Olbrzymia pusta przestrzeń, po której hulają mgły i wiatr świszcze potępieńczo. Hieronim widzi siebie ubranego w tradycyjny strój szlachecki a la Pan Wołodyjowski, z karabelą u boku, stojącego pośród tej pustki w gęstej mgle. Rozgląda się na wszystkie strony i jest zdenerwowany. Dla dodania sobie otuchy ściska drżącą dłonią swą wierną, dyndającą u boku, karabelę. Stopniowo mgła rozwiewa się i jego oczom ukazuje się mrożący krew w żyłach widok. Otóż widzi przed sobą nieprzebrane zastępy jazdy japońskiej.
W oddaleniu nieprzebrana tłuszcza żołnierska, coś jak z "Krzyżaków" i "Faraona". Bliżej wojownicy w tradycyjnych strojach samurajskich.Hieronimowi zgroza maluje się na twarzy, ale stara się być dzielny i widać, że toczy walkę wewnętrzną ze swoim strachem, gdyż chce wykazać odwagę przodków spod Kircholmu i innych historycznych miejsc.
W tym momencie jazda japońska rusza na Hieronima. Hieronim jest przerażony, lecz oto oczom jego ukazuje się koń biały, polski. Koń wydobył się z mgły jak Wenus z piany morskiej a teraz stoi, kopytem przebiera i skubie trawę. Tradycyjny widoczek Malczewskiego. Seria uczuć patriotycznych przecinająca oblicze Hieronima.
Hieronim niewiele myśląc dosiada konia. Żegna się w imię ojca i syna, z atencją i namaszczeniem dobywa wiernej karabeli i całuje ją czule w połyskujący metal.
Tymczasem jazda japońska w pełnym galopie kieruje się na pozycje Hieronima. Hieronim, widząc zbliżające się oddziały, również spina konia ostrogami. Koń jest jednak jakiś niemrawy. Wcale nie chce ruszyć. Hieronim walczy z koniem, starając się nakłonić bydlę do startu.
Wtedy z boku, gdzieś z mgły, wyłania się klasyczna wycieczka Japończyków. Są obwieszeni aparatami fotograficznymi, uśmiechają się i z wielkim zaangażowaniem robią zdjęcia sobie i oraz wszystkiemu dookoła. Na końcu wycieczki pojawia się Chochoł z Wesela, również obwieszony aparatami. Wycieczkę prowadzi japońska przewodniczka, która w charakterystyczny sposób trzyma nad swoją głową chorągiewkę rozpoznawczą, pokazuje palcem dookoła w różne miejsca i coś fachowo oraz energicznie opowiada. Klasyczna scena ze zwiedzania Luwru: Japończycy pokazują sobie palcami Hieronima, japońską jazdę i są coraz bliżej. Hieronim jest zdezorientowany, bo jazda japońska galopuje co prawda na całego, natomiast wcale się do niego nie zbliża. Przybliża się natomiast wycieczka Japończyków.
Błyskają flesze. Chochoł też robi zdjęcia. Hieronim ogania się od tych błysków, jak od natrętnych much, ale bezskutecznie.
W pewnej chwili jedna z serii błysków oślepia go i Hieronim z okrzykiem: "Matko Boska Częstochowska!" wali się z konia na mokrą ziemię ojczystą, porośniętą trawą.
Powrót do realności. Hieronim leży krzyżem przed ołtarzem kościoła, a okrzyk "Matko Boska Częstochowska!" niesie się echem po świętym budynku...
Okazuje się, że Hieronim nie jest sam. Stoi nad nim małżonka Leokadia i przygląda się mu z dezaprobatą. Leokadia kręci ze smutkiem głową i mówi:
-Hirek, nie leż już tutaj dłużej, Panu Bogu się nie podoba twoja pych. Zamiast jak inni ludzie to ty leżysz.
Hieronim po rzeczywistości zdezorientowany, co najmniej jakby ujrzał przed chwilą metalowego Pinokia. Resztki wizji kołują się mu po głowie. Leokadia dodaje:
- i nie drzyj się na cały kościół, bo wszystkich wystraszysz i ksiądz proboszcz będzie miał pretensje. I tak ledwie ci pozwolił leżeć krzyżem dwa dni bez jedzenia i picia.
-Cicho babo. Nie widzisz, że dwa dni krzyżem leże...
Nagle podrywa się z siedzenia i rzuca na kolana ze słowami żarliwej modlitwy:
- Matko Przenajświętsza pomóż mi odsunąć przeszkody i zetrzeć głowy bestii jak to uczynił święty Jerzy, patron mego ojca Jerzego Odrowąża Pińskiego...
Tu zwraca się w pośpiechu do małżonki:
- A wiesz Leoska, że mnie złe kusiło...Widziałem japońskiego Chochoła...Robił mi zdjęcia...
Stam.
Malarze.
(?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz