poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Zalani w trupa.

Do picia trzeba głowę mocną mieć. To po pierwsze. Po następne, przydać się mogą twarde kości, siła fizyczna, refleks...Umiejętność pływania. A to na wypadek potopu. Noe, co prawda, zmajstrował sobie na tę okoliczność łajbę, ale zalać się na taką skalę, to już skaranie Boskie. I rozpusta. Szkoci tak rozrzutni nie są i zalali się w skali micro. W Glasgow, roku pańskiego 1906.


Fachowiec redagował pismo, co wychodzi w objętości jednego arkusza, szkoda, że nie w cm³. A było to tak:

Katastrofa z powodu pęknięcia zbiornika od okowity. Dnia 21 października z. r. pękł w Glasgow główny rezerwuar i 280 000 litrów spłynęło, gdy pękł sufit, do niższego piętra. Czternastu robotników znajdujących się w tym lokalu walczyło ze śmiercią tonąc w okowicie. Pod ogromnym naciskiem pękły wreszcie mury i okowita nagle wypływając rzuciła robotników z taką gwałtownością na mur przeciwległy, iż trzech zostało zabitych na miejscu, a resztę wyniesiono noszami do lazaretu.
Strumieniem przeszło dwie stopy głębokim płynęła okowita wartkim prądem ulicą wywracając ludzi i konie. Na szczęście nie zapaliła się okowita, gdyż w tym razie byłoby nieszczęście przybrało rozmiary nieobliczalne.





Ale nie tylko łiski się zalać można. 15 stycznia 1919 roku, w Bostonie, runął zbiornik z melasą. 15 metrów wysokości i 27 metrów szeroki. Melasy używa się na przykład, przy produkcji rumu. Na początku XX wieku była wykorzystywana nawet do produkcji materiałów wybuchowych. Fala potwornej słodkości, mierząca czasami 4,5 metra, popędziła przez miasto. Pociągnęła za sobą ludzi, zwierzęta, budynki, i wiadukt kolejowy. 8 milionów litrów. 21 zabitych osób, 150 rannych, najmłodszy to 10-cio latek, zabity przez największego cuksa.  W śledztwie chciano ugotować w tym anarchistów, że zamach. Nic z tego. Wyszło, że poleciano po kosztach, zła eksploatacja. Pękły nity przy wspornikach, poleciał zbiornik. I było za ciepło, 4 stopnie powyżej zera, w styczniu. To się za szybko fermentowało. 

Po bitwie, Boston. (Boston Public Library)



I na piwku się wykopyrtnąć da radę. 17 pazdziernik 1814, w Londynie na Tottenham Court Road, stał sobie browar Meux and Company, zwany "podkówka", Horseshoe Brewery. A w browarze, jak to w browarze są kadzie. No i taka kadź sobie pękła. 610000 litrów warzącego się piwa popłynęło, przewracając po drodze następne kadzie. Jak domino. W efekcie ok 1500000 litrów piwa wypłynęło z browaru. Fala była na tyle potężna, że uszkodziła dwa domy i przewróciła mur pobliskiego pubu, pod którym zginęła barmanka. W pierwszej chwili liczba ofiar była szacowana na 20-30, ale skończyło się na 8, w tym dwoje dzieci i nastolatka. Wielki tłum rzucił się do akcji ratowniczej...Co kto miał i zdążył złapać, z tym przybiegał. W użyciu były butelki, rondle, czajniki i patelnie, wiaderka i kubki. Akcja ta ponoć przerodziła się w Wielka popijawę, obfitującą w sceny gorszące. Trochę to utrudniało właściwą akcję ratunkową. Browar pozwano do sądu. Sąd orzekł, że Bóg tak chciał, i to tylko wypadek, właściciela uniewinnił. Ale i tak zbankrutował.

Meux’s and Company, HorseShoe brewery, Tottenham Court Road in 1830.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz