskiem, zdrowotny, to przyjęli wiadomość z ulgą, dla Mamy zdrowia. Gdy Mama wyjechała, oni zaprzestali uczęszczania na wykłady i zajęli się pilnowaniem domu. Pilnowali go gorliwie, po najniezbędniejsze rzeczy go opuszczając, w sensie ich zakupu. Inne niezbędności załatwiali wewnątrz, bez wychodzenia i wytchnienia. Bo to miasto było. I tak, pewnego dnia, On stojąc..W niej trwał...Ona trwanie to przyjmowała bez słów, bo słów nie było trza i niemożliwości były wiadome. Wtem, drzwi się otwarły i weszła Mama...Ona nic, rzęsami nakryła oczy i milczy, mając usta grzechu pełne. Mama z bladości przeszła w ciemny róż. On, w tym momencie czuje się jak rycerz. Musi wszystko wziąć na klatę i wyjaśnić, stojąc w zwarciu i bez gaci, i będąc twardym. Więc, w te słowa się odzywa: Przez żołądek do serca...Krasząc to gupim uśmiechem. Ona się zacisła, wzbudzając w Nim barbarzyństwo i ruchawkę...Mama, bez słowa wyszła. Po czasie odpowiednim, On miał opuścić lokum. Wychodząc, zajrzał do salonu, gdzie siedziała Mama, pijąc kawę i jedząc ciastko. On, kulturalnie wychowany, wychylając głowę rzekł: "smacznego"...Usłyszawszy dziwne odgłosy, chciał zawrócić, ale siła straszliwa jakaś wystawiła go przed drzwi, których to, nikt nie otwierał....
Spotykali się jeszcze długo, według najlepszych polskich tradycji konspiratorskich. On "Twardy", ona "Róża"...
-Czy dałby mi pan w zęby, gdybym pana kawałek odprowadził?
Teraz doprawdy zaniemówiłem z wrażenia.
- Panie - zwrócił się do mnie w drodze, cokolwiek zażenowany - chyba pan jest jakimś nikczemnym Niemcem, co?
- Nie. Jestem Węgrem.
- Węgrem?
- Tak.
- A co to jest? Naród? Pan chyba drwi sobie z mojego nieuctwa.
- Skądże znów. Mówię całkiem serio. To naród.
- A gdzie ci Węgrzy mieszkają?
- Na Węgrzech. Między Austrią, Rumunią, Czechosłowacją i Jugosławią.
- Ależ figlarz z pana...przecież te kraje Szekspir wymyślił!
I wybuchnął gromkim śmiechem.
- A jakim językiem mówią Węgrzy?
- Po węgiersku.
- Niech pan powie coś po węgiersku. Ja spokrewniony ze śmiercią, I kocham miłość gasnącą, Zawsze bym chętnie całował W drogę idących. [po węgiersku] Endre Ady (1877-1919), Krewny śmierci, tłum. Tadeusz Fangrat.
- Nie powiem. Ładny język. Ale mnie pan nie oszuka. To było po hindusku i oznacza: "Szlachetny przybyszu, niechaj wszyscy bogowie jak najrychlej odbędą tańce w kapciach na twym grobie...!" Ale co mi tam za różnica!...Nigdy nie rozmawiałem z prawdziwym Węgrem - to świetna okazja - pogłębiajmy naszą serdeczną przyjaźń! Niech pan dziś zje ze mną kolację. To nic, że ma mnie pan za idiotę, z czasem przyzwyczai się pan do tego.
[...]
Głupi, bo głupi, ale dżentelmen.
A Pendragorn - Legenda (Legenda Pendragonów), Antal Szerb, 1934.
Lato.
Jedna z podstawowych pór roku. Okres podwyższonych temperatur, dojrzewania nasion i owoców, wydawania na świat młodych i przygotowania ich do samodzielnego życia. Lato astronomiczne rozpoczyna się w momencie przesilenia letniego, 21 czerwca, i trwa do równonocy jesiennej, 23 września. Wiadomo, że dni się ruszają, więc daty umowne, +/- 1, 2 dni.Grudzień, Styczeń, Luty, to też lato, ale gdzie indziej.
Z przesileniem, związane jest święto najkrótszej nocy, Noc Kupały, Kupalnocka lub Kupała. Było i jest ono, świętem miłości i radości, urodzaju i płodności, jedności mężczyzny i kobiety, magi i wróżb. W tajemniczych rytuałach oddawano się opiece Swarożyca. Skacząc przez ogień dokonywano oczyszczenia. Składano ofiary, które były wlewane lub wrzucane do ognia, po uprzednim wzniesieniu toastu na cześć boga, profuzyjnych zbiorów, plenności i nie wiem czego jeszcze. Często był to miód pitny i różne plony ziemi. Słowianie zachodni nazywali ofiarę obiata, składali ją także podczas dziadów. Słowianie wschodni i południowi używali terminu żertwa (żarcie i żyr-tłuszcz oraz żar-ogień). Połabscy zaś trzeba, co podobnie jak obiata, oznaczało coś ślubowanego, obiecanego.Na marginesie, gracze w warcaby dokonują żertwy, poświęcają pionka dla późniejszej korzyści.
Przesilenie. Albert Hofmann, Bicycle Day, 1943.
Do części oficjalnej, ale nie u wszystkich, Słowianie zachodni po ofiarach przechodzili od razu do części rozrywkowej, należało jeszcze pożegnanie, przez spalenie, Jaryły. Bóstwa związanego z odradzająca się wiosną przyrodą.W skrócie, następowało pożegnanie wiosny. Jak z zimową Marzanną. Palą, topią swoich bogów, w sensie ich wyobrażenia. Całkiem przyjemnie. Tacy inni, to syna swojego boga przybili do desek. Dodam, że samego Jaryłę bardzo przyjemnie witano. Po korowodach, tańcach i pierwszym siewie, rozpoczynała się uroczysta biesiada z elementami orgiastycznymi. Czemu by nie powrócić do korzeni?
Wracając do Kupalnocki. Po zakończeniu obrzędów religijnych, następowała część przyziemna. Rozpoczynało się biesiadowanie, tańce i śpiewy, skoki przez ognisko, kojarzenie się w pary, dziewczęta wróżyły sobie puszczając wianki na wodzie. Kulminacją tych uciech cielesnych było poszukiwanie kwiatu paproci. Ciepło, słońce, kolarzówki...Pedały na swoich miejscach, pod butem, spięte łańcuchem.
W poszukiwaniu kwiatu paproci (?).
Perunowy kwiat, kwiat paproci, zakwitający podczas najkrótszej nocy w roku, miał zapewnić znalazcy bogactwo i dostatek. Nic w tym dziwnego, poza faktem, że paproć nie kwitnie. Tak mówią botanicy. Czego więc, poza obłapianiem nocnem, po lesie ludziska szukali? Zygmunt Gloger, w Encyklopedii staropolskiej (1900-1903), pod hasłem "Rośliny miłośnicze",
wspierając się między innymi dziełem Marcina z Urzędowa, XVI wiecznego polskiego botanika, zielarza, lekarza i księdza, Herbarz Polski to jest o przyrodzeniu ziół i drzew rozmaitych i inszych rzeczy do lekarstw należących księgi dwoje, 1543-1553, podanie wywodzi ze zwyczaju nacierania się przez kobiety nasięźrzałem, co miało podnieść atrakcyjność niewiast i przyciągnąć spojrzenia płci przeciwnej. Wymowna jest sama nazwa, na się-na nacierającą się niewiastę, źrzeć-spojrzeć...A wspomina o niej Aleksander Brückner, w swoim słowniku, że już od XV wieku jest notowana. A perunowy, bo wiadomo, Perun, burze i pioruny, napięcie w przyrodzie...
Koło paproci, Kwiat paproci (W noc świętojańską),
Witold Pruszkowski, 1875.
Jak przystało na magiczną roślinę i czas, nie mogło być za
prosto, bo było by za łatwo. Musiała bowiem białogłowa, spragniona męskiego towarzystwa, zrobić co
następuje [za Z. Glogerem]: "A więc upatrzywszy za dnia miejsce, gdzie
rośnie nasięźrzał, musi iść tam o północy nago i obróciwszy się tyłem - żeby
jej diabeł nie porwał - rwać go, wymawiając pewną formułę, którą wyżej
zamieściłem".
Wzmocnienie siły magicznej następowało po wypowiedzeniu tej
formuły:
Nasięźrzale,
nasięźrzale, Rwę cię śmiale, Pięcią palcy, szóstą, dłonią, Niech się chłopcy za mną gonią; Po stodole, po oborze, Dopomagaj, Panie Boże.
Do powstania legendy miał się też przyczynić bałagan,
panujący w systematyce do początku XIX wieku. W różnych rejonach ta sama
roślina nosiła przeważnie inne nazwy. Zaś mianem paproć określano wiele roślin
występujących na terenach podmokłych, z których wiele kwitnie w czerwcu. Jest
jeszcze ślad indoeuropejski, pap-r, który oznacza sitowie. Dochodzą tu
jeszcze gatunki "kwitnących paproci", których płodne części liści
zebrane w grona mogą wyglądać jak kwiaty.
Niejasno wygląda też sprawa nazewnictwa. Noc Kupały. Nazwa
święta ma pochodzić od Wenetów, wchłoniętych przez Słowian. Najczęściej
wywodzona jest z indoeuropejskiego słowa kup-żarzyć się, co łatwo
połączyć z ogniem i jego bóstwami, i kump-grupa, plemię. To miało by
określać wspólnotę w poddaniu się obrzędom. Wywodzona jest także z imion bogów
miłości, rzymskiego Kupidyna i słowiańskiego Kupały. Echem chrystianizacji są inne nazwy tego
święta. Noc Świętojańska, z przesunięciem daty na 23/24 czerwca, bo 24 jest
umownym dniem śmierci św. Jana Chrzciciela, i jest dość zbieżna z Kupałą.
Kościół przegrywając walkę chrystianizacyjną, zaadaptował święto pogańskie
nadając mu patrona, nowe znaczenie rytuałom i nazwę. Także Sobótka pokazuje jak prawdopodobnie kościół odnosił się do tego święta. Gdyż był to
mały sabat, na którym zbierały się czarownice i demony...Choć bardziej
prawdopodobne wydaje się, pochodzenie tej nazwy od Ślęzy, gdzie znajdowała się
świątynia Kupały, a góra była nazywana Sobótką. Ale nigdy nic nie wiadomo, bo
góra mogła przejąć nazwę, prócz tego, że się świetnie bawili. Czego efektem jest
przesąd, że bociany dzieci przynoszą. Taki efekt kupalnocki. Bo po dziewięciu
miesiącach, od nocnych manewrów, w marcu bociany już zaczynają wracać do
dom...;) W tym samym czasie następował nadmierny wysyp populacji. W
Wielkopolsce panowało przekonanie, że bocian z jakiegoś tajemniczego stawu
przynosi noworodka. Staw, podmokłe tereny, kwiat paproci.
Koło stawu (?)
Płeć też jest zagadkowa. Kupała może być trzecim synem
Swaroga, lub przyjmując trójpostaciowość boga, samym Swarogiem, albo boginią miłości, urodzaju i płodności oraz patronką "mądrych
niewiast", utożsamianą z Ładą, zachodniosłowiańską boginią płodności i
wegetacji. Jak kto woli.
Teraz w duchu pogańsko-chrześcijańskim, możemy barłożyć się w
najlepsze od 21 do 24, będąc bardzo świętojebliwymi...
Alibabki, Kwiat jednej nocy, 1969
.
Zakwita raz, tylko raz, biały kwiat. Przez jedną noc pachnie tak, ach! Przez taką noc Królowa Jednej Nocy ogląda świat. A swiatło dnia zdmuchuje kwiatu płomień na wiele lat.
Zapala się tylko na pare chwil, Gdy cały świat wokół śpi, ach! A pachnie tak jak piołun i wanilia - kwiat, biały kwiat. Przez taka noc Królowa Jednej Nocy ogląda świat.
Przez taka noc Królowa Jednej Nocy ogląda świat Ten dziwny kwiat sekret mój dobrze zna: Raz kocham na wiele lat, ach! Oczami snu spojrzymy zakochani na cały świat. I nie wie nikt dla kogo zakwitniemy, ja i ten kwiat. Mój sekret zna biały kwiat, Mój sekret zna biały kwiat Mój sekret zna biały kwiat
1955 rok, przyszedł na świat Kermit. Zrobił go Jim Henson, przy udziale zielonego materiału i dwóch piłeczek pingpongowych. W tym też roku, Kermit spotkał się na antenie z Harrym Hipsterem, Chicken Liverem ;), i resztą ferajny. Są jednak hipsterzy starej daty. Na początku swojej kariery, Kermit, nie do końca był żabą, bardziej jaszczurką. Jednakże przy pomocy nożyczek, i innych ostrych narzędzi, w rękach odpowiednich ludzi, wyewoluował do postaci żabiej. Dalej znany jako Kermit Żaba. W sumie nic nowego. W '52 były żołnierz poleciał do Holandii, a wrócił do USA, jako były mężczyzna. Na Grodzkiej pada deszcz gdy konieczność istnienia trudna jest do zniesienia...Coś pokiełbasiłem?
Kermit Żaba aka Kermit the Frog.
Hyalinobatrachium dianae. Przedstawiciel żab szklanych, odkryty nie dawno, w dżungli Kostaryki. Ponoć dlatego trwało to tak długo, rodzina i kuzyni znani od 1973, że nikt nie rozpoznał po odgłosach godowych, że to żaba. Pojedynczy, metaliczny gwizd. Bardziej pasujący do insekta, niż do płaza. I to jeszcze, że odludek, siedzący w górach, pomiędzy 400 a 900 m. n.p.m. Maleństwo, 28 do 29,4 milimetra. Skóra jest przezroczysta, co pozwala zobaczyć narządy wewnętrzne, jak i szkielet. I te patrzałki...Jakaś bardzo zagorzała fanka Kermita, ta Przyroda. Na Grodzkiej pada deszcz gdy zagadka istnienia nie zmusza do myślenia...Nie pamiętam za dobrze.
Fot. Dr Brian Kubicki.
Żabcia wygląda uroczo, i nie dziwi, że mogła za wygląd wskoczyć na pierwsze strony gazet. Ale to tylko żabcia. Z gwizdałką. Kermit Żaba natomiast, potrafił długo bawić młodszych i starszych, zapracowując sobie ciężko, z Miss Piggy, na miano Gwiazdy. Zarobił gwiazdę w alei, a w 1976 roku Brytyjska Akademia Sztuk Filmowych i Telewizyjnych uznała go za najlepszego aktora telewizyjnego. O! Czy te oczy mogą kłamać...
Hyalinobatrachium dianae i Kermit Żaba.
I jak to w show biznesie jest, nie ma nic za darmo. Dla roli, zrobi się wszystko. Nie inaczej. Choć może się nam to grubo odbić.
Kermit the Hutt aka Kermit the Frogas Jabba the Hutt, (nydailynews).
Adrianna Biedrzeńskia i Krzysztof Zamachowski, Czy te oczy mogą kłamać...
Brian Kubicki, Stanley Salazar, Robert Puschendorf, A new species of glassfrog, genus Hyalinobatrachium (Anura: Centrolenidae), from the Caribbean foothills of Costa Rica, Zootaxa, 2015.
Całkiem Inna Agencja. W skrócie CIA, bo prościej i szybciej. Popularny wizerunek tej agencji jest, więcej niż mniej taki: zwykli pracownicy to super szpiedzy, a nie zwykli to już w ogóle, posługują się najnowocześniejszym sprzętem i super technologią, która pozwala im zajrzeć do najdalszych i najciemniejszych zakątków wroga. Ciekawe czy można sobie wybrać cel penetracji, no bo taki Watykan...Smród, bród i worki. Agenci posiadają przynajmniej doktorat z fizyki jądrowej, umiejętność posługiwania się szwajcarskim scyzorykiem, jak i umiejętność kopania innych ze skutkiem śmiertelnym. Nie jedzą pączków.
Wszystko po to, by uspokoić społeczeństwo, wmówić mu, że jest w rękach ludzi najzdolniejszych i naj...wszystko, no i, że mogą spokojnie spać. I żeby potencjalni wrogowie padli z podziwu i strachu.
Taki obraz wykreowano w fabryce snów, czyli w Świętym lesie.
Tym czasem...
Ci wspaniali ludzie, ze swoimi wspaniałymi zabawkami, zabawiali się w sposób M. Pythonowski, pewnie to był agent MI 6, ze swoimi wrogami.
Rys. Norman Mingo.
Jeden z nich, tych wrogów, miłośnik cygar, wie coś na ten temat. Próbowano go pocisnąć do grobu około 700 razy. Podsunięto mu pastę do butów wydzielającą trujące opary, odzież nasączoną talem, który spowodowałby wypadnięcie brody wodza i ośmieszenie go, co miało spowodować utratę autorytetu. Nie skorzystał. Nie udało się z czekoladowym drinkiem, bo tabletka cyjanku przymarzła do lodu i nie dało się jej oderwać na czas. Płaszczu nasączonego trucizną nigdy nie założył, jak i nigdy nie zapalił wybuchającego cygara. Jak i nie skorzystał z butów wypełnionych ładunkiem wybuchowym czy studia filmowego nasączonego środkami halucynogennymi. Zatrudniono też mafię, której człowiek miał w ulubionej restauracji zapodać pigułkę z kwasem kiełbasianym. Ale nie zapodał, przed wizytą został zwolniony, a druga próba nie wyszła, bo się zmieniła ulubiona knajpa. To wszystko tak go wyczerpało, że w wieku lat 83, wycofał się z życia publicznego. Czyli, dali radę.
Project ARTICHOKE - M K ULTRA; hipnoza wywołana podawaniem morfiny, i próby manipulowania ludzkim umysłem. Project Midnight Climax, eksperymenty z LSD na przypadkowych ludziach...;)
Ale to tylko przystawki, i w dodatku zimne.
Pierwsze danie, kiełbaski na ciepło czyli Projekt "Gay Bomb". Bomba miała bazować na niezwykle silnym afrodyzjaku, który po uwolnieniu zamienia wrogich żołnierzy w kochających się na wzajem sztywniaków. Zastanawia mnie jak rozwiązano kwestię swój-wróg.
Drugie danie, gołąbki w sosie własnym, "Project Pigeon". Kierowany pocisk rakietowy, sterowany przez gołębia. Siedzi sobie taki ptak w rakiecie, w kabinie, przed sobą ma ekran pokazujący obraz z kamery umieszczonej na zewnątrz. W chwili rozpoznania obiektu miał podziobać ekran, przekazując sygnał do centrali, tam przejmowano pocisk i kierowano do celu.
A na deser...
Kot. Dokładnie "Akustyczny kotek" ("Acoustic Kitty"). Ciche to, nie w marcu, sprawne, żywotne i ciężko złapać. A jak się w przytulaka zamieni, to i na kolanach szefa rezydentury służb wrogich się znajdzie.
Schemat agenta.
I tak, w ciągu pięciu lat, na projekt przeznaczono 20 milionów dolarów, nie wiem ile kotów. Podczas szkolenia specjaliści stwierdzili, że kota nie da się wytresować, jak chce jeść to pójdzie polować i już, a jak ten teges, to też klops. A do tego chadza własnymi ścieżkami i nie wiadomo gdzie pójdzie. Szkolenie kota ruszyło. Kot został zmodyfikowany. W uchu zamontowano mu mikro odbiornik, u podstawy czaszki wszczepiono mikro nadajnik radiowy. Bateria znalazła się w brzuchu. Tu uważam, że lepszym rozwiązaniem byłoby zamontowanie jej w miejscu dyskretnym, gdzie przy ruchu posuwisto-zwrotnym mogłaby się ładować. Cienka antena szła wzdłuż grzbietu i ogona, do czubka jego.
Agent Cat.
Po żmudnym treningu, przyszedł czas na akcję. Van, jakich wiele za wielką wodą, naszpikowany najnowocześniejszą aparaturą, podjechał pod ambasadę obcą. Kilku agentów w pełnej gotowości, sprzęt działa. Czas na kota. Uchylono drzwi...Kot ruszył do akcji. Pisk i brzdęk. Kot wpadł pod nadjeżdżającą taksówkę. Nikt nie pomyślał na szkoleniu o tym, by nauczyć zwierzaka przechodzić przez jezdnię. No i nikt nie sprawdził licznika kota, wysyłając go na akcję z live 0. W ten oto sposób, agent Kot, 5 lat pracy, 20 baniek, zamieniło się w mieszankę mięsa i futra, które zebrano z jezdni do worka, wsadzono do vana i wywieziono w nieznanym kierunku. Projekt zamknięto.
Fot. Brykiet Noga. Nie ma, nie ma wody na pustyni, a wielbłądy nie chcą dalej iść Czołgać się już dłużej nie mam siły, o, jak bardzo, bardzo chce się pić Nasza karawana w piach się wciska, tonie w niej jak stutonowa łódź Nasz kapelmistrz patrzy na nas z bliska, brudne włosy stoją mu jak drut Nasz kapelmistrz pije stare wino, w oczach jego widzę dziki blask Spił się już dokładnie tak jak świnia i po tyłkach batem bije nas
Ref.:
La, la, la, la, la, la, la, la, la, la La, la, la, la, la, la, la, la, la, la
Pustynia wciąga nas od głowy do pięt Wypala oczy, suszy ciało i krew I tylko tra, tra, tra, zgrzyta w zębach piach Słońce opala brzuchy, wiatr tarmosi nasze ciuchy
Ref.
Tylko piach ! Suchy piach ! Tylko piach ! Suchy piach ! Tylko...
Nie ma, nie ma wody na pustyni, a przed nami jeszcze drogi szmat Czyja to jest kara, kogo wina, że czołgamy się już tyle lat ? Nasz kapelmistrz pije stare wino, w oczach jego widzę dziki blask Spił się już dokładnie tak jak świnia i po tyłkach batem bije nas
Ref.
Pustynia wciąga nas od głowy do pięt Wypala oczy, suszy ciało i krew I tylko tra, tra, tra, zgrzyta w zębach piach Słońce opala brzuchy, wiatr tarmosi nasze ciuchy
Afryka. Kontynent tkwiący w paleolicie, gdzie można spotkać bliskich kuzynów "Lucy", jak i w XXI wieku, gdzie telefony komórkowe i loty międzyplanetarne to chleb powszedni. We wrześniu, 2003 roku, w Sudanie wybucha panika. Wieść niesie się szybko, plotką i sms-em, że mężczyznom znikają penisy, a spowodowane to jest przez uściśnięcie dłoni nieznajomego. Tajemniczy cudzoziemcy krążą po mieście. Na ludność padł blady strach, głównie na męską jej część. Hmm...Czy na murzyna może paść blady strach? I czy to już rasizm? W tym samym czasie odbywają się istotne negocjacje, między wiceprezydentem Ali Othmanem a przywódcą SPLA, Johnem Garangiem. Coś jak u nas kiełbasa wyborcza, ale bardziej dosłownie. To się nazywa zadymianie.
Statek potworów (La Nave de los Monstruos), reż. Rogelio A. González, 1960.
Plotka, sms, głuchy telefon. Zasada ta sama. Każda kolejna wiadomość ma coraz mniej wspólnego z pierwotną formą. Do tajemniczych cudzoziemców, dołączyli członkowie miejscowego plemienia. Pojawił się też jeden gość z zachodniej Afryki, który z czasem okazał się grupą członków, też z zachodu. Pomidor.
Jako pierwszy opisał całą historię, korespondent z zagranicy, Kamal Hassan Bakhit, z Al-Quds Al-Arabi. Pisał, że: "Źródłem grozy jest cudzoziemiec z zachodniej Afryki, który włóczy się po rynku miasta i opróżnia spodnią część męskiej garderoby, poprzez uścisk dłoni", i, że: "Ludzie nie chcą się witać, przez podanie ręki, z nikim kogo nie znają". Poinformował także, że policja otrzymała wiele skarg, na kogoś posługującego się pseudonimem Przyjaciel Szatana, i że wszczęte zostało śledztwo w wyniku którego aresztowano obcokrajowca, przy którym znaleziono szaliki, księgi czarów i około 1500$. Pewnie jakiegoś skauta, z klubu Ekstraklasy zgarnęli...
Plan dziewięć z kosmosu (Plan 9 from outer space), Edward D. Wood Jr. 1959.
Dwie z ofiar zgodziły się opowiedzieć swoją historię. Handlarz tekstyliami powiada, że mężczyzna z zachodniej Afryki, zaszedł do jego sklepu kupić materiał. Transakcję szybko sfinalizowano, a na zakończenie obcy uścisnął dłoń właściciela sklepu. W tym samym momencie kupiec poczuł, że jego penis zniknął w jego ciele. Druga z ofiar, odmówiła podania danych. W jej przypadku sytuacja wyglądała inaczej, niż większość zgłoszonych. Podczas przechadzki po rynku miejskim, zbliżył się do niego nieznajomy i zaproponował mu kupno grzebienia, oraz jego wypróbowanie. Gdy to zrobił, w przeciągu kilku sekund poczuł dziwne uczucie i stwierdził, że stracił swojego penisa. Mówi, że Przyjaciel Szatana wyssał jego męskość i zażądał 3000$, jeśli chce ją odzyskać.
Tajemniczy przybysze (Chikyu Boeigun / The Mysterians), Ishirô Honda, 1957.
Ruszyło śledztwo. Aresztowano 40 osób, które złożyły skargę ;) i 50 podejrzanych o czary i oszustwa. Wiele osób z zachodniej Afryki znalazło się w areszcie po doprowadzeni przez tłum. Policja miała problem z narastającymi zamieszkami. Do ich opanowania włączyli się znani politycy i prokurator generalny, twierdząc, że pierwszy poszkodowany jest całkowicie zdrowy fizycznie, jak podał lekarz i będzie sądzony za zakłócanie porządku. Kolejny raport mówi, że poszkodowani cierpią na nerwice i psychozy. Wysoka rangą policjantka powiedziała, że są podejrzani, którzy stali się ofiarami. Oskarżono ich o coś czego nie zrobili. Jeden z oskarżonych dowiedział się od żony, że jego córka będzie operowana w szpitalu, po tym jak poczuła bóle brzucha. Udał się się do szpitala żeby być przy dziecku, ale po drodze się zgubił. I jak się kogoś zapytał o drogę, to go oskarżono o ściskanie dłoni w celu zniknięcia penisa. Doszło do tego, że już sam tajemniczy obcokrajowiec miał być cyborgiem, wyposażonym we wszystkie cuda techniki, pozwalające usuwać penisy.
Napalone odkurzacze z Marsa (Over-sexed Rugsuckers from Mars), Michael Paul Girard, 1989.
Abbas Ja'far, sudański dziennikarz, mieszkający za granicą, opisał przypadek gdzie mężczyzna stracił penisa po kontakcie z grzebieniem elektronicznym. Elektroniczne grzebienie wykorzystują hodowcy zwierząt. Podczas czesania wykrywa pchły czy wszy i razi je impulsem elektrycznym. W krajach Trzeciego Świata popularne są wersje dla ludzi. Napisał: "Nie ma wątpliwości, grzebień jest robotem chirurgicznym, sterowanym laserowo, który przenika przez czaszkę i przechodzi do właściwych działań w dolnej części ciała, kastrując mężczyznę". Do utraty penisa dochodziło też bez kupna grzebienia, sygnałem dla nano-botów było uściśnięcie ręki. Zjechał ofiarę, jak mógł użyć grzebienia od nieznajomego, gdy nawet w rodzinie się nie pożycza. To syjonistyczny spisek, podsumował. "Ten człowiek, który twierdzi, że jest z Afryki zachodniej, jest syjonistyczno-imperialistycznym agentem, wysłanym w celu pozbawienia możliwości prokreacji naszych mężczyzn i zahamowaniu naszego przyrostu naturalnego". Tako rzecze Zaratustra.
Porkchop, Eamon Hardiman, 2010.
Świetny materiał na film. Patrząc na przykłady, nie takie numery się już wykręciło. Co do samego schorzenia, to przypadki koro nawiedzają nie tylko Afrykę, ale ten był najbardziej malowniczy. No bo, co to za epidemia wywołana mięsem z nielegalnego uboju świń. Przykład koro z Singapuru. A jest to dobry sygnał do pociągnięcia całej serii. Choć przy Sky Sharks, gdzie spustoszenie sieje tajna broń III Rzeszy, w postaci nazistowskich zmutowanych latających zombie-rekinów...To może być pikuś.